Niezwykle ociężała biurokracja
Ale nie tylko wielka rozgrywka między Ameryką i Chinami jest winna temu stanowi rzeczy. To przede wszystkim pandemia uzmysłowiła niemieckim koncernom, jak niepewne są międzykontynentalne łańcuchy dostaw. Gdy Xi Jinping narzucił na dwa lata pełne zamrożenie życia społecznego, wiele firm znad Renu było „ugotowanych”: chcąc nie chcąc, musiały zawiesić działalność.
Jeszcze poważniejszym problemem jest rozwój technologiczny chińskiej gospodarki, a w szczególności przemysłu motoryzacyjnego. Podczas gdy Niemcy byli królami aut spalinowych, Chińczycy okazali się nimi, gdy idzie o auta elektryczne. Tańsze (średnio o 20 tys. dol.) od niemieckich, mają też większe zasięgi i lepsze osiągi. W samych Chinach Volkswagen musiał przez to ustąpić pierwszeństwa lokalnemu potentatowi BYD, który produkuje wyłącznie samochody o napędzie elektrycznym i jest liderem w produkcji baterii. W 2022 r. Niemcy sprzedały o 40 proc. mniej samochodów niż dziesięć lat wcześniej. To także wielkie zmartwienie dla Polski, która stała się wielkim poddostawcą części motoryzacyjnych dla naszego zachodniego sąsiada, oraz miejscem, gdzie przenosi on znaczną część samej produkcji aut (tylko w Poznaniu Volkswagen ma trzy fabryki).
To jednak część większego problemu: Niemcy przegapiły rewolucję technologiczną ostatnich lat nie tylko w kwestii motoryzacji, ale i w innych kluczowych obszarach, jak cyfryzacja czy sztuczna inteligencja. Przekonane, że dotychczasowy model rozwoju będzie trwał wiecznie, nie inwestowały wystarczająco w nowe rozwiązania. Przyczyniła się do tego inna, obok ślepej wiary w ekologię, ideologia: ortodoksja budżetowa. Nie pozwalał z niej zrezygnować minister Lindner z koalicyjnej partii. To jeszcze jeden przykład, jak ekipa Scholza wzajemnie się szachuje i w efekcie hamuje śmiałe reformy.
Te zaś są niezwykle potrzebne. Od kiedy blisko dwie dekady temu odszedł ze stanowiska Gerhard Schroeder, poważnych zmian nie dokonywano. Przez 16 lat kanclerz Merkel zasadniczo płynęła na fali niezwykle konkurencyjnej gospodarki, jaką w szczególności dzięki liberalizacji rynku pracy pozostawił jej poprzednik. Co prawda wskutek polityki oszczędności Niemcy mają relatywnie do dochodu narodowego dwukrotnie niższy dług od Francji czy Hiszpanii, jednak za cenę coraz gorszej infrastruktury i niedoinwestowania w kluczowe dla przyszłości gospodarki technologie. Hamulcem dla wzrostu gospodarki jest też jedna z najbardziej rozbudowanych i ociężałych biurokracji w Europie.
Przespany moment na reformy
W 1998 r., gdy Niemcy uginały się pod ciężarem długu spowodowanego kosztem zjednoczenia i miały jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia w Unii, okrzyknięto je „chorym człowiekiem Europy”. Dziś brytyjski „The Economist” znów zadaje pytanie, czy to określenie nie pasuje do Republiki Federalnej. Carsten Brzeski, jeden z najbardziej wziętych ekonomistów specjalizujących się w tematyce niemieckiej, uważa z kolei, że Berlin powinien przeprowadzić równie radykalne reformy, jak te, na które zdecydował się przed ćwierćwieczem Gerhard Schroeder.