Michał Szułdrzyński: Straszenie migrantami nie rozwiąże problemu

Rządzący podcinają gałąź, na której wszyscy siedzimy. Wiedząc, że potrzebujemy migrantów do pracy, ściągają ich, a jednocześnie rozpętują kampanię niechęci wobec nich.

Publikacja: 25.08.2023 17:00

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Maciej Zienkiewicz

Mieszkając w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, zdążyliśmy się przyzwyczaić, że codziennie mijamy na ulicach przybyszów z najróżniejszych części świata. Zamawiając taksówkę z aplikacji albo jedzenie z dowozem, możemy mieć niemal pewność, że spotkamy Gruzina, Kazacha, Nepalczyka czy Hindusa. Dotąd inaczej było poza dużymi miastami. Jednak z danych opublikowanych kilka dni temu przez „Rzeczpospolitą” wynika, że nie ma w Polsce dziś żadnego powiatu, w którym nie zarejestrowano by pracy cudzoziemca. W niektórych powiatach zaś nawet co czwarty pracujący to imigrant.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Jak rząd PiS przegrał walkę o pamięć powstania warszawskiego

Nie powinno być więc też zaskoczeniem to, co widziałem w tym roku, spędzając wakacje na Mazowszu. Cieszyłem się bardzo tanimi daniami w lokalach w sąsiednim miasteczku (nieporównywalnymi z Warszawą) i niższymi cenami w sklepach. Tyle tylko, że zarówno sprzedawcy byli migrantami (najczęściej Ukrainki), jak i świetny kebab przyrządzali przybysze z Bliskiego Wschodu. W sąsiednich gminach zaś w gospodarstwach rolnych pracowały dziesiątki, setki Ukraińców i Gruzinów. Dość niezauważenie więc znaleźliśmy się w takim momencie rozwoju gospodarczego, w którym konkurencyjne ceny możliwe są dzięki pracy imigrantów. Gdyby przy kasie lub za barem stali Polacy, z powodu wzrostu kosztów pracy, ale też niezłej sytuacji na rynku pracy, ceny musiałyby być znacznie wyższe.

Dość niezauważenie więc znaleźliśmy się w takim momencie rozwoju gospodarczego, w którym konkurencyjne ceny możliwe są dzięki pracy imigrantów. 

To efekt zmian, jakie zachodzą w Polsce w ostatnich latach. Część komentatorów (szczególnie sympatyzujących z Konfederacją) oskarża za ten stan rzeczy liberalną politykę obecnego rządu, który dość hojnie rozdaje pozwolenia na pracę. Tymczasem dwa z czterech pytań, które PiS chce zadać Polakom w referendum, dotyczą migracji. I zostawmy na boku rozróżnienie na nielegalnych migrantów, migrantów zarobkowych i uchodźców, bo te grupy mają zupełnie inny status prawny, choć PiS stara się je wrzucić do jednego worka. I straszy przybyszami, którzy przecież już tu są.

Bo znacznie łatwiej jest straszyć, niż odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Np. o to, czy chcemy kontynuować obecną formę rozwoju gospodarczego, który oparty jest na wzroście efektywności, przez co wzrasta liczba miejsc pracy tak słabo płatnych, że podejmą się ich wyłącznie migranci? Czy mamy jakąś alternatywę? Czy jest konsensus, co do tego, jak chcemy się dalej rozwijać? Czy gotowi jesteśmy wstrzymać rozwój gospodarczy za cenę powstrzymania konieczności migracji zarobkowej? A może jesteśmy gotowi do innych poświęceń po to, by solidarnie jako Zachód inwestować w krajach, skąd przybywają do Europy migranci? Bo jeśli tam wzrośnie bogactwo, ochota na ruszenie w daleką podróż będzie mniejsza.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Niemcy przejmą odbudowę Ukrainy? Jeśli tak, to na nasze własne życzenie

Wiele wskazuje na to, że obecność migrantów będzie źródłem społecznych niepokojów i napięć. Rządzący podcinają gałąź, na której wszyscy siedzimy. Wiedząc, że potrzebujemy migrantów do pracy, ściągają ich, a jednocześnie rozpętują kampanię niechęci wobec nich.

Ale i bez tej niechęci obecność migrantów w większości krajów Unii staje się pożywką dla skrajnej prawicy. Podważa zaufanie do liberalnej demokracji, która nie bardzo ma pomysł na to, jak rozwiązać problemy wynikające ze zmian etnicznych w europejskich społeczeństwach. Dlatego trudno być dziś optymistą, jeśli chodzi o przyszłość. Podobnie jak i o los liberalnej demokracji, i w ogóle dotychczasowego zachodniego sposobu życia.

Mieszkając w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, zdążyliśmy się przyzwyczaić, że codziennie mijamy na ulicach przybyszów z najróżniejszych części świata. Zamawiając taksówkę z aplikacji albo jedzenie z dowozem, możemy mieć niemal pewność, że spotkamy Gruzina, Kazacha, Nepalczyka czy Hindusa. Dotąd inaczej było poza dużymi miastami. Jednak z danych opublikowanych kilka dni temu przez „Rzeczpospolitą” wynika, że nie ma w Polsce dziś żadnego powiatu, w którym nie zarejestrowano by pracy cudzoziemca. W niektórych powiatach zaś nawet co czwarty pracujący to imigrant.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi