Mam świadomość, że to mocna deklaracja, ale trudno mi złożyć inną. Najpierw Zjednoczona Prawica wyciągnęła na sztandary dziewczynę, która niewątpliwie dopuściła się zachowań skandalicznych i która została skazana, zgodnie ze standardami, których od lat domagał się minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Kara była surowa, a do tego trudno uznać za walkę z ideologią LGBTQ+ napaść fizyczną i próbę wyrwania torby. To trochę tak, jakby kradzież nazwać walką z ideologią neoliberalnego postrzegania własności.
Pani Marika ma prawo sprzeciwiać się myśleniu, które jej nie odpowiada, ale nie ma prawa używać przemocy i dokonywać czynów chuligańskich. Wartości, które komuś są drogie, nie wolno bronić przemocą. I trudno nie zadać pytania politykom i liderom opinii, którzy bronili Mariki, jakiej kary domagaliby się dla aktywistki lewicowej, która wraz ze znajomymi wyrywałaby i stosowała przemoc wobec dziewczyny, która miałaby torbę z symbolami religijnymi?
Czytaj więcej
Dokument roboczy przygotowany na jesienną sesję synodu o synodalności stawia katolikom fundamentalne pytania. Od odpowiedzi na nie zależy, jaki będzie także nasz Kościół w najbliższych latach.
Żeby nie było wątpliwości, druga strona wcale nie jest lepsza. Media poinformowały o historii pani Joanny, ale w taki sposób, by ze skomplikowanej historii, w której jest i depresja, i – wszystko na to wskazuje – myśli, a być może nawet próby samobójcze, i wiele elementów osobistych, zrobić temat dotyczący aborcji i ustawy antyaborcyjnej, a politycy opozycji natychmiast wzięli temat na sztandary, wykorzystując go czysto politycznie.
Odpowiedź strony rządowej była skandaliczna. Ujawniono – a zrobiła to policja – istotne elementy dotyczące stanu zdrowia kobiety, jej sytuacji osobistej, a media prawicowe zajęły się osobistym życiem pani Joanny (choć ono nie ma dla oceny działań policji znaczenia). Obie strony pominęły całkowicie istotę problemu, a fundacja FEDERA zdecydowała się wykorzystać dramatyczną historię do swoich celów.