Polska staje się naturalnym partnerem francusko-niemieckiego tandemu

Kiedy Amerykanie chcieli podjąć jakieś strategiczne decyzje z udziałem Europy, pytali o zdanie Niemców, Francuzów, Brytyjczyków. Czasem też Hiszpanów i Włochów. Polski na tej liście nie było. Teraz będzie - mówi Michał Baranowski, dyrektor polskiego biura German Marshall Fund.

Publikacja: 24.11.2023 17:00

– Jestem przekonany, że amerykańscy dyplomaci już się zastanawiają, jak doprowadzić do spotkania Joe

– Jestem przekonany, że amerykańscy dyplomaci już się zastanawiają, jak doprowadzić do spotkania Joe Bidena z Donaldem Tuskiem. Nie może powstać wrażenie, że Ameryka stawia wyłącznie na Andrzeja Dudę – mówi Michał Baranowski. Na zdjęciu prezydenci Polski i USA w Warszawie, 21 lutego 2023 r.

Foto: Mandel NGAN/AFP

Plus Minus: Jak przyjęto w Waszyngtonie zwycięstwo opozycji w Polsce?

Z radością.

Władza PiS chyba Joe Bidena tak bardzo nie uwierała? Przecież od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę dwukrotnie odwiedził Warszawę.

Z zewnątrz może tak wyglądało. Ale tak naprawdę amerykańska polityka wobec Polski była w rozkroku. Z jednej strony musiała uwzględniać znaczenie strategiczne naszego kraju po wybuchu wojny na Wschodzie, z drugiej USA nie mogły patrzeć obojętnie na załamanie rządów prawa nad Wisłą. W końcu z obrony demokracji w Ameryce, ale i na świecie, Joe Biden uczynił przewodni motyw swojej prezydentury. Ten szpagat był dla Stanów Zjednoczonych coraz trudniejszy do utrzymania. Dlatego prezydent USA, odnosząc się do wsparcia Ukrainy, rzadko mówił o starciu wolności z autorytaryzmem. Amerykanie próbowali po cichu interweniować, bronili prawa TVN do nadawania, zablokowali wprowadzenie w życie lex Tusk, które mogłoby wykluczyć z udziału w wyborach lidera opozycji. Ale nie udało im się zatrzymać procesu więdnięcia demokracji w Polsce, tym bardziej że nie chcieli wywoływać otwartego kryzysu z Warszawą.

Z czasem do tego doszły nowe problemy. Biały Dom z coraz większą irytacją patrzył, jak polskie władze permanentnie atakują Niemcy. To rozbijało sojusz atlantycki. A przecież jedność NATO jest dla USA kluczowym atutem w starciu z Rosją. Jeszcze gorzej w Waszyngtonie przyjęto spór Warszawy z Kijowem na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Do tej pory Polskę postrzegano jako najważniejszego, bezwarunkowego sojusznika Ukrainy. Teraz jej postawa stała się poważnym argumentem w rękach powiązanych z Donaldem Trumpem republikanów, aby wstrzymać wsparcie dla Kijowa. Osobiście słyszałem od wysokiej rangi republikanów, że „jeżeli nawet Polacy tak odnoszą się do Zełenskiego, to znaczy, że tak trzeba”. A to jest przecież wbrew długofalowemu interesowi Polski w relacjach i z Waszyngtonem, i z Kijowem.

Jakie przełożenie będzie w takim razie miała zmiana władzy w Warszawie na relacje polsko-amerykańskie?

One wejdą na nowy, wyższy poziom, bo Polska staje się teraz znacznie atrakcyjniejszym sojusznikiem dla Ameryki. Nie tylko jej znaczenie strategiczne jest kluczowe, ale może także wspierać walkę Bidena w obronie wolności i demokracji na świecie. Sprawy wspierania demokracji mogą wreszcie wrócić na agendę relacji polsko-amerykańskich. Prezydent USA do tej pory nie angażował Polski w rozmowy o ewentualnym pokoju w Ukrainie i jej odbudowie. Teraz to się może zmienić. Ale i szerzej, kiedy Amerykanie chcieli podjąć jakieś strategiczne decyzje z udziałem Europy, pytali o zdanie Niemców, Francuzów, Brytyjczyków. Czasem też Hiszpanów i Włochów. Polski na tej liście nie było. Teraz będzie.

Czytaj więcej

Zagraniczna prasa cieszy się ze zwycięstwa Donalda Tuska

Możemy się spodziewać większej liczby amerykańskich żołnierzy w Polsce?

Ameryka tak nie działa. Odchodzi od wizji stałych, wielkich baz wojskowych. Wysyła żołnierzy tam, gdzie są w danym momencie potrzebni z punktu widzenia logiki wojskowej, nie politycznej. W tej chwili jest ich w Polsce ok. 10 tys. Większa obecność wojsk amerykańskich w Polsce i na wschodniej flance jest pożądana, ale nie jest w polskim interesie, aby była wynikiem wyłącznie przesunięcia jednostek USA z Niemiec, bo obecność wojskowa Amerykanów za Odrą zapewnia nam głębię strategiczną sił sojuszniczych. Teraz ważniejsze będzie coś innego. Na szczycie NATO w Wilnie latem tego roku sojusz zatwierdził plany ewentualnościowe przygotowane przez dowódcę wojsk paktu na Europę, amerykańskiego generała Christophera Cavolego. Ich treść jest tajna, jednak wiadomo, że przewidują skokowy wzrost obecności wojsk alianckich na flance wschodniej NATO.

To oznacza więcej wojsk niemieckich w Polsce?

Proces zacieśniania współpracy wojskowej z Niemcami będzie stopniowy. Niemieckie baterie Patriot rozlokowane w okolicach Zamościa są dobrym początkiem. Będzie też więcej wspólnych ćwiczeń, coraz więcej niemieckiego sprzętu wojskowego w Polsce.

Bliższa współpraca z Ameryką skończy się, jeśli Donald Trump zdobędzie Biały Dom?

Może wtedy powstać ciekawa dynamika, w której to Polska, a nie Stany Zjednoczone, będzie krajem bardziej szanującym rządy prawa. Dziś Trump zapowiada, że kiedy zostanie prezydentem, odwróci się od Niemiec, od Ukrainy. To są w tej chwili hasła bardzo popularne wśród republikańskich wyborców, więc je powtarza. Chce się w ten sposób mocno odróżnić od Bidena. Ale czy faktycznie wprowadziłby te zapowiedzi w życie po ewentualnym wygraniu wyborów prezydenckich – nie wiadomo. Mamy przecież równocześnie wojnę w Izraelu i porzucenie przez Amerykę Ukrainy zachwiałoby wiarygodnością USA w oczach ich sojuszników na Bliskim Wschodzie.

Chyba jednak jest jasne, że w interesie Polski nie jest zwycięstwo Trumpa w nadchodzących wyborach?

Zwycięstwo Trumpa oznaczałoby dla nas wielką niepewność. Z drugiej strony w środowiskach republikanów Polska jest niezwykle popularna i nowy polski rząd nie powinien tego atutu stracić. Musi prowadzić klasyczną politykę utrzymywania dobrych relacji zarówno z demokratami, jak i republikanami.

Polska powinna już dziś przygotować się na powrót Trumpa do władzy i na wszelki wypadek rozwijać z Niemcami i Francuzami europejską politykę obronną?

Rozmawiając już po wyborach z partnerami w Paryżu i Berlinie, widzę jasne oczekiwania, że tak właśnie będzie. Polska pokazała, jak pokonać populizm. W ten sposób stała się jeszcze ważniejszym sojusznikiem obu tych krajów, gdzie tenże populizm jest poważnym zagrożeniem. Ale pozostają twarde realia bezpieczeństwa. Gdyby nie Stany Zjednoczone, Ukraina dawno zostałaby przez Rosję pokonana. Jeszcze bardzo długo nikt nie zastąpi gwarancji bezpieczeństwa USA dla Polski. Bez Ameryki NATO byłoby słabym sojuszem. Polska powinna dalej budować swoje zdolności wojskowe i wzmacniać europejski filar NATO. To oznacza także budowanie silniejszych zdolności europejskich – wspólnie z Francją i Niemcami.

Ukraińska ofensywa nie spełniła pokładanych w niej nadziei: przebieg frontu od czerwca zmienił się minimalnie. Być może więc nieuchronnie zbliżamy się do momentu, w którym konieczny będzie kompromis z Moskwą. Nowa jakość relacji między Polską i Stanami Zjednoczonymi spowoduje, że polski rząd będzie miał wpływ na warunki takiego pokoju?

Porażka ukraińskiej ofensywy nie jest tak oczywista. Owszem, linia frontu się nie zmienia, ale jednocześnie Ukraińcy coraz skuteczniej uderzają na jego tyłach, w szczególności w Krym. Rosjanie musieli stamtąd wycofać Flotę Czarnomorską, coraz trudniej jest im utrzymać pełną kontrolę nad półwyspem. Ukraińskie wojsko potrafi zrobić użytek z otrzymanych od Amerykanów wyrzutni dalekiego zasięgu ATACMS. Mam wrażenie, że wojna będzie jeszcze trwała bardzo długo. Ukraina nie ma woli pójścia na kompromis z Rosją, tym bardziej za cenę rezygnacji z części terytorium. A Biały Dom będzie kontynuować strategię przekazywania władzom w Kijowie broni o coraz większej sile rażenia.

Polska wycofa się z ogromnych kontraktów zbrojeniowych zawartych z Ameryką, Koreą Południową?

Takie są obawy amerykańskich koncernów. Mnie wydaje się to jednak mało prawdopodobne. Oczywiście, nowy rząd będzie chciał się zapoznać ze szczegółami tych porozumień, ocenić, na ile są one realne. Jednak te umowy mają nie tylko wymiar czysto wojskowy, ale i strategiczny. Wzmacniają więź naszego kraju z Ameryką. Po wprowadzeniu ich w życie Polska będzie miała jedną z najsilniejszych armii w Europie. To wydatnie przyczyni się do wzmocnienia naszej pozycji w NATO. Nie sądzę, aby nowy polski rząd chciał z tego zrezygnować.

Do końca kadencji Andrzeja Dudy pozostało półtora roku. Nie porzuci kontaktów z Ameryką. Nie utrudni to nowemu rządowi nawiązania bliższych relacji z Waszyngtonem?

Tradycyjnie prezydent USA utrzymywał bezpośrednie relacje z prezydentem RP, choć warto zauważyć, że nawet mimo intensyfikacji kontaktów po rosyjskiej inwazji na Ukrainę prezydent Duda nie miał jeszcze okazji odwiedzić Białego Domu. Jestem przekonany, że amerykańscy dyplomaci już się zastanawiają, jak doprowadzić do spotkania Joe Bidena z Donaldem Tuskiem. Amerykanom także zawsze zależało, aby relacje z Polską miały charakter ponadpartyjny. Muszą znaleźć rozwiązanie w najbliższych miesiącach, z pewnością przed lipcowym szczytem NATO w Waszyngtonie. Nie może wówczas powstać wrażenie, że Ameryka stawia wyłącznie na Andrzeja Dudę, tym bardziej że będzie się wtedy rozkręcać kampania przed wyborami prezydenckimi w Polsce.

Podobnie zareagują Niemcy?

Niemcy byli całkowicie zaskoczeni wynikiem wyborów w Polsce. Muszą się teraz poważnie zastanowić, co wygrana demokratycznej opozycji może oznaczać dla nowego otwarcia w naszych bilateralnych relacjach.

Jak to? Przecież mają w Warszawie ogromną liczbę fundacji, ekspertów.

Wszyscy byli tym wynikiem zaskoczeni, także PiS, demokratyczna opozycja. Dlatego nowa ekipa nie ma szuflad pełnych pomysłów, nawet na współpracę z najważniejszymi dla nas stolicami – Waszyngtonem, Berlinem, Paryżem, Londynem, Kijowem. Musi dopiero je tworzyć. Podobnie jak nasi partnerzy.

Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym zeszłego roku Niemcy, zapewne nie w pełni świadomie, zaczęli prowadzić politykę wschodnią zgodnie z zaleceniami Jerzego Giedroycia. Wspierają Ukrainę, ruch demokratyczny na Białorusi, kraje bałtyckie, bo wiedzą, że to jedyny sposób na zatrzymanie rosyjskiego imperializmu. Berlin zdał sobie sprawę, że dotychczasowa polityka wschodnia, która opierała się na szczególnych relacjach z Moskwą kosztem mniejszych krajów Europy Wschodniej, zakończyła się największą porażką niemieckiej dyplomacji po drugiej wojnie światowej?

Ten zwrot Niemiec blisko dwa lata temu Polska mogła wykorzystać, aby wejść do wąskiego grona najważniejszych krajów Unii Europejskiej i zyskać realny wpływ na kierunek rozwoju Wspólnoty. To się jednak nie udało, bo PiS w nadziei na skonsolidowanie swojego elektoratu postawił na permanentne atakowanie Republiki Federalnej. Polska nie mogła też zacząć odgrywać należnej jej roli w Unii, dopóki ciążyły na niej oskarżenia o łamanie zasad państwa prawa, reguł demokracji. Dziś jednak przed naszym krajem ponownie otwiera się okazja do wejścia do pierwszej europejskiej ligi. Wiele – żeby nie powiedzieć większość – krajów Unii obawia się przejęcia władzy przez populistyczne ugrupowania nacjonalistyczne. My pokazaliśmy zaś, w jaki sposób można je pokonać, w bardzo niesprzyjających warunkach odzyskać władzę dla sił demokratycznych. Polska staje się w tym układzie naturalnym partnerem francusko-niemieckiego tandemu. No bo kto inny mógłby odgrywać tę rolę? We Włoszech u władzy jest koalicja partii skrajnej prawicy, w Hiszpanii rząd Pedra Sáncheza jest zależny od nacjonalistycznych ugrupowań katalońskich, przez co jego pole manewru jest ograniczone. To jest więc moment prawdziwego renesansu Trójkąta Weimarskiego w środku zjednoczonej Europy. Teraz trzeba jednak wypełnić ten format treścią, wyznaczyć obszary, w których może dochodzić do uzgodnień Warszawy, Paryża i Berlina. Paleta jest naprawdę szeroka, od ekologii po współpracę przemysłu zbrojeniowego, od reformy funkcjonowania unijnych instytucji po wizję odbudowy Ukrainy.

Czytaj więcej

Chora gospodarka nad Renem. Czy Niemcy wrócą do interesów z Rosją?

W Berlinie panuje przekonanie, że po odsunięciu od władzy PiS sprawa reparacji za drugą wojnę światową znika z agendy?

Przeciwnie, jest zrozumienie, że tak się nie stanie. I nie chodzi tylko o to, że uchwała Sejmu w tej sprawie zyskała poparcie wszystkich głównych ugrupowań, także ówczesnej opozycji. Chodzi przede wszystkim o to, że dziś ogromna większość polskiego społeczeństwa żywi przekonanie, iż Polska nie została potraktowana sprawiedliwie przez Niemcy. Berlin powinien więc wystąpić z jakąś inicjatywą, która to przekonanie zmieni

Udział w odbudowie Pałacu Saskiego w Warszawie?

To musi być coś szerszego, nie tak punktowego.

Do tej pory sposobem, aby Polska miała zbliżony do Niemiec i Francji ciężar polityczny, była współpraca regionalna. Warszawa miała w tej wizji być liderem Grupy Wyszehradzkiej, Trójmorza czy Trójkąta Lubelskiego. Jednak wybory 15 października wywróciły ten układ. Polska dołączyła do grona krajów wiernych regułom liberalnej demokracji, Węgry i Słowacja idą w drugą stronę.

Polityka regionalna musi zostać całkowicie przebudowana. Grupa Wyszehradzka jest sparaliżowana, w konflikcie w Ukrainie nie odegrała żadnej roli. Po odejściu Trumpa na znaczeniu straciło Trójmorze. Administracja Joe Bidena widzi w nim narzędzie ekspansji gospodarczej w Europie Środkowej, ale nie chce, aby to był sposób na ograniczenie wpływów Unii w Europie Środkowej. Nie jest to więc format, który może zwiększyć znaczenie Polski w Brukseli. Nie jest nim też tzw. bukareszteńska dziewiątka: struktura koordynująca współpracę krajów flanki wschodniej. Jednocześnie przed Polską otworzyły się po wyborach nowe możliwości. Zwycięstwo demokratycznej opozycji przyjęto z wielką nadzieją w krajach bałtyckich. Dla nich nasz kraj ma absolutnie strategiczne znaczenie. Do tej pory na naszej współpracy z Wilnem, Rygą i Tallinem ciążyło brzemię konfliktu między Warszawą i Berlinem. Ponadto uważano, że pod rządami PiS Polska ma niewielkie możliwości skutecznego działania w Brukseli. Teraz to się zmienia do tego stopnia, że na Litwie, Łotwie i w Estonii pojawiły się, obok nadziei, także obawy, że Polacy będą grali z Niemcami i Francuzi i zapomną o Bałtach. W tym kontekście ciekawy jest format utworzony przez Wielką Brytanię: Joint Expeditionary Force (JEF). Należą do niego, poza państwami bałtyckimi, także: Dania, Finlandia, Islandia, Holandia, Szwecja i Norwegia. To jest więc struktura, która pozwoliła Polsce przeorientować się w kierunku Morza Bałtyckiego. Po przystąpieniu Szwedów i Finów do NATO nabrało ono zupełnie nowego znaczenia.

Jednocześnie nowy rząd nie powinien stracić możliwości współpracy z Rumunią, najważniejszym obok Polski krajem na flance wschodniej NATO. Co prawda należymy tu do struktury współpracy łączącej też Rumunów i Turków, jednak ze względu na charakter reżimu w Ankarze nie ma tu wielu płaszczyzn współpracy. Raczej należałoby więc rozwinąć dwustronną współpracę Warszawy z Bukaresztem.

Czytaj więcej

Macron. Ostatni marzyciel Starego Kontynentu

Przed polską dyplomacją stoi ogromna szansa, ponieważ wygrana sił demokratycznych w Polsce pozwala wreszcie na to, aby środek ciężkości Europy i sojuszu transatlantyckiego faktycznie przesunął się ku Polsce. Potrzebujemy nowych pomysłów, ponieważ nie ma już powrotu do sytuacji sprzed 2015 r. Historia wokół nas przyspiesza, więc nowa koalicja rządowa nie ma czasu do stracenia.

Michał Baranowski nadzoruje działalność w Europie Środkowo-Wschodniej German Marshall Fund, jednego z bardziej wpływowych amerykańskich instytutów spraw międzynarodowych. Regularnie publikuje w międzynarodowych mediach, takich jak „New York Times” czy „Financial Times”. Absolwent Maastricht University, jest członkiem grupy refleksyjnej powołanej przez prezydentów Polski i Niemiec

Plus Minus: Jak przyjęto w Waszyngtonie zwycięstwo opozycji w Polsce?

Z radością.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi