Kapibara ziomara

Współczesne dzieci żyją w światach równoległych, w rzeczywistości, którą my nazywamy realną, oraz w sieci. Podobnie jest z ich kapibarami, nosaczami, lamami czy koteczkami – bohaterami memów i filmików, które wraz z pociechami pasjami oglądamy.

Publikacja: 23.02.2024 10:00

Kapibary w memach, tworzonych przez argentyńskich lewicowców, reprezentują awangardę walki z klasizm

Kapibary w memach, tworzonych przez argentyńskich lewicowców, reprezentują awangardę walki z klasizmem i gentryfikacją

Foto: adobe stock

Baby Shark” to układ ruchów, ale przede wszystkim piosenka, którą każdy słyszał i to nieraz. Znana jest od lat 70. i w USA wykonywano ją na obozach dla skautów, ale dopiero w 2016 r. obiegła cały świat, a cztery lata później stała się pierwszym utworem na YouTubie, którego liczba wyświetleń przekroczyła 10 miliardów. Składa się z powtarzanych „Baby shark, doo-doo, doo-doo, doo-doo” i dodawanych w kolejnych zwrotkach „Mommy shark”, „Daddy shark”, „Grandma shark” i „Grandpa shark”. W 2019 r., u szczytu popularności tego utworu, połowę stycznia spędziliśmy w szpitalu z naszą nowo narodzoną córeczką i każda matka i każdy ojciec śpiewali wtedy „Rekinka” swoim chorym dzieciom. „Kim jesteś autorze – zastanawialiśmy się – że z nieznanych dali internetu, trafiłeś i tutaj”. Twórcami „Baby Shark” w wersji, która podbiła świat, są Koreańczycy z Południa. Minęło kilka lat i w lutym 2023 r. dzieci wróciły ze szkoły i w drzwiach przywitały nas „The capybara song”. Piosenka o kapibarze rozpowszechniła się jak wirus. Codziennie słyszeliśmy ją dziesiątki razy, szybko pojawiły się nowe wersje i wykonania. Królowała na smartfonach, od dzieci w wiadomościach na komunikatorach otrzymywaliśmy wideo z „The capybara song”, aż w końcu sami zaczęliśmy to śpiewać.

Piosenka w pierwotnej, najbardziej znanej wersji, trwa nieco ponad minutę i składa się ze słów „Ka-pi-ba-ra, [wesoło, szybko] kapibara, [potem wolniej] kapibara, kapibara, kapibara, ka-pi-ba-ra, [i znów wesoło, szybko] kapibara”. Pod koniec są jeszcze chórki, wyśpiewujące, że kapibara jest super i to już wszystko. Pomyśleliśmy „nowe »Baby Shark«” i sprawdziliśmy, kto stoi za „The capybara song”.

Czytaj więcej

Rajskie dywany Aleny Kisz

Miła piosenka w czasie bombardowań

A stoi 23-latek z Moskwy Aleksiej Płużnikow. Znajdziemy go w najważniejszych globalnych serwisach, w tym na TikToku czy YouTubie pod nickiem stolichiyonanas, stworzonym od „Sto-Licznyj Ona-Nas”, gdzie „stolicznyj” to stołeczny, metropolitalny. Piosenkę o kapibarze, czytamy w rosyjskiej gazecie internetowej „Metro”, Aleksiej wymyślił w lipcu 2022 r. Nie mógł zasnąć, zbliżała się szósta rano, a że akurat pracował nad projektem gry, w której bohaterem jest kapibara, mimowolnie to ona stała się jego inspiracją. Szybko kupił gotowy podkład muzyczny, a jako że miał już doświadczenie w tworzeniu żartobliwych piosenek, na poczekaniu wymyślił prościutki tekst, sam go zaśpiewał i zamieścił w sieci. Zajęło mu to pół godziny, po czym zasnął.

Na serwisie VK, dawne WKontaktie, wschodnim odpowiedniku Facebooka, znajdziemy tę publikację. Było to 17 lipca 2022 r. Reakcje pozytywne, choć bez szaleństw. Nieco ponad 3 tys. odsłuchów, 34 komentarze, 74 lajki i 14 udostępnień. W porównaniu z tym, co miało nadejść, wartości statystycznie nieistotne. Piosenkę czekały bowiem miliony odsłon miesięcznie, a w lutym i marcu 2023 r. weszła do spisów najpopularniejszych materiałów TikToka i YouTube’a na świecie. Mało tego, jak sprawdzili w „Metro”, „według oficjalnych muzycznych serwisów w 2022 r. znalazła się w top 200 najczęściej słuchanych utworów w 28 krajach, w ośmiu krajach była w top 20, a w Tajlandii, gdzie cieszyła się szczególną popularnością, uplasowała się na 6 miejscu”. Dziennikarze zapytali Aleksieja o tę nieoczekiwaną popularność.

„Po pierwsze, piosenka jest bardzo prosta i szybko wpada w ucho” – odpowiedział. „Po drugie, jak mi się wydaje, kapibary były już bardzo popularne, choć piosenek o nich nie było. Po prostu wbiłem się w wolną niszę”.

Niby skromnie, bez forsowania swojej osoby, ale ta szósta rano 17 lipca 2022 r. jakoś nie dawała nam spokoju i zajrzeliśmy do kalendarium wojny w Ukrainie. W dniu powstania „The capybara song” była dość spokojna niedziela, dzień wcześniej – kilka rakiet spadło na Dnipro. Ale 14 lipca w Winnicy doszło do rosyjskiego ataku na dzielnicę mieszkalną; wokół jedynym militarnym akcentem, jak to w postsowieckich miastach, był pomnik samolotu MiG. Zginęło 27 osób, w tym troje dzieci. „Co to jest, jeśli nie jawny akt terroryzmu? – napisał od razu o Rosji i Rosjanach Zełenski – Nieludzkie. Kraj zabójców. Kraj terrorystów”.

W zgliszczach zniszczeniem się napawa

Już 22 września 2022 r. pojawiła się polska piosenka o kapibarze, stworzona przez aktora, wokalistę i tekściarza, Sebastiana Machalskiego. 34-latek na TikToku do melodii „Ciągle pada” Czerwonych Gitar dośpiewał swoje słowa, m.in. „Kapibara patrzy z boczku/ bo widoków takich nie ma w swoim domku” czy „Ka-pi-ba-ra w autobusie miejsca starszym ustępuje”. „Jej obecność innych chyba irytuje” i smutna wraca pieszo. Piosenkę i prościutki teledysk wyświetliło bagatela 1,8 mln osób, polubiło 173 tys. i Machalski zrobił z tego sześcioodcinkową, jak zaznacza za pomocą hasztagów, parodystyczną „sagę”, opartą na kolejnych szlagierach Czerwonych Gitar.

Zatem drugi odcinek czerpie z „Tak bardzo się starałem”, trzeci z „Takich ładnych oczu”, czwarty – „Historii jednej znajomości”, piąty – „Płoną góry, płoną lasy”, szósty – z „Nieba z moich stron”. Opowiedziana tam historia, cóż… Swego czasu w gazetowych programach telewizyjnych filmy oceniano za pomocą gwiazdek i nie najgorsze, ale wciąż słabe, miały dwie, co oznaczało „szkoda czasu” albo „tylko dla najwytrwalszych”. Tak i tu walor fabularny całej sagi należałoby opatrzyć najwyżej dwiema gwiazdkami.

Powiedzmy tylko, że w kolejnych odcinkach kapibara mści się na ludziach, a równocześnie wypuszcza na wolność zwierzęta i staje się ich królową. Jeden z jej podwładnych, różowy piesek o imieniu Żołnierz, nie może pogodzić się ze stratą swojej Pańci i planuje wendetę na kapibarze. W szóstym odcinku dochodzi między nimi do konfrontacji, ale najwyraźniej będą kolejne, bo nie poznajemy zwycięzcy.

Dwie rzeczy dają jednak do myślenia. Po pierwsze, oponent kapibary, Żołnierz, to chihuahua. Rasa ta pochodzi z Meksyku i wywiedziona została od wcześniejszej historycznej rasy techichi, która towarzyszyła Toltekom. Indianie ci stworzyli w Meksyku całe imperium miast-państw. Nie sprostało ono najazdowi plemion koczowniczych i Toltekowie uciekli do Ameryki Środkowej. Nie dotarli jednak do obszaru dzisiejszej Panamy, gdzie najdalej na północ może zapędzić się żyjąca w Ameryce Południowej kapibara, a dokładniej gatunek kapibary małej. Innymi słowy ani chihuahua, ani jego przodkowie nie mogli spotkać kapibary, no może z wyjątkiem Florydy, ale o tym za chwilę.

Druga refleksja potrzebuje kontekstu, dostarczanego właśnie przez rosyjską „The capybara song”. Zaznaczmy tu, że Machalski nie mógł zaplanować takich intertekstualnych powiązań, choć niewykluczone, że znał już piosenkę Płużnikowa i wiedział, że klika się bardzo dobrze. Niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że polska kapibara odsłania ciemne, niewidoczne od razu oblicze wesołej pioseneczki Rosjanina. Proszę bardzo, przykład. W trzecim odcinku sagi Machalski śpiewa pod melodię do „Takich ładnych oczu”:

„Słychać dzieci płacz/ Bo płonie świat/ W zgliszczach kapibara/ Zniszczeniem się napawa/ Każdy człowiek dziś zapłaci mi/ Tak myśląc kapibara/ budynki wciąż podpala/ Proszą ją o litość/ Zanim zniszczy wszystko/ Całe miasto płacze dziś/ Bo kapibara się mści / […] Całe miasto już/ zmieniła w gruz/ A ludzi w niewolników/ Dobija buntowników”.

Czytaj więcej

„Znachor” poprawiony politycznie

Postne źródło protein

Tego jednak nie powiedzieliśmy dzieciom, tym bardziej że nie sam utwór był dla nich najważniejszy, a bohaterka. To ona znalazła się w centrum zainteresowania. Oglądało się ją, przyzywało, w końcu pojawiły się w domu maskotki kapibary, dzieci chichrały się z niej i zrobiły nam test, jaką kapibarą jesteśmy. Spośród różnych typów, m.in. bałaganiary, kociary, dresiary czy kajakary, wyszło, że najbliżej mamy do pluszary, ewentualnie jesieniary, a więc kapibary, które uwielbiają miękką, ciepłą odzież i z kubkiem gorącej herbaty – pardon le mot – czilują w domowym zaciszu.

Oczywiście, prawdziwa kapibara nie delektuje się herbatą z cytryną, choć nie ma przeciwskazań prawnych, aby ją hodować w domu. Koszt kapibarzego szczeniaka to ponoć co najmniej 5 tys. zł, ale w polskim internecie nie ma konkretnych ofert. Takie ogłoszenia można już spotkać w Niemczech, co prawda cena za każdym razem jest negocjowana indywidualnie. Za to w USA, gdzie w wybranych stanach można mieć lege artis tygrysa w alkowie, działa portal pośredniczący w handlu kapibarami. Ceny dziesięciotygodniowych zwierząt zaczynają się od 800 dolarów plus koszty dostawy.

Jak wynika z informacji, do których dotarliśmy poprzez portal Science.gov, w Ameryce Północnej jeszcze w latach 90. XX w. zwierzę to było kupowane do hodowli, a później zjadane. Większość farm ulokowano na Florydzie, a ich klientami byli zamożni latynoscy emigranci, którzy, być może z sentymentu, podawali kapibarzynę na Wielkanoc. Inaczej w samej Ameryce Południowej, gdzie mięso tego zwierzęcia uważane jest za pożywienie ludzi biednych i pochodzących z prowincji.

Ma to swoje uzasadnienie w historii, która nieoczekiwanie okazuje się tu pomostem między mieszkańcami Wenezueli czy Kolumbii a Polakami. Bowiem m.in. tam przyjęło się, że w czasie postu, kiedy nie można spożywać mięsa, specjalna dyspensa dotyczyła zwierząt wodnych. W Polsce za rybę, czyli istotę „zimnej natury”, uważano też bobra, największego gryzonia Euroazji, i jego ogon, tzw. plusk, co podkreślał pamiętnikarz Jędrzej Kitowicz, był „pańskim rarytasem”. Zwyczaj ten sankcjonowali nawet papieże w bullach. Analogiczne tradycje kulinarne obowiązywały w Ameryce Łacińskiej i w anglojęzycznym artykule z 2012 r. „Kapibara jako źródło protein” czytamy, że Watykan w 1784 r. uznał za zwierzę wodne również kapibarę.

Jak smakuje mięso tej „słodkiej” i „ślicznej” istoty? Ponoć jak połączenie solonej wieprzowiny ze śledziem. W Ameryce Łacińskiej jest objęta ochroną i jeszcze do niedawna w Wenezueli w ciągu roku do konsumpcji przeznaczano najwyżej 20 proc. populacji. Zapaść gospodarcza i ogólny chaos sprawiły, że nikt tymi restrykcjami się nie przejmuje. Poza tym polowania na kapibary to dla ludności wiejskiej tradycja starsza niż chrześcijańskie posty. Czyżby więc rejestr kapibar w teście, jaki zrobiły nam dzieci, należałoby uzupełnić o kapibarę wyginiarę?

Istny Che Guevara

Na TikToku i YouTubie popularne są filmiki, na których młodzi ludzie opowiadają, co to za zwierzęta, te kapibary. Usłyszymy tam, że są dwa gatunki, kapibara wielka i mała, ta pierwsza to największy gryzoń świata, oba żyją wyłącznie w Ameryce Południowej i czasami zapuszczają się na skraj Ameryki Środkowej. Są usposobione społecznie i najczęściej trzymają się w stadkach do 30 osobników, choć regułą jest, że co i raz któryś samiec w populacji decyduje się na życie w samotności, liczba outsiderów zależy od pory roku oraz zagęszczenia grup na danym obszarze. Kapibary lubią środowisko wodne, chętnie pływają i jeszcze chętniej tarzają się w błocie, które chroni ich delikatną skórę przed poparzeniami słonecznymi. No i bywają naprawdę duże; największy osobnik zbadany na wolności, dodajmy, samica, ważył 90 kg. Nierzadko pod koniec takiej prezentacji usłyszymy, że kapibary jedzą swoje kupy. Ale to nie jest niczym niezwykłym w świecie zwierząt, kto miał chomika, ten wie, choć może akurat w tym przypadku taka wiedza powstrzyma niedoszłych smakoszy kapibarzego mięsa przed zaspokojeniem ciekawości.

A mimo to ich dieta może być dla nas inspiracją. Jedzą niewiele rodzajów roślin i kiedy jakaś z nich, ze względu na porę roku, traci optymalne walory odżywcze, zmieniają ją na inną. Gdybyśmy więc chcieli podsumować zwyczaje konsumpcyjne tych zwierząt trzema słowami, byłoby to prócz koprofagii, sezonowość i lokalność.

I może właśnie te nieoczywiste paralele między społecznym życiem kapibar a ludzkim czynią je tak popularnymi. Tym bardziej że zwierzęta te zdają się mieć jasno sprecyzowane poglądy polityczne. To wesołe lewactwo i co do tego nie mają wątpliwości obserwatorzy zamieszek w zamożnej argentyńskiej osadzie Nordelta, leżącej ok. 30 km od Buenos Aires. W 2021 r. kapibary „zaatakowały” tam położone na podmokłych terenach osiedla, które wybudowano w rozlewisku Parany, drugiej rzeki Ameryki Południowej, po Amazonce. Domy wzniesiono bez poszanowania kruchej równowagi ekologicznej, a równocześnie osiedla obwarowano murami, czyniąc z nich enklawy bogactwa. Kapibary za nic miał sobie te zasieki i ekonomiczne cezury. Wdarły się, i jak podaje „The Guardian”, zabrudziły odchodami i zniszczyły elegancko przystrzyżone trawniki. Napadały też i kąsały psy; mieszkańcy Nordelty przekonali się, że cierpliwe i towarzyskie kapibary mogą okazać się groźne, a rany po ich rosnących całe życie zębach, nie goją się łatwo. Zresztą nie trzeba tego tłumaczyć latynoamerykańskim badaczom, którzy kilkanaście prac naukowych poświęcili tylko temu zagadnieniu. Poza tym w enklawie bogaczy kapibary wprowadziły niemałe zamieszanie do systemu komunikacyjnego; liczba wypadków samochodowych wzrosła lawinowo.

Nie dziwi zatem, że w memach, tworzonych przez argentyńskich lewicowców, reprezentują awangardę walki z klasizmem i gentryfikacją. Stały się też ikonami ruchu Okupas, od hiszpańskiego ocupación, polegającego na zajmowaniu nieruchomości należących do bogaczy, wzniesionych najczęściej niezgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. Istna kapibara Che Guevara.

Czytaj więcej

Chińczykom nie smakują polskie jabłka, ale trzymają się mocno w Egipcie

Animalia-memalia

I tym właśnie chcielibyśmy zainteresować nasze dzieci, ale jak to z nimi bywa, to one mają tu ostatni głos. Dla nas, 40-latków, kapibara oraz inne animalia-memalia, czyli zwierzęcy bohaterowie memów i filmików wideo, to fauna, która z określonych powodów pojawiła się w internecie. Dla nich, urodzonych już w XXI w., jest zgoła inaczej.

Współczesne dzieci żyją w dwóch światach równoległych, w rzeczywistości, którą my nazywamy realną, oraz w sieci. Podobnie jest z ich kapibarami, nosaczami, lamami czy koteczkami. One też hasają w dwóch oddzielnych przestrzeniach, co i rusz przeskakując z jednej do drugiej. Nie do końca to pojmujemy, ale spróbujmy być jak dobry lekarz, który z uwagą wsłuchuje się we wszystkie objawy, nawet jeśli ich nie rozumie. Inaczej rozbrat z młodymi gotowy.

Nie tylko kapibara, czyli fauna z memów

Nosacz 007

Nosacze sundajskie, Nasalis larvatus, to przedstawiciele małpiego gatunku z rodziny koczkodanowatych. Wyróżnia je spośród innych naczelnych charakterystyczny miękki i płaski wyrostek nosowy. I to, co nas przyprawia o salwy śmiechu, dla panów nosaczy jest tym, czym dla Jamesa Bonda śnieżnobiały uśmiech i kryształowe spojrzenie – erotycznym wabikiem. Zatem im większy nos u samca, tym większe prawdopodobieństwo zdobycia wymarzonej samicy. A dokładniej samic, bo nosacze nie są monogamistami, żyją na sposób perskiego paszy, który do swej dyspozycji ma harem, złożony z od sześciu do dziesięciu panien. Co więcej, w przypadku tych zwierząt natura pozostaje nader łaskawa i nos rośnie im całe życie, przy czym, jak podaje „Sience Advances”, jego wielkość jest ściśle skorelowana z wielkością jąder. Nie znaczy to jednak, że inny wystający narząd nie odgrywa już tak ważnej roli. Otóż penisy tych małp, poza oczywistą funkcją, są atrybutem odstraszającym ewentualnych przeciwników. Nic więc dziwnego, że oprócz autorów memów, nosacze zainspirowały też twórców komiksu i charakterystyczne rysy zwierzęcia możemy odnaleźć w wizerunku Roberto Rastapopulosa, głównego przeciwnika dzielnego marynarza Tintina z belgijskiej serii komiksów. Przypomnijmy, motto Rastapopulosa brzmi „To takie nudne przestać być miliarderem!”.

Cóż, nosaczom grozi wyginięcie, ale gdyby im tylko pozwolić, na pewno generowałyby wielocyfrowe zyski i nikt nie śmiałby ich nazywać „nosaczami-januszami”, jak to się przyjęło w polskim internecie.

AdobeStock

Zrzędliwa kotka

Choć dla świata była „Grumpy cat”, zrzędliwą kotką, dla właścicieli do końca pozostała Tardar souce, czyli sosem tatarskim.

Ta przezabawna kotka, będąca mieszanką wielu ras, urodziła się z genetyczną wadą objawiającą się karłowatością. Miała niedostatecznie rozbudowane kości, z czego brała się jej charakterystyczna skrzywiona mina i nieproporcjonalnie krótkie przednie łapki. Na nic się zdawały przekonywania, że Grampka pozostaje najsłodszą i najweselszą koteczką z miotu, twórcy memów, gadżetów, a nawet kociej karmy czy też „Ulicy Sezamkowej”, skupiali się wciąż na domniemanej zgryźliwej naturze futrzaka. W pewnym momencie pojawiły się nawet zarzuty obrońców zwierząt, że Grumpy cat została, brutalnie mówiąc, sprzedana, zamiast odpowiednio zaopiekowana w chorobie.

Niestety, nawet kocia sława ma swoje ciemne strony i zrzędliwa-niezrzędliwa kotka zmarła w 2019 r. w wyniku powikłań zapalenia dróg moczowych. Nie zatrzymało to marketingowej machiny. Nieuczciwi hodowcy kotów postanowili krzyżować ze sobą różne rasy, by otrzymać możliwie zbliżone do Grampki parametry. Prowadziło to do narodzin wielu schorowanych zwierząt, w związku z czym Europejska Konwencja Ochrony Zwierząt odradza hodowlę kotów rasy munchkin czy manx, ponieważ wszystkie one są nosicielami jakiejś formy wad dziedzicznych. 

Getty Images

Mama lama, lama glama

Jakie pożytki z lamy-mamy mamy? Zależy, gdzie przyłożyć mędrca szkiełko i oko. Zaczynając jednak od początku, ustalmy, że lama, Lama glama, to ssak z rodziny wielbłądowatych. Od większych kuzynów różni się rzecz jasna brakiem garba i znacznie miększą, przyjemniejszą w dotyku sierścią, choć tu prym wiedzie jeszcze inny przedstawiciel tej familii, a mianowicie najmniejsza z nich – „mięciusia” alpaka (Lama pacos).

W czasach prekolumbijskich Inkowie wykorzystywali lamy jako środek transportu, bo sprytna Matka Natura wyposażyła je w fabrycznie zamontowane butle tlenowe. Jak to możliwe? Otóż lamy posiadają znacznie więcej krwinek czerwonych niż inne ssaki, ich erytrocyty są przy tym owalne, a nie okrągłe, jak u pozostałych zwierząt, i mają więcej hemoglobiny. Jak dowiadujemy się z „American Physiological Journal”, dzięki temu znacznie lepiej radzą sobie na dużych, andyjskich wysokościach.

A gdy jesienią i zimą, w okresie wzmożenia aktywności wszelkiego rodzaju wirusów, w tym Covid-19, szukamy skutecznego lekarstwa albo wsparcia dla naszych zmęczonych przeciwciał, nie zapomnijmy też o lamach. Naukowcy z Belgii niemal rok temu, dzięki środkom z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, rozpoczęli wytwarzanie zaawansowanych terapii opartych na przeciwciałach pochodzących od lam. Zanim jednak takie terapie przejdą wszystkie wymagane testy, skorzystajmy z okazji i jedźmy z dziećmi na ferie. Wiele agroturystyk czy nawet hoteli kusi nas dziś towarzystwem lam. Warto skorzystać, a przy okazji w mediach społecznościowych takie zdjęcie z lamą nieźle się klika. 

Baby Shark” to układ ruchów, ale przede wszystkim piosenka, którą każdy słyszał i to nieraz. Znana jest od lat 70. i w USA wykonywano ją na obozach dla skautów, ale dopiero w 2016 r. obiegła cały świat, a cztery lata później stała się pierwszym utworem na YouTubie, którego liczba wyświetleń przekroczyła 10 miliardów. Składa się z powtarzanych „Baby shark, doo-doo, doo-doo, doo-doo” i dodawanych w kolejnych zwrotkach „Mommy shark”, „Daddy shark”, „Grandma shark” i „Grandpa shark”. W 2019 r., u szczytu popularności tego utworu, połowę stycznia spędziliśmy w szpitalu z naszą nowo narodzoną córeczką i każda matka i każdy ojciec śpiewali wtedy „Rekinka” swoim chorym dzieciom. „Kim jesteś autorze – zastanawialiśmy się – że z nieznanych dali internetu, trafiłeś i tutaj”. Twórcami „Baby Shark” w wersji, która podbiła świat, są Koreańczycy z Południa. Minęło kilka lat i w lutym 2023 r. dzieci wróciły ze szkoły i w drzwiach przywitały nas „The capybara song”. Piosenka o kapibarze rozpowszechniła się jak wirus. Codziennie słyszeliśmy ją dziesiątki razy, szybko pojawiły się nowe wersje i wykonania. Królowała na smartfonach, od dzieci w wiadomościach na komunikatorach otrzymywaliśmy wideo z „The capybara song”, aż w końcu sami zaczęliśmy to śpiewać.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi