Przeciwnie, jest zrozumienie, że tak się nie stanie. I nie chodzi tylko o to, że uchwała Sejmu w tej sprawie zyskała poparcie wszystkich głównych ugrupowań, także ówczesnej opozycji. Chodzi przede wszystkim o to, że dziś ogromna większość polskiego społeczeństwa żywi przekonanie, iż Polska nie została potraktowana sprawiedliwie przez Niemcy. Berlin powinien więc wystąpić z jakąś inicjatywą, która to przekonanie zmieni
Udział w odbudowie Pałacu Saskiego w Warszawie?
To musi być coś szerszego, nie tak punktowego.
Do tej pory sposobem, aby Polska miała zbliżony do Niemiec i Francji ciężar polityczny, była współpraca regionalna. Warszawa miała w tej wizji być liderem Grupy Wyszehradzkiej, Trójmorza czy Trójkąta Lubelskiego. Jednak wybory 15 października wywróciły ten układ. Polska dołączyła do grona krajów wiernych regułom liberalnej demokracji, Węgry i Słowacja idą w drugą stronę.
Polityka regionalna musi zostać całkowicie przebudowana. Grupa Wyszehradzka jest sparaliżowana, w konflikcie w Ukrainie nie odegrała żadnej roli. Po odejściu Trumpa na znaczeniu straciło Trójmorze. Administracja Joe Bidena widzi w nim narzędzie ekspansji gospodarczej w Europie Środkowej, ale nie chce, aby to był sposób na ograniczenie wpływów Unii w Europie Środkowej. Nie jest to więc format, który może zwiększyć znaczenie Polski w Brukseli. Nie jest nim też tzw. bukareszteńska dziewiątka: struktura koordynująca współpracę krajów flanki wschodniej. Jednocześnie przed Polską otworzyły się po wyborach nowe możliwości. Zwycięstwo demokratycznej opozycji przyjęto z wielką nadzieją w krajach bałtyckich. Dla nich nasz kraj ma absolutnie strategiczne znaczenie. Do tej pory na naszej współpracy z Wilnem, Rygą i Tallinem ciążyło brzemię konfliktu między Warszawą i Berlinem. Ponadto uważano, że pod rządami PiS Polska ma niewielkie możliwości skutecznego działania w Brukseli. Teraz to się zmienia do tego stopnia, że na Litwie, Łotwie i w Estonii pojawiły się, obok nadziei, także obawy, że Polacy będą grali z Niemcami i Francuzi i zapomną o Bałtach. W tym kontekście ciekawy jest format utworzony przez Wielką Brytanię: Joint Expeditionary Force (JEF). Należą do niego, poza państwami bałtyckimi, także: Dania, Finlandia, Islandia, Holandia, Szwecja i Norwegia. To jest więc struktura, która pozwoliła Polsce przeorientować się w kierunku Morza Bałtyckiego. Po przystąpieniu Szwedów i Finów do NATO nabrało ono zupełnie nowego znaczenia.
Jednocześnie nowy rząd nie powinien stracić możliwości współpracy z Rumunią, najważniejszym obok Polski krajem na flance wschodniej NATO. Co prawda należymy tu do struktury współpracy łączącej też Rumunów i Turków, jednak ze względu na charakter reżimu w Ankarze nie ma tu wielu płaszczyzn współpracy. Raczej należałoby więc rozwinąć dwustronną współpracę Warszawy z Bukaresztem.
Macron. Ostatni marzyciel Starego Kontynentu
Emmanuel Macron ma rację, mówiąc, że Unia musi przekształcić się w geopolityczną potęgę, jeśli w świecie bandyckiej Rosji i agresywnych Chin chce obronić nie tylko swoje interesy, ale i swoją wolność. Tyle że prezydent Francji nie jest w stanie wprowadzić tej wizji w życie.
Przed polską dyplomacją stoi ogromna szansa, ponieważ wygrana sił demokratycznych w Polsce pozwala wreszcie na to, aby środek ciężkości Europy i sojuszu transatlantyckiego faktycznie przesunął się ku Polsce. Potrzebujemy nowych pomysłów, ponieważ nie ma już powrotu do sytuacji sprzed 2015 r. Historia wokół nas przyspiesza, więc nowa koalicja rządowa nie ma czasu do stracenia.
Michał Baranowski nadzoruje działalność w Europie Środkowo-Wschodniej German Marshall Fund, jednego z bardziej wpływowych amerykańskich instytutów spraw międzynarodowych. Regularnie publikuje w międzynarodowych mediach, takich jak „New York Times” czy „Financial Times”. Absolwent Maastricht University, jest członkiem grupy refleksyjnej powołanej przez prezydentów Polski i Niemiec