Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy, by zawetować ustawę umożliwiającą sprzedaż tabletki „dzień po” bez recepty, wywołała powrót do dyskusji na temat aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej. Powróciły argumenty o godności kobiet i o mężczyznach, którzy nie mają prawa się wypowiadać, ani regulować kobietom życia.
Antykoncepcja awaryjna jako społeczny bezpiecznik - kobiety bez wsparcia mężczyzn
Nie będę bronić decyzji prezydenta, bo uważam ją raczej za unik. Prezydent ma rozterki moralne wynikające z jego konserwatyzmu, ale zasłonił się ochroną małoletnich. Niemniej mam wątpliwości dotyczące argumentacji zwolenników zawetowanej nowelizacji, w myśl której zmiana prawa miała być jednym z elementów walki o godność kobiet i ochronę ich praw.
Zaryzykuję jednak tezę, że podobnie jak pełna legalizacja przerywania ciąży, tak samo pełna dostępność tabletki „dzień po”, prowadzi do tego, że odpowiedzialność za prokreację spada wyłącznie na kobietę. W konsekwencji mężczyźni – a przynajmniej ich część – mogą się czuć zwolnieni z odpowiedzialności za efekty swego postępowania. Oczywiście, mówię tu o dobrowolnych relacjach dorosłych ludzi, a nie przypadkach z kodeksu karnego, ale tutaj prawo od kilku dekad zostawia stosowną furtkę.
Czytaj więcej
Chcesz zrobić karierę w systemie ochrony zdrowia? No to nie odwołuj się do sumienia. Możesz nie chcieć aborcji, ale musisz ją robić.
Przypomnijmy, że już w 2020 r., po decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przesłanki dotyczącej ciężkiej choroby dziecka, część komentatorów zwracała uwagę, że kobiety w Polsce nie czują wsparcia ze strony mężczyzn, którzy często zostawiają bez pomocy samotnie wychowujące chore dzieci. Aborcja w przypadku wad wrodzonych traktowana była – na moment odłóżmy kwestię oceny moralnej przerywania ciąży – jako społeczny bezpiecznik, wyjście z sytuacji, w której nie mogły liczyć na mężczyzn.