Bogusław Chrabota: Sztuczna inteligencja i myślenie religijne

Bez względu na to, kim jesteśmy, koniec, czyli próg nieistnienia, wszystkich napawa trwogą. To uczucie niezwykle silne i rzadko kiedy potrafimy zdobyć się wobec niego na odruch buntu.

Publikacja: 23.06.2023 17:00

Bogusław Chrabota: Sztuczna inteligencja i myślenie religijne

Foto: Adobe Stock

Czy sztuczna inteligencja zabije nasz świat? Coś kiedyś zabije. Nasz świat nie może być przecież jakoś stanowczo różny od innych światów. Wszystko ma swój koniec; kultury, cywilizacje, planety. Dlaczego więc naszą cywilizację miałby czekać inny los? Nie ma na to argumentu. Nie znajdziesz go ani w porządkach religijnych, ani filozoficznych. Co więcej, większość porządków religijnych i filozoficznych nacechowana jest katastrofizmem, czyli przewiduje tragiczny koniec znanego świata. Warto zastanowić się dlaczego.

Najkrócej można to wyjaśnić obserwacją, że w obu przypadkach mamy do czynienia z dominacją syndromu „myślenia religijnego”. To nic nadzwyczajnego, dość naturalne przeniesienie kategorii egzystencjalnych człowieka na szersze zjawiska. Skoro bowiem człowiek rodzi się i umiera, to dokładnie tak samo musi być z wszelkimi światami. W tym myśleniu nic nie jest ponad tą regułą. Nawet sam Bóg; bo jeśli część religii teoretycznie zgadza się co do jego trwania ponad czasem, to jest to kompletnie niezrozumiałe, niewytłumaczalne i niewyobrażalne nawet dla ludzi wierzących.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Śmierć Staszka Pyjasa pozostanie mitem

Naukowo można ten fenomen wytłumaczyć tylko poprzez wymyśloną przez Mirceę Eliadego „hierofanię”; a więc takie zderzenie człowieka z kategorią metafizyczną, gdzie sacrum wkracza w obszary zarezerwowane dla profanum. Święte wchodzi w sferę racjonalnego myślenia i gości się w niej na własnych niepojętych zasadach. Rzecz do przyjęcia zarówno przez wierzących, jak i niewierzących. Tych ostatnich jest oczywiście mniej, więc myślenie religijne ma przewagę i narzuca przekonanie o naturalnym końcu (swoisty rewers początku), obudowane całą harmonią wspólnych dla wierzących i niewierzących strachów (o nieprzetrwanie fizyczne, duchowe, genetyczne, społeczne, narodowe etc.).

Mówiąc krótko, bez względu na to, kim jesteśmy, koniec, czyli próg nieistnienia, wszystkich napawa trwogą. To uczucie niezwykle silne i rzadko kiedy potrafimy zdobyć się wobec niego na odruch buntu. Uznać, że po nas choćby potop. Dlatego „myślenie religijne” tak intensywnie promieniuje na wszystko, co jest płodem ludzkiego umysłu: religię, filozofię, ideologię, poezję, literaturę, a nawet technologię.

Mówiąc krótko, bez względu na to, kim jesteśmy, koniec, czyli próg nieistnienia, wszystkich napawa trwogą. To uczucie niezwykle silne i rzadko kiedy potrafimy zdobyć się wobec niego na odruch buntu. 

W ich długiej historii naprawdę rzadko pojawiała się jakaś elementarna przestrzeń na optymizm. Zawsze byliśmy blisko końca, bo taką zasadę narzucało nam „myślenie religijne”. Tylko Żydzi, czekając na mesjasza, łączyli z tym przekonanie o jakimś nieokreślonym trwaniu w sensie materialnym. Chrześcijanie czekali na apokalipsę, po której tylko niektórych czeka nieokreślona do końca (w gruncie rzeczy przerażająca) wieczność w raju. Rzym od pewnego momentu swojej historii wciąż czekał na upadek. W średniowieczu wszyscy szli w grzecznym kondukcie do życia wiecznego; koniec świata był tak blisko, że mistycy wyczuwali go końcem nosa. Na chwilę od myślenia religijnego wyrwało nas oświecenie, ale praktycznym skutkiem tej chwili zawahania były rzeźnie w wydaniu rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, przypominające milionom o praktycznym znaczeniu maksymy „memento mori”. XIX wiek to zabójczy dla większości etnicznych ludów planety kolonializm, a XX podniósł arkana sztuki rzeźniczej pod nieboskłon.

Przerażenie i zaczadzenie śmiercią, jakie wynieśliśmy z tych czasów, nęka nas po nocach do dziś. A jakie są dzisiejsze demony katastrofizmu wyzwolone masywną kontrofensywą myślenia religijnego? W przekonaniu ekspertów od wszystkiego, filozofów, geniuszy technologii czy masowych kaznodziejów jesteśmy niemal w każdym aspekcie życia o krok od zagłady. Jak nie zeżremy wszystkiego, co daje ziemia, to zatrujemy się wyziewami przemysłu, jakąś trującą chemią albo dwutlenkiem węgla, zaleją nas oceany, rozerwie na strzępy i spali do wymiarów cienia broń atomowa; zniszczy klimat, wypali słońce, wytępią roboty, kosmici, sztuczna inteligencja. Proszę wybaczyć, jeśli zapomniałem o którymś jeszcze z ważnych mechanizmów zagłady. W powszechnym przekonaniu de facto już nas nie ma. Wyrok został dawno ogłoszony, kat się zamachnął, wiemy, że uderzy, choć nie wiadomo jeszcze czym.

I w tym podniosłym miejscu powtórzę pytanie z początku moich barwnych rozważań: czy sztuczna inteligencja zabije nasz świat? I poproszę o szybką odpowiedź. Oczywiście. Jakże mogłoby być inaczej. Nasza, zdominowana przez „myślenie religijne” umysłowość nie może, bo nie potrafi, odpowiedzieć w inny sposób. Musi  transponować nasz lęk na słowa i wrzucić do ich odmętu. Ot, tak będzie i koniec.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Koniec miodowego miesiąca Ukraińców

Czy może być inaczej? Oczywiście. Wystarczy pozbyć się (na chwilę) „myślenia religijnego”. Pojąć, że eschatologia ludzkiego końca jako płód „myślenia religijnego” nie do końca i zawsze musi się przenosić na zjawiska szersze, bo nie wszystkim rządzi religia. Katastroficznemu mitowi o Ikarze i Dedalu zaprzeczyli wynalazcy maszyn latających. Jonasz, który pod wodą tylko w brzuchu wieloryba znalazł zaprzeczenie osobliwości w wynalazku łodzi podwodnych. Ze skazania na wieczne ciemności wyzwolił nas gość, który wynalazł świeczkę, a potem jego późni uczniowie z Łukasiewiczem i Edisonem na czele. Z nudziarstwa wyciągnął nas Marconi, faceci, którzy wynaleźli telewizję i Samuel Goldwyn z braćmi Warner pospołu. I tak dalej i dalej.

Dziś koniec świata wieszczy Gates, który sam przyczynił się do rozwoju technologii, która ma nas zabić. A sztuczna inteligencja? Mimo że wykuwane w ogniu eschatologii myślenie religijne wieszczy inaczej, już pewnie narodził się człowiek, który nałoży AI kaganiec i uratuje nasz świat. Albo nie. Trudno powiedzieć.

Czy sztuczna inteligencja zabije nasz świat? Coś kiedyś zabije. Nasz świat nie może być przecież jakoś stanowczo różny od innych światów. Wszystko ma swój koniec; kultury, cywilizacje, planety. Dlaczego więc naszą cywilizację miałby czekać inny los? Nie ma na to argumentu. Nie znajdziesz go ani w porządkach religijnych, ani filozoficznych. Co więcej, większość porządków religijnych i filozoficznych nacechowana jest katastrofizmem, czyli przewiduje tragiczny koniec znanego świata. Warto zastanowić się dlaczego.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi