Na dworze zrobiło się już ciemno w ten październikowy paryski wieczór, gdy Macron otworzył drzwi Złotego Salonu Pałacu Elizejskiego, w którym zwykł pracować generał de Gaulle, największy mąż stanu Francji od czasów Napoleona. Wybór tego szczególnego miejsca nie był przypadkowy: prezydent chciał zająć się sprawami zasadniczymi. Gdy dziennikarze „The Economist” weszli do środka, zaczęła się więc wielogodzinna rozmowa, z której świat najlepiej zapamiętał wyrok prezydenta, że NATO znalazło się „w stanie śmierci mózgowej”. Miałoby o tym świadczyć nie tylko wycofanie się Amerykanów z Syrii bez konsultacji z europejskimi sojusznikami, ale także coraz bardziej niezależna gra autorytarnego, tureckiego prezydenta.
– Nie wiem – przyznał Macron pytany, czy jego zdaniem w chwili próby alianci przyjdą sobie faktycznie na pomoc, jak do tego ich obliguje artykuł 5. traktatu waszyngtońskiego.
Ale to nie był tylko frontalny atak na więzi transatlantyckie, Amerykę Donalda Trumpa. Macron nie mniej cierpkie słowa wypowiedział tego wieczoru i pod adresem zjednoczonej Europy, Unii.
– Jeśli się nie przebudzimy, istnieje ogromne ryzyko, że w dłuższej perspektywie znikniemy w rozumieniu geopolitycznym, a przynajmniej nie będziemy dłużej kontrolowali naszego przeznaczenia. Wierzę w to bardzo głęboko – oświadczył. – Po raz pierwszy mamy prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nie wspiera naszego europejskiego projektu. Ale to nie jest sytuacja chwilowa, raczej zapowiedź nowej epoki – dodał.
Czytaj więcej
O kształcie świata na dziesięciolecia zdecydują politycy, którzy mogliby być na emeryturze – 80-letni Joe Biden, 70-letni Władimir Putin i 69-letni Xi Jinping. Kluczowe staje się pytanie już nie tylko o ich wizje globalnego ładu, ale o to, któremu wiek najdłużej pozwoli wcielać je w życie.