Od razu trzeba zadać pytanie, jaka była intencja librecisty Mozarta, czyli Lorenzo da Ponte (1749–1838), ściganego za liczne wykroczenia przeciwko Kościołowi, zmuszonego wcześniej do przejścia na katolicyzm żydowskiego syna, inspirowanego przez przyjaciela, libertyna i masona Casanovę, który oczekiwał własnego portretu na operowej scenie?
Także sam Mozart przypominał Don Giovanniego, co potwierdzał, wspominając: „Gdybym musiał poślubić wszystkie kobiety, z którymi się zabawiałem, musiałbym mieć już ze dwieście żon". Dosłownie Don Giovannim nie był, ten bowiem, jakby powiedział Witold Gombrowicz, miał na rozkładzie 1800 kobiet. Ale skoro dziś z autora „Operetki" robi się patrona konserwatystów, również Da Ponte oraz Mozart mogli zostać wyświęceni na katolickich moralizatorów.
Dlatego dla porządku warto przypomnieć, że Da Ponte największą wiedzę posiadał w dwóch kwestiach: wolności – również erotycznej, a także hipokryzji, która stanowi najbardziej pomijany temat „Don Giovanniego", mocno eksponowany za to przez włoskiego giganta światowego teatru Romeo Castellucciego właśnie w jego genialnej inscenizacji na Festiwalu Salzburskim. Można ją oglądać dzięki portalowi telewizji Arte, a trudno sobie wyobrazić lepszy spektakl uświetniający stulecie imprezy w mieście, gdzie Wolfgang Amadeusza Mozart przyszedł na świat, bo to teatr totalny, niepowtarzalny.
Gdybym musiał poślubić wszystkie kobiety, z którymi się zabawiałem, musiałbym mieć już ze dwieście żon
Świętoszek z przymusu
Właściwie całe życie librecisty „Don Giovanniego" było lekcją hipokryzji. Urodził się w żydowskiej społeczności Wenecji jako Emanuele Conegliano. W 1763 r. cała rodzina przeszła na katolicyzm z polecenia ojca, bogatego kupca, który był cennym łupem miejscowego biskupa. Żydowski ojciec i mąż dostał kościelną dyspensę, przymknięto oko na to, że zostawił żydowską żonę dla młodszej o dwadzieścia lat katolickiej dziewczyny. Jednak w zamian za to podpisał cyrograf: musiał ochrzcić siebie i wszystkie dzieci, zaś synowie mieli iść do seminarium. Przyszły librecista przyjął imię biskupa, który go chrzcił, a potem Lorenza wyświęcono na kapłana.