Jas Gawronski: Silvio Berlusconi miał genialne pomysły

Ciągłe szukanie aprobaty ludzi, rozbawianie ich, przekraczanie obyczajowych granic utrudniało Berlusconiemu prowadzenie poważnej polityki. Wolał śmiać się, niż rozumować. Nie wszyscy jego partnerzy brali go przez to na serio - mówi Jas Gawronski, były rzecznik Silvia Berlusconiego.

Publikacja: 16.06.2023 10:00

Fot. Kamil Piklikiewicz/DDTVN/East News

Fot. Kamil Piklikiewicz/DDTVN/East News

Foto: KAMIL PIKLIKIEWICZ

Plus Minus: Silvio Berlusconi pozostawił po sobie coś dobrego?

Marzenie.

O czym?

Połowa kraju go nienawidziła, połowa kochała. Ale nawet ci, co go nienawidzili, marzyli, że będą kiedyś tacy jak on. Zazdrościli mu bogactwa, kobiet, radości życia. Bo Berlusconi był jak przeciętny Włoch. Lubił to, co lubią Włosi: futbol, miłość, telewizję, rozrywkę. Ale jednocześnie pokazał, że nawet w tym kraju można zbudować niemal z niczego wielką fortunę. I można wejść na szczyty władzy, nie będąc politykiem. Okazał się najbardziej znanym na świecie powojennym włoskim przywódcą. To napawało Włochów dumą. Tym bardziej że bardzo wielu uważało, że takiej kariery w ich kraju zrobić się nie da.

Dlaczego?

Podam przykład z mojego życia. Parę tygodni temu zmieniłem mieszkanie w Rzymie. I od tej pory walczę o przepisanie kontraktu na wywóz śmieci. To są duże pieniądze, 2 tys.e euro rocznie. Ale nie da rady: płacę za wywóz śmieci tam, gdzie mnie nie ma, a nie mogę wywieźć śmieci tu, gdzie mieszkam. Nie dam się, będę się procesował. Tyle że tak jest ze wszystkim. To kraj, który paraliżuje inicjatywę. Dziś z tego powodu wielu młodych Włochów po prostu daje za wygraną i szuka szczęścia gdzie indziej. Berlusconi swoim przykładem pokazywał jednak, że można mieć udane życie w ojczyźnie.

No dobrze, Berlusconi może potrafił zorganizować sobie dobre życie, ale czy coś zrobił dla kraju?

Miał wizję przebudowy Włoch. To była przede wszystkim prywatna telewizja. Zanim się za to zabrał, była tylko telewizja publiczna – RAI. Dobrze ją znałem, pracowałem tam wiele lat jako korespondent – w Nowym Jorku, Paryżu, Moskwie. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że ten monopol da się przełamać, podobnie jak wszyscy Włosi uznałbym, że ten człowiek stracił rozum. A jednak Berlusconi to zrobił. Mediaset to była potęga, z którą do dziś wszyscy się muszą liczyć. Zmieniła więc społeczeństwo, życie publiczne. Dopiero gdy okazało się, że można tu przełamać monopol państwa, inni poszli tym tropem, choćby tworząc konkurencję dla państwowych kolei. To wstrząsnęło Włochami, wyzwoliło ich energię.

Telewizja Berlusconiego, Canale 5, którą zresztą rozwinął też w Hiszpanii, Francji i Niemczech, była jednak niskich lotów, wręcz wulgarna.

Zgoda, choć nie do końca. Były też dobre produkcje. Widziałem to z bliska, bo przeszedłem do Canale 5, tam poznałem Berlusconiego. Przede wszystkim jednak to dzięki takiej strategii zasięg telewizji niepomiernie się rozwinął. A to telewizja jest dla Włochów głównym źródłem wiedzy o świecie. W ten sposób znacznie większa część społeczeństwa niż do tej pory zaczęła się interesować sprawami publicznymi. No i jakość RAI też zaczęła się poprawiać.

Pod wpływem Canale 5?

Tak. Wcześniej, skoro nie nie było konkurencji, to w centrali w Rzymie specjalnie nie przejmowano się jakimiś pomyłkami, tym, na co szły pieniądze. Nie przejmowano się, czy to, co pokazujemy, ktoś w ogóle ogląda. Berlusconi spowodował, że wszystko to trzeba było poprawić, bo ludzie mogli przejść na inne kanały.

Czytaj więcej

Macron. Ostatni marzyciel Starego Kontynentu

Wybór mieli do czasu, gdy jako premier kontrolował nie tylko Mediaset, ale i RAI. Wielu obawiało się wtedy o wolność mediów we Włoszech.

Berlusconi niedługo po objęciu steru rządu wyrzucił z RAI dwóch bardzo znanych dziennikarzy, którzy byli wobec niego krytyczni. Potem nieraz z nim o tym rozmawiałem. Jako byłego dziennikarza poruszyło mnie to. To chyba była największa plama na jego życiorysie. Nigdy nie chciał przyznać się do błędu, ale sądzę, że zrozumiał, iż zrobił źle. Jednak Berlusconi nigdy nie był zagrożeniem dla wolności mediów, demokracji.

Ale wielką fortunę to jednak Il Cavaliere zbudował w szemranych okolicznościach. Owszem, wpadł na pomysł budowy mieszkań dla setek tysięcy imigrantów z biednego Mezzogiorno, którzy skuszeni cudem gospodarczym lat 60. ciągnęli do Mediolanu. Ale do dziś nie wiadomo, skąd dostał na to środki. Od banku Rasini, którego dyrektorem był jego ojciec? A może od mafii? Albo od Michele Sindony, bankiera cosa nostry i Watykanu?

Zaraz, zaraz. To nie były takie zwykłe mieszkania. Berlusconi pierwszy wpadł na pomysł, aby zbudować pod Mediolanem samowystarczalne miasteczko ze szkołą, parkiem, szpitalem, kościołem. A mafia? Znałem blisko Berlusconiego i jestem przekonany, że nie miał z nią bezpośrednich kontaktów. Owszem, pracował kiedyś u niego taki kelner, człowiek mało znaczący, który – jak mówiono – był mafiozą. Ale tego nie udowodniono. Bo potęga mafii właśnie na tym polega, że działa w tajemnicy, nie pozostawia śladów. Więc nigdy nie będzie wiadomo, czy te zarzuty są prawdziwe.

Berlusconi trzy razy był premierem, łącznie dziewięć lat. Od Benita Mussoliniego nikt nie był tak długo u władzy w Rzymie. Przez ten czas walczył z mafią?

To nie mogłoby się skończyć sukcesem. Mafia jest na to za mocna, zbyt inteligentna, zbyt dobrze zorganizowana. Dziś jest nawet potężniejsza, niż kiedy Berlusconi doszedł do władzy. Ale też się zmieniła. Nie jest taka krwawa, nie zabija tak ludzi, nie szantażuje. Nie wchodzi też jak kiedyś w politykę. Koncentruje się bardziej na świecie finansów, stała się organizacją międzynarodową.

Do wielkiej polityki, tak jak wcześniej do wielkiego biznesu, Berlusconi wszedł także w wątpliwych okolicznościach. Zbudował koalicję, w ramach której jego Forza Italia weszła w sojusz z Włoskim Ruchem Społecznym (MSI), ugrupowaniem faszystowskim utworzonym przez spadkobierców Mussoliniego, które wcześniej było oddzielone kordonem sanitarnym przez ugrupowania głównego nurtu. A drugim koalicjantem Berlusconiego okazała się Liga Północna, ugrupowanie, które wówczas jawnie dążyło do secesji północnej części kraju.

Te zarzuty o faszyzm są śmieszne. We Włoszech, owszem, wciąż są faszyści, młodzi i starzy. Ale to jest może 5 proc. społeczeństwa. Zarzuca się, że w młodości Giorgia Meloni (obecna premier Włoch – red.) też była jedną z nich. Ale dziś widać, że nie robi nic złego. Berlusconi w 1994 roku wpadł na genialny pomysł, który wydawał się wcześniej niemożliwy do przeprowadzenia. Na północy zawiązał alians z Ligą, a na południu z tym pseudofaszystowskim Włoskim Ruchem Społecznym (MSI), dwoma ugrupowaniami, które nie miały ze sobą nic wspólnego. W ten sposób połączył w jednym rządzie cały kraj – Mezzogiorno i północ.

Zapobiegł w ten sposób rozpadowi kraju?

Nie, bo nie sądzę, aby kiedykolwiek realny był rozpad Włoch. Pomógł jednak nieco spłaszczyć różnice między tymi dwoma regionami. Wcześniej Mediolan to było bogactwo, a Sycylia – nędza. Teraz jest z tym nieco lepiej.

Jaki był Berlusconi jako premier?

Pracowałem z nim codziennie przez te półtora roku (1994–1995) w odległości paru metrów. To było w Palazzo Chigi, siedzibie szefa rządu. Byłem rzecznikiem rządu. Berlusconi nigdy nie zamykał drzwi, my, jego najbliżsi współpracownicy, widzieliśmy wszystko, co robi, z kim się spotyka, o czym myśli. Nie miał tajemnic. Tylko raz zamknął się, gdy przyszło dwóch pewnych jegomości. Ale to był wyjątek.

Berlusconi zaczął karierę zawodową od śpiewania na wycieczkowcach kursujących po Morzu Śródziemnym. To wtedy zasmakował w byciu w środku zainteresowania.

Zgoda: lubił ludzi, którzy go lubili. Nie chodziło tylko o zdobycie głosów czy zyskanie względów tych, którzy wiele znaczą i mogą pomóc w polityce czy biznesie. Żartował ze wszystkimi, także z kelnerami. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. No i ciągle opowiadał dowcipy.

Pamięta pan jakiś?

Tak, to było w czasie kolacji na 12 osób wydanej przez Berlusconiego w jednym z rzymskich hoteli na cześć przewodniczącej Parlamentu Europejskiego Nicole Fontaine. Znam go, ale nigdy nie powtórzę. To było wulgarne, seksualne. Fontaine zamarła. Patrzyła długo na Berlusconiego i nie mogła uwierzyć, że premier jednego z największych krajów Europy może coś takiego powiedzieć. Potem, już jako eurodeputowany z ramienia Forza Italia, spotykałem ją nieraz na korytarzach Strasburga i Brukseli. Widziałem, że kiedy na mnie patrzy, przypomina się jej tamten dowcip.

Sądzę, że ciągłe szukanie aprobaty ludzi, rozbawianie ich, przekraczanie obyczajowych granic utrudniało Berlusconiemu prowadzenie poważnej polityki. Wolał śmiać się, niż rozumować. Nie wszyscy jego partnerzy brali go przez to na serio.

No i były też słynne bunga-bunga. Po wielu latach, w wyniku śledztwa w sprawie stosunków seksualnych Berlusconiego z nieletnią Noemi Letizią, wyszło na jaw, że w rzymskim Palazzo Grazioli, który wynajmował, przebywało zwykle kilkadziesiąt kobiet gotowych spełnić zachcianki seksualne premiera i jego gości. Podobnie jak w Mediolanie, w jego wilii Arcore, skąd świat obiegły zdjęcia nagiego ówczesnego premiera Czech Mirka Topolanka w otoczeniu pięknych dam.

Oczywiście, w tym nie ma nic dobrego, to jest bardzo negatywne. Ale od paru lat we Włoszech przestano o tym mówić, chyba że jako o czymś bez większej wagi, czymś śmiesznym. Sądzę zresztą, że wielu spośród tych, którzy Berlusconiego za to tak bezwzględnie krytykowali, tak naprawdę mu tego zazdrościło.

To był seksualny drapieżca, uzależniony od seksu. Czy potrafił kochać?

Nigdy o tym z nim nie rozmawiałem, ale sądzę, że kochał swoją pierwszą żonę, aktorkę Veronicę Lario. Był też bardzo przywiązany do swojej ostatniej żony, deputowanej Marty Fasciny, o 53 lata od niego młodszej. Pobrali się, gdy miał 85 lat, to nie jest etap życia, kiedy mężczyzna może się zakochać. Ale człowiek w tak podeszłym wieku, schorowany, odczuwa ogromną wdzięczność wobec osoby, która stale się o niego troszczy, stale przy nim jest, daje mu radość życia. Sądzę, że od Marty był wręcz uzależniony.

Czytaj więcej

Jak Brytyjczycy zaufali globalizacji i się rozczarowali

Bywał pan w Palazzo Grazioli?

Oczywiście, my wszyscy, jego współpracownicy, tam bywaliśmy. Przyjmował tu wielu zagranicznych gości, od Tony’ego Blaira po premiera Albanii Sali Berishę. To były trzy piętra, na parterze część oficjalna z wydzieloną salą prasową, wyżej apartamenty prywatne. Rzymskie pałace są bardzo stare, kolejni właściciele niczego tam nie zmieniają, nawet mebli czy zasłon. To jest więc wszystko bardzo piękne, luksusowe, choć niekoniecznie wygodne. Berlusconi był patriotą i czasem dawał temu wyraz w szczególny sposób. Na wielu kolacjach lubił podawać sałatkę w kolorach Włoch: biała mozzarella, czerwone pomidory, zielona sałata.

Forza Italia, nowa partia typu wodzowskiego, została założona przez Berlusconiego w 1994 roku na gruzach chadecji, która podobnie jak socjaliści rozpadła się w wyniku wielkiego śledztwa antykorupcyjnego. Ujawniło ono bliskie związki dwóch głównych umiarkowanych sił politycznych kraju z mafią. Po śmierci miliardera jego partia utrzyma się przy życiu?

Bardzo w to wątpię. Chodzi o ugrupowanie, które zawsze było budowane wokół postaci charyzmatycznego lidera. Tu nie mogło być miejsca dla jakiegoś konkurenta, następcy. Owszem, w ostatnim czasie Berlusconi wspierał Antonia Tajaniego, ministra spraw zagranicznych, a wcześniej przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jednak nawet on ma tylko tytuł koordynatora. Dlatego partia coraz bardziej zbliżała się do Braci Włochów Giorgi Meloni i już widzę, jak jej działacze przechodzą do tego ugrupowania.

Powierzając Berlusconiemu władzę, Włosi mieli nadzieję, że umiejętności menedżerskie, które pozwoliły mu zbudować wielkie imperium biznesowe, wykorzysta do przebudowy państwa, postawienia na nogi jego gospodarki. Stało się inaczej. Nie potrafił oddzielić interesów prywatnych od spraw państwowych, co stało się m.in. powodem wielu afer korupcyjnych. W końcu został skazany na cztery lata więzienia za malwersacje podatkowe (wyrok skrócono i zamieniono na prace publiczne w Mediolanie).

Berlusconi lubił powtarzać, że ciąży na nim 100 czy 120 oskarżeń. Nie przejmował się nimi, chyba dlatego, że mogło to zniechęcić do niego część wyborców. Ale we Włoszech sądy są bardzo upolitycznione, stronnicze. Wydają wyroki w sprawach, gdzie winę skazanego nie zawsze da się udowodnić.

Mimo wszystko w chwili próby, w 2011 roku, gdy kryzys finansowy mógł doprowadzić do bankructwa kraju, Berlusconi został ostatecznie odsunięty od władzy. Nie zdołał przeprowadzić Włoch przez tę burzę. Dziś są zadłużone po uszy, co stanowi największe zagrożenie dla strefy euro. Są też o 40 proc. biedniejsze od Niemiec, podczas gdy 20 lat temu ta różnica wynosiła 20 proc. To kraj, którego gospodarka właściwie nie rośnie, dla wielu to chory człowiek Europy.

A komu udało się to zmienić? Mario Draghiemu? Mario Montiemu? Romano Prodiemu? Najwybitniejsi na tym złamali zęby. Włochy to kraj, którego gospodarka opiera się na małych firmach, a dla nich uporać się z biurokracją, o której mówiłem, jest jeszcze trudniejsze. Zresztą przepaść, o której pan mówi, wynika także ze znakomitego rozwoju Niemiec w tym czasie.

Pozostaje jeszcze jedna plama na życiorysie Berlusconiego: Władimir Putin. Nawet po inwazji na Ukrainę mówił, że winę za wojnę ponosi Wołodymyr Zełenski i jego rzekomo agresywna polityka.

Istnieje dwóch Putinów, ten sprzed wojny i ten po jej rozpoczęciu. Z tym pierwszym wielu się przyjaźniło i Berlusconi też uważał go za swojego przyjaciela. A ponieważ dla niego przyjaźń była bardzo ważna, trudno mu było z nim zerwać po inwazji. Zresztą sądzę, że tu nie tyle chodziło o zbyt małą krytykę Rosji z jego strony, co o za małe poparcie dla Ukrainy.

Wiedział, że pan jest z pochodzenia Polakiem. Rozmawialiście o Polsce?

Bardzo cenił Polskę. Ale choć o muzyce poważnej nie wiedział wiele, to lubił się ze mną przekomarzać, że Chopin to Francuz, nie Polak. No i bawiło go to, że Polska leży między Rosją i Niemcami i aby przetrwać, musi zawsze grać albo z jednym, albo z drugim. My, przekonywał, jesteśmy ze wszystkich stron otoczeni przez morze, więc to raj.

Czytaj więcej

Futurystyczna Brasilia, czyli co poszło nie tak

Berlusconi to najwybitniejszy włoski polityk po wojnie?

No nie, jest jednak Alcide de Gasperi, Bettino Craxi, Palmiro Togliatti. Ale od wielu lat kogoś tak wielkiego jak Berlusconi nie było.

Kiedy rozmawiał pan z nim ostatni raz?

Trzy miesiące temu. Zadzwoniłem do niego, nie odebrał, ale oddzwonił. Cieszył się, że AC Monza, klub piłkarski, który kupił ledwie parę lat temu, awansował z trzeciej ligi do drugiej, a później do Serie A. Za to też Włosi go kochali.

Jas Gawronski (ur. 1936)

Jest włoskim politykiem polskiego pochodzenia. Był dziennikarzem, senatorem i eurodeputowanym, a w latach 1994–1995 rzecznikiem rządu Silvia Berlusconiego.

Plus Minus: Silvio Berlusconi pozostawił po sobie coś dobrego?

Marzenie.

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi