Mieszkając w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, zdążyliśmy się przyzwyczaić, że codziennie mijamy na ulicach przybyszów z najróżniejszych części świata. Zamawiając taksówkę z aplikacji albo jedzenie z dowozem, możemy mieć niemal pewność, że spotkamy Gruzina, Kazacha, Nepalczyka czy Hindusa. Dotąd inaczej było poza dużymi miastami. Jednak z danych opublikowanych kilka dni temu przez „Rzeczpospolitą” wynika, że nie ma w Polsce dziś żadnego powiatu, w którym nie zarejestrowano by pracy cudzoziemca. W niektórych powiatach zaś nawet co czwarty pracujący to imigrant.
Czytaj więcej
Wydawało się to niemożliwe, a jednak. Myślałem bowiem, że obecne władze, nazywające się konserwatywną prawicą, nie będą w stanie zepsuć obchodów 79. rocznicy Powstania Warszawskiego. Nie doceniłem ich destrukcyjnych umiejętności.
Nie powinno być więc też zaskoczeniem to, co widziałem w tym roku, spędzając wakacje na Mazowszu. Cieszyłem się bardzo tanimi daniami w lokalach w sąsiednim miasteczku (nieporównywalnymi z Warszawą) i niższymi cenami w sklepach. Tyle tylko, że zarówno sprzedawcy byli migrantami (najczęściej Ukrainki), jak i świetny kebab przyrządzali przybysze z Bliskiego Wschodu. W sąsiednich gminach zaś w gospodarstwach rolnych pracowały dziesiątki, setki Ukraińców i Gruzinów. Dość niezauważenie więc znaleźliśmy się w takim momencie rozwoju gospodarczego, w którym konkurencyjne ceny możliwe są dzięki pracy imigrantów. Gdyby przy kasie lub za barem stali Polacy, z powodu wzrostu kosztów pracy, ale też niezłej sytuacji na rynku pracy, ceny musiałyby być znacznie wyższe.
Dość niezauważenie więc znaleźliśmy się w takim momencie rozwoju gospodarczego, w którym konkurencyjne ceny możliwe są dzięki pracy imigrantów.
To efekt zmian, jakie zachodzą w Polsce w ostatnich latach. Część komentatorów (szczególnie sympatyzujących z Konfederacją) oskarża za ten stan rzeczy liberalną politykę obecnego rządu, który dość hojnie rozdaje pozwolenia na pracę. Tymczasem dwa z czterech pytań, które PiS chce zadać Polakom w referendum, dotyczą migracji. I zostawmy na boku rozróżnienie na nielegalnych migrantów, migrantów zarobkowych i uchodźców, bo te grupy mają zupełnie inny status prawny, choć PiS stara się je wrzucić do jednego worka. I straszy przybyszami, którzy przecież już tu są.