Irena Lasota. 4 lipca – amerykańskie święto

Stany Zjednoczone nie są w żadnym sensie ideałem, ale mają konstytucyjnie zagwarantowane możliwości zmian.

Publikacja: 07.07.2023 17:00

Irena Lasota. 4 lipca – amerykańskie święto

Foto: AFP

Co roku 4 lipca budzą mnie dzwonki telefonu z pozdrowieniami z okazji Święta Niepodległości USA. W tym roku cztery – trzy z Kaukazu, jeden z Litwy. Te z Kaukazu nie są od bliskich znajomych, z którymi często rozmawiam, ale od ludzi, którzy cieszą się, że Ameryka była – kiedyś, 30 lat temu – tym krajem, który budził ich nadzieje, wspierał ich dążenia i którzy po prostu cieszą się, że demokracja amerykańska jest przykładem, który mogą próbować naśladować. To brzmi, używając anglicyzmu, patetycznie i znam wielu, którzy by chętnie odpowiedzieli im, posługując się parodią komunistycznego stylu: „a u nas biją Murzynów”.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Łukaszenka czyli małpa z brzytwą

Jest jednak ciekawe, że choć większość naszych gości z byłego Związku Sowieckiego w latach 90. nie uważała Ameryki za raj na ziemi, to była zwykle bardzo wzruszona przy pomniku Lincolna, który nie jest po prostu pomnikiem, ale niewielkim muzeum historii okresu wojny domowej. Za swoje niewielkie diety kupowali kopie deklaracji o emancypacji Czarnych i przemówienia Lincolna z Gettysburga z listopada 1863 roku.

Jest to jedna z najkrótszych, a jednocześnie najbardziej znanych mów politycznych w historii. W 278 słowach, archaiczną dla nas angielszczyzną, Lincoln przypomina, że Stany Zjednoczone powstały na zasadzie równości i wolności oraz że trzeba i można umierać za pewne fundamentalne wartości. Warto dodać, że w wojnie domowej zginęło w sumie 620 tysięcy żołnierzy, mniej więcej tylu, ilu zginęło we wszystkich amerykańskich wojnach: od wojny o niepodległość, po wojnę w Korei, przechodząc przez obie wojny światowe.

Stany Zjednoczone nie są w żadnym sensie ideałem, ale mają konstytucyjnie zagwarantowane możliwości zmian.

Nasi goście z krajów byłego imperium sowieckiego chcieli też zawsze koniecznie pójść do Archiwum Państwowego, by zobaczyć Deklarację niepodległości podpisaną przez 56 tak zwanych ojców założycieli. Skądinąd, historycy do dziś sprzeczają się co do tego, jakiego wyznania byli ci, raczej młodzi, ojcowie. Wiadomo, że wśród nich było 21 masonów, jeden katolik, dwóch kwakrów, ale tak w ogóle uważa się, że byli oni w większości ateistami, agnostykami, a w najlepszym razie deistami. Jakby ktoś się pytał – to nie, nie było wśród nich ani jednego Żyda. Było za to 41 właścicieli niewolników, więc wolność i równość odnosiły się tylko do białych mężczyzn. Niecały wiek potem wybuchła krwawa wojna o to, czy każdy człowiek ma prawo do wolności, a jeszcze jeden wiek później prawem stało się, że każdy człowiek jest równy.

Stany Zjednoczone nie są w żadnym sensie ideałem, ale mają konstytucyjnie zagwarantowane możliwości zmian. Bodziec do zmian przychodzi z różnych stron. Warto przeczytać przemówienie Fredericka Douglassa, wybitnego mówcy i abolicjonisty, z 1852 roku „Czym dla niewolnika jest 4 lipca?”. „Dla was świętem – pisał – dla nas żałobą”. Myślę też, że dobrą lekturą dla tych, którzy lekceważą historię stosunków rasowych w Ameryce, jest poemat Norwida „Do obywatela Johna Brown”. W końcu to nasz narodowy poeta pisał te słowa do słynnego abolicjonisty, który został powieszony za zbrojny napad na arsenał, by wzniecić powstanie: „Więc, nim Kościuszki cień i Waszyngtona / Zadrży – początek pieśni przyjm, o! Janie... / Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, / A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Dlaczego minister Czarnek przypomina Gomułkę

A Kościuszko, poza tym, że bohater, był wielkim wrogiem niewolnictwa, co polecam uwadze instytutów i organizacji walczących o dobre imię Polski w USA. Chyba bardziej się opłaci (dobremu imieniu) pokazanie, kim był Kościuszko w sprawach społecznych, niż biadolenie, że postacie Stana Kowalskiego i profesora Biegańskiego przynoszą Polsce niepowetowane szkody. Jak by się ktoś pytał, kim są ci panowie, to odpowiadam, że nawet nie warto na to pytanie odpowiadać, bo nikt ich poza polonijnymi uczonymi nie pamięta.

A czwarty telefon – z Litwy – był od dobrego przyjaciela, zaniepokojonego tym, co Rosja może wymyślić na szczyt NATO w Wilnie i czy Ameryka będzie umiała w razie czego odpowiedzieć we właściwy sposób. Nie wiem, ale tak jak prezydenta Zełenskiego niepokoją mnie ruchy wokół elektrowni atomowej w Zaporożu.

Co roku 4 lipca budzą mnie dzwonki telefonu z pozdrowieniami z okazji Święta Niepodległości USA. W tym roku cztery – trzy z Kaukazu, jeden z Litwy. Te z Kaukazu nie są od bliskich znajomych, z którymi często rozmawiam, ale od ludzi, którzy cieszą się, że Ameryka była – kiedyś, 30 lat temu – tym krajem, który budził ich nadzieje, wspierał ich dążenia i którzy po prostu cieszą się, że demokracja amerykańska jest przykładem, który mogą próbować naśladować. To brzmi, używając anglicyzmu, patetycznie i znam wielu, którzy by chętnie odpowiedzieli im, posługując się parodią komunistycznego stylu: „a u nas biją Murzynów”.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi