„Drewniany karabin" jest ważny także jako świadectwo poglądów Różewicza z lat 40. Będąc pracownikiem magistratu obsługującym „mienie pożydowskie", zaopatruje dozorców w miotły, ale odwiedza też najbiedniejsze rodziny mieszkające w suterenach. „Nie przypominały cywilizowanych siedzib – ciemne i wilgotne piwnice, światło docierało przez zasłonięte albo zakratowane okienka, w suterynach gnieździły się przeważnie wielopokoleniowe i wielodzietne rodziny (...). Czasem w ciemnym kącie odzywało się jakieś chrypienie, kaszel, spluwanie... to leżeli przywiązani chorobą do łóżka dziadkowie... Leżało to ludzkie barachło, porzucone przez boga i ludzi... z kąta śmierdział uryną kubeł (...) a na ścianie wisiał »święty obrazek« (...) po wyjściu z takiego mieszkania myślałem o Żeromskim, szklanych domach, ludziach bezdomnych...(...) Piłem pełnymi łykami z najpiękniejszego źródła, jakim był młody i pierwszomajowy socjalizm Żeromskiego i Ziuka – Piłsudskiego... i marzyłem o tym, że wyzwolona Polska będzie socjalistyczna... że ludzi wyprowadzi się z tych jaskiń na słońce".
Nie bez znaczenia było inne doświadczenie. Gdy krył się przed Niemcami na jednej z melin, zostało rozpoznane jego „niepewne" pochodzenie. Uciekał i ostatecznie przechował go wiejski kolega z gimnazjum Józek Sosiński, po wojnie wykładowca w partyjnej szkole. W „Drewnianym karabinie" czytamy: „środowisko akowskie miało Józkowi za złe, że był lewicowy i partyjny, ale to »środowisko« i mnie jeszcze teraz ma »za złe«, choć nigdy nie byłem w partii, w AL, ani w UB... jak to o mnie plotkowano w kołach »kombatanckich«, wśród których plątało się coraz więcej rozmaitych NSZ-owców i zwykłych głupców".
Dziś „Drewniany karabin" w ważny sposób wpisuje się w debatę na temat żołnierzy wyklętych. Różewicz, który jako żołnierz AK w stopniu kaprala podchorążego redagował pismo „Czyn Zbrojny" i od czerwca 1943 r. do listopada 1944 r. walczył w szeregach leśnego oddziału, tamten czas opisywał następująco: „Coraz mniej mają do powiedzenia prawdziwi AK-owcy i prawdziwi partyzanci, za AK-owców podają się często NSZ-owcy... którzy zostali wcieleni do AK i nie tylko za okupacji anarchizowali oddziały AK, wprowadzili swój styl i podejmowali często niegodne żołnierza polskiego akcje, składając to wszystko na rachunek AK. AK miało co niemiara kłopotów z tymi »przefarbowanymi żołnierzami«". Podobną opinię wyraził dowódca AK gen. Bór-Komorowski.
Rudiš: Dystans do świata na sposób czeski
„Ostatnią podróżą Winterberga" Jaroslav Rudiš po mistrzowsku dialoguje z pisarzami Europy. Podjął temat jej utraconego dziedzictwa. Tak jak Tokarczuk w nagrodzonych Noblem „Księgach Jakubowych", ale w czeskim stylu.
Jama Kafki
Przez pryzmat frazy „niegodne żołnierza polskiego akcje" lepiej można zrozumieć partyzancki dramat „Do piachu" Różewicza, opisujący jak za „bandziorkę", w tym przypadku napad na plebanię i zgwałcenie gospodyni, z trzech winnych przestępstwa, po tym jak dwóch prowodyrów uciekło, ukarano karą śmierci nierozgarniętego wiejskiego chłopaka Walusia. W dzienniku Różewicz wspominał podobną egzekucję: sosnową gałązką zdejmował ze spodni grudę mózgu zastrzelonego. Sztukę pisał od 1955 do 1972 r., kiedy została objęta zapisem cenzury, wygasłym dopiero w 1979 r. Premierę w Teatrze na Woli wyreżyserował za swojej dyrekcji Tadeusz Łomnicki, wówczas członek Komitetu Centralnego PZPR, skądinąd o przeszłości akowskiej, a jednak, po protestach kombatantów, spektakl zdjęto z afisza. Trudno w PRL, gdy generalnie szkalowano AK-owców, mówić o obiektywnej aurze do rozmowy o różnych obliczach partyzantki, tym bardziej że „bandziorkę" miał na koncie sam Mieczysław Moczar, patron nacjonalistycznej frakcji w PZPR. Jednak protesty, które kompletnie nie miały nic wspólnego z rzeczową historyczną dyskusją, pojawiły się także po kolejnej premierze „Do piachu", tym razem telewizyjnej, Kazimierza Kutza w 1990 r.
Jak pisze Magdalena Grochowska, Tadeusz Różewicz miał żydowskie korzenie po mamie Stefanii (1896–1957). Jej ojcem był surowy Aron Lejb Gelbard. Czytamy w biografii, że gdy jako dziecko Stefania „złamała posty żydowskie, to ojciec tarł jej dłonie cegłą. Za karę". Mając dwanaście lat, uciekła z domu, ostatecznie trafiła do księdza w Osjakowie, który ją ochrzcił i wyswatał z Władysławem Różewiczem (1886–1977), pochodzącym ze zubożałej rodziny ziemiańskiej, urzędnikiem sądowym. Żydowski wątek Różewicz najmocniej podjął w dramacie „Pułapka" z 1979 r. Przetworzył biografię Franza Kafki, wpisując Holokaust w jego przeczucie przyszłości. Motyw szuflady w dramacie mógł mieć dla Różewicza wymiar autobiograficzny. Odłożył przecież „do szuflady" temat żydowskich korzeni. Tymczasem w szufladzie biurka Franza „kłębił się tłum, masa (...) byli w chałatach jak żydzi ze wschodu...(...) nie mieli tam widać powietrza ani jedzenia (...) Oni się tam dusili i piszczeli, a ja zamykałem i otwierałem szufladę".