Pichai, Padella, Sunak. Hinduska fala sięga szczytów

Google, Microsoft, IBM, Deutsche Bank czy Chanel: lista największych międzynarodowych spółek, na których czele stoją menedżerowie z Indii, jest imponująca. I stale się wydłuża.

Publikacja: 19.05.2023 17:00

Sundar Pichai rządzi Google’em Josh Edelson / AFP

Sundar Pichai rządzi Google’em Josh Edelson / AFP

Foto: JOSH EDELSON

Satya Nadella to zagadka. Od kiedy dziewięć lat temu przejął stery Microsoftu, pomnożył wartość (kapitalizację) koncernu Billa Gatesa niemal ośmiokrotnie. Dziś to 2,3 bln dolarów, niewiele mniej niż dochód narodowy Włoch. Potentat, który dla wielu zdawał się mieć najlepsze lata już za sobą, znów się odbija.

Czytaj więcej

Francja. Wolność, równość, aborcja

Elastyczność i równowaga

Jak to się robi? W książce „Hit Refresh” pochodzący z indyjskiego miasta Hyderabad menedżer uchylił rąbka tajemnicy. W szczególności w Indiach, gdzie jedna osoba na tysiące wyrywa się z biedy i jedna na miliony dociera do biznesowej stratosfery, wielu chciałoby pójść w jego ślady. Nadella nauczył się przede wszystkim elastyczności. Przyjmowania wszystkiego bez zdziwienia, nietraktowania niczego jak wyzwania, któremu nie można sprostać. „Każdego dnia musisz wymyślić się na nowo. Raz ci się uda, innym razem nie. Ale liczy się średnia” – tłumaczy.

Wielu, także w Polsce, którzy mieli szefów z Indii, twierdzi, że to trudne doświadczenie. Pracuje się od świtu do nocy, nie pomijając weekendów, bo dla bossa kariera jest ważniejsza od życia prywatnego.

Ale z Nadellą ponoć tak akurat nie jest. Innym słowem kluczem, którym tłumaczy swój sukces, jest bowiem „równowaga”. Śpi więc zawsze osiem godzin, od 23 do 7 rano. Dzień zaczyna od 30 minut ćwiczeń, ale też medytacji, w której stara się rozpoznać, za co najmocniej powinien podziękować w danej chwili Najwyższemu. Gdy kończy pracę, naprawdę ją kończy, a zaczyna się czas dla rodziny.

Tragedia syna, który dotknięty tetraplegią zmarł w ubiegłym roku w wieku 26 lat, nauczyła go empatii. „Mów mniej, słuchaj więcej, a gdy przychodzi moment, podejmuj decyzje” – radzi.

Spotkania w firmie ogranicza do minimum. „Z nimi jest jak z solą, są potrzebne, ale jeśli jest ich za dużo, firma jest nie do strawienia”.

Dojście do tego, że nie można się wykańczać, wymaga jednak twardej szkoły życia. A taką dają Indie. „Od zaświadczenia o urodzeniu po zaświadczenie o zgonie, od przejścia przez szkołę po uzyskanie pracy, od tragicznej infrastruktury po zatłoczenie wszystkiego, Indie to jedna wielka szkoła zarządzania” – pisze w książce „The Made in India Manager”szef koncernu Tata R. Gopalakrishnan.

Dwie trzecie amerykańskich wiz

Tajemnice hinduskich karier wywołują zainteresowanie, bo Hindusi idą ławą. W szczególności w świecie internetu, w firmach informatycznych masowo zajmują najwyższe stanowiska. Sundar Pichai na czele Google’a, Arvind Krishna u steru IBM czy do niedawna Parag Agarwal w roli prezesa Twittera – to tylko niektóre przykłady. Ale hinduska szarża wylewa się poza świat wirtualny. Już zdobyła Starbucks, którym kieruje Laxman Narasimhan. Na szefa z Indii postawiły Deutsche Bank, Deloitte czy Chanel. Vasant Narasimhan kieruje farmaceutycznym gigantem Novartis. Po niedawnym odejściu pochodzącego z Polski Dariusa Adamczyka na czele wielobranżowego konglomeratu przemysłowego Honeywell też stanął menedżer z Indii – Vimal Kapur. Choć hinduska diaspora stanowi ledwie 0,2 proc. ludności świata, co pięćdziesiąty spośród najważniejszych biznesmenów międzynarodowych właśnie z niej się wywodzi.

CNBC szacuje, że giełdowa kapitalizacja międzynarodowych koncernów, na czele których stoją Hindusi, osiągnęła już 5 bln dolarów (ośmiokrotność dochodu narodowego Polski). To 35 czołowych firm, które tylko w 2022 r. zarobiły 1,08 bln dolarów.

Aby zrozumieć ten sukces, należy się najpierw pochylić nad indyjską diasporą. W 1965 r., na fali praw obywatelskich wywalczonych przez Martina Luthera Kinga, Stany Zjednoczone zreformowały prawo imigracyjne. W miejsce narodowego pochodzenia kluczowymi kryteriami wydania zgody na przyjazd stały się wykształcenie i umiejętności. To zapoczątkowało stały wzrost udziału Hindusów w ogólnej puli wiz zawodowych uprawniających do podjęcia pracy w Stanach Zjednoczonych: dziś stanowią już oni dwie trzecie beneficjentów. Tylko w tym roku władze chcą przyznać nieco ponad milion wiz dla studentów z Indii, którzy dostali się na uczelnie w USA, często te najlepsze.

Cała hinduska diaspora na świecie liczy już ponad 32 mln osób. Jednak, inaczej niż w przypadku Chińczyków, znacząca jej część to elity. W Stanach Zjednoczonych nie ma bogatszej mniejszości: jej średni dochód, 10 tys. dolarów miesięcznie na osobę, jest dwukrotnie większy niż przeciętne uposażenie w amerykańskim społeczeństwie. Hindusi są przy tym drugą co do liczebności mniejszością etniczną w Stanach Zjednoczonych (podobnie jak w Australii), a największą w Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Można wręcz powiedzieć, że stali się istotnym zwornikiem dawnego brytyjskiego imperium, nie wykluczając z niego Ameryki.

Tak silna obecność stała się zresztą punktem wyjścia dla wielkich karier nie tylko w biznesie, ale i w polityce. Jej gwiazdami są oczywiście premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak i wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris. Jednak w opublikowanym latem zeszłego roku w tygodniku „The Economist” z okazji 75. rocznicy niepodległości Indii edytorialu Gourav Dalmia, prezes konglomeratu Dalmia, pokazuje, że już przeszło 30 Hindusów zajmowało niedawno lub wciąż zajmuje stanowiska głów państw i szefów rządów w tak różnych krajach jak Irlandia, Malezja, Singapur czy Surinam.

Najlepszy spadek po imperium

Czym to tłumaczyć? Niemal 1,5 mld mieszkańców stanowi o niezwykłej sile kraju, który inaczej niż wiele innych państw postkolonialnych zachował od momentu wywalczenia niepodległości w 1947 r. wiele z najlepszych rzeczy, które pozostawili Brytyjczycy: powszechnie używany na świecie język, demokrację, instytucje państwa prawa. W ten sposób Hindusom znacznie łatwiej jest odnaleźć się w świecie globalnego biznesu, gdzie zasadniczo obowiązują anglosaskie reguły gry. Ten atut staje się tym większy, że wraz z pandemią, wojną w Ukrainie i imperialnymi planami Xi Jinpinga narasta obawa przed Chinami, często najpoważniejszym rywalem Indii.

Ameryka to kraj imigrantów, ci, którzy doszli na szczyt, często mają w rodzinie rodziców czy dziadków, którzy kiedyś przyjechali do Stanów Zjednoczonych z niczym. Z hinduskimi ludźmi sukcesu jest jednak inaczej: bardzo często to oni sami jako pierwsi w rodzinie wylądowali na amerykańskiej ziemi. Tak się dzieje w szczególności z powodu integracji anglosaskiego, międzynarodowego systemu szkolnictwa wyższego. Uczelnie w Indiach stają się przez to krokiem ku zdobyciu najlepszych dyplomów w USA, a czasem nawet wystarczają, aby rozpocząć międzynarodową karierę biznesową. Przykład Satya Nadelli jest tu pomocny: absolwent Booth School of Business Uniwersytetu Chicagowskiego, absolutnego szczytu edukacji przedsiębiorców, wcześniej zdobył magisterium z informatyki na Uniwersytecie Wisconsin w Milwaukee, bo miał podstawy zdobyte w szkołach technicznych w samych Indiach. Nie inaczej jest z Sundarem Pichaiem, prezesem konglomeratu Alphabet, do którego należy w szczególności Google. Zaangażowany w mnogość projektów, które zapewniły rozwój internetowej wyszukiwarki, Google Earth czy Gmail, zaczynał od szkół technicznych w Madrasie, które dały mu dyplom z metalurgii.

Wypchnięci za ocean

W przeszłości świat dziwił się, dlaczego niezwykłe kariery w Ameryce robią Żydzi. Badacze doszli wtedy do wniosku, że istotnym czynnikiem była nauka od pokoleń i w bardzo wczesnym wieku czytania Tory. To ukształtowało jeśli nie sposób myślenia, to przynajmniej środowisko sprzyjające innowacji, wiedzy. Okazuje się jednak, że coś z tego można odnaleźć i w środowisku hinduskich menedżerów. A to dlatego, że większość z tych, którzy wzbili się ku największym karierom, pochodzi z kasty braminów, najwyższej grupy kapłanów. Mowa o ok. 50 mln osób. Przywykli do czytania i badania świętych ksiąg hinduizmu być może są lepiej przygotowani do przerabiania dużej ilości informacji.

„Economist” wskazuje jednak, że paradoksalnie tak duża liczba braminów w świecie międzynarodowego biznesu nie wynika tylko z ich niezwykłego statusu w Indiach. A może nawet przeciwnie: stała się dla nich motywacją, bo nie mogli się odnaleźć w kraju. Badania grupy menedżerów wielkich rodzimych firm działających na samym rynku indyjskim wskazują bowiem, że tu najwyższe stanowiska kierownicze opanowali ludzie wywodzący się z zupełnie innych kast: pisarzy (skrybów) i kupców. Bramini nie mogli sobie tu znaleźć miejsca, a przynajmniej było im bardzo trudno.

Do tego doszła polityka wspierana niższych warstw społecznych, jaką prowadziły lewicowe rządy w New Delhi. To właśnie z jej powodu do Ameryki trafiła Shyamala Gopalan, matka wiceprezydent Kamali Harris. Wybitna ekspertka od raka piersi wywodząca się z kasty braminów tamilskich nie mogła zrobić kariery w rodzinnym Madrasie, więc zdecydowała na wyjazd za ocean, gdzie zdobyła stypendium na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Nie była sama. Doszło do sytuacji niezwykłej: dominującej roli hinduskich naukowców w świecie zaawansowanych badań naukowych w USA. Dość powiedzieć, że gdy idzie o specjalistów najwyższej klasy od sztucznej inteligencji (AI), przyjezdni z Indii stanowią 8 proc. tej społeczności, czołową grupę narodowościową.

Ale to nie był jedyny filtr, który spowodował, że Hindusi stali się wyjątkowo dobrze przygotowani do walki w świecie największego biznesu. Tylko ci, którzy wywodzili się z wyjątkowo zamożnych rodzin, których stać było na opłacenie studiów dzieci na najlepszych uczelniach Stanów Zjednoczonych, mogli wejść do tego elitarnego grona. Wreszcie amerykański system wizowy, promujący za pośrednictwem punktów najlepiej przygotowanych kandydatów, stanowił swoisty tor z przeszkodami. Duża liczba Hindusów na wysokich stanowiskach w biznesie powoduje, że tworzy się potężne środowisko wzajemnego wsparcia. W 2014 r. Sundar Pichai otrzymał propozycję przejęcia sterów Microsoftu, jednak kiedy nie wpisywało się to w jego karierę zawodową, zarekomendował Satya Nadellę, otwierając mu drogę do najwyższego szczebla kariery.

Czytaj więcej

Wojna atomowa. Co może powstrzymać Rosję?

Przywiązani do hinduizmu

Skromni, starający się nie rzucać w oczy, ale raczej stawiający na integrację z nową ojczyzną Hindusi są stale świadomi, że są imigrantami pierwszego pokolenia i muszą odpowiednio się zachowywać. Ale to tylko część prawdy. Od Rishiego Sunaka po Sundara Pichaia przytłaczająca większość z nich pozostaje wierna hinduizmowi, zasadom wiary i etyce życia tak bardzo różnej od tej znanej na Zachodzie. To sprzyja konsolidacji własnej wspólnoty etnicznej.

Hinduska diaspora odwdzięcza się ojczyźnie. Do Indii płyną transfery finansowe, ale może bardziej znaczące są technologie, organizacja pracy, powiązania biznesowe. Spektakularnym przykładem jest świat informatyki. W 1980 r. eksport usług informatycznych z Indii w świat był wart 4 mln dolarów. 43 lata później ta kwota skoczyła do 180 mld dolarów i nadal szybko rośnie. Kraj stał się w ten sposób potentatem w jednej ze strategicznych dziedzin przyszłości.

Chiny często przedstawia się jako wzór kraju wyciągającego z nędzy ogromną liczbę mieszkańców, choć za cenę odebrania im wolności obywatelskich i narzucenia twardej dyktatury. Historycy gospodarki uważają, że nigdy w historii ludzkości nic podobnego się nie wydarzyło. Jednak hinduski sukces nie jest mniej godny podziwu. Tylko w ciągu dziesięciu lat, między 2006 a 2016 r., z nędzy udało się wyrwać 271 mln osób – podaje ONZ. To może okazać się sukces trwalszy niż chiński, bo oparty na międzynarodowej konkurencji, otwartym systemie gospodarczym i demokratycznych rządach. Sukces Satya Nadelli i Sundara Pichaia jest z pewnością nie do powtórzenia dla niemal nikogo w Indiach. Ale pokazuje drogę, której przynajmniej kawałeczek może pokonać wielu Hindusów.

Vimal Kapur przejął stery w Honeywell DAVID DEE DELGADO / Reuters / Forum

Vimal Kapur przejął stery w Honeywell DAVID DEE DELGADO / Reuters / Forum

DAVID DEE DELGADO / Reuters / Forum

Kamala Harris – wice w Białym Domu Giorgio Viera / AFP

Kamala Harris – wice w Białym Domu Giorgio Viera / AFP

GIORGIO VIERA

Satya Nadella kieruje Microsoftem (Photo by Jason Redmond / AFP

Satya Nadella kieruje Microsoftem (Photo by Jason Redmond / AFP

JASON REDMOND

Satya Nadella to zagadka. Od kiedy dziewięć lat temu przejął stery Microsoftu, pomnożył wartość (kapitalizację) koncernu Billa Gatesa niemal ośmiokrotnie. Dziś to 2,3 bln dolarów, niewiele mniej niż dochód narodowy Włoch. Potentat, który dla wielu zdawał się mieć najlepsze lata już za sobą, znów się odbija.

Elastyczność i równowaga

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi