Śmierć ośmioletniego Kamila, z ręki ojczyma i za przyzwoleniem patologicznej rodziny, wywołała w Polsce gorącą dyskusję. Na ile zawiniła domniemana atmosfera tolerancji wobec przemocy domowej? Czy Zjednoczona Prawica, rządząca od prawie ośmiu lat, wytworzyła tę atmosferę w imię ochrony rodziny? W imię zabezpieczania jej przed nadmierną ingerencją ze strony państwa?
Tak co najmniej sugerują politycy opozycji i niektórzy eksperci. Czasem trudno mówić tylko o sugerowaniu. Donald Tusk zaraz po wybuchu sprawy zamordowania Kamila mówił wprost, że politycy PiS osłaniają sprawców bicia dzieci (choć równocześnie domagają się dla nich kary śmierci – to odpowiedź na opinię premiera Morawieckiego). Tusk opowiadał o „królach życia”, którzy biją swoje rodziny, upijają się, a jednak są wspierani finansowo przez państwo. W odpowiedzi PiS oskarżyło go o obrażanie Polaków pobierających pieniądze w ramach 500+.
Czytaj więcej
Młodzież, którą politycy umyślają sobie wykorzystać w swoich przedsięwzięciach, bywa nieprzewidywalna. W 1946 r. przekonał się o tym Bolesław Bierut.
W cieniu ideologicznych narracji
Kiedy szuka się diagnozy, trwa bitwa na dane. Rząd powołuje się na liczby. W roku 2021 odnotowano 11 tys. przypadków przemocy wobec dzieci. W ostatnim roku rządów Platformy Obywatelskiej – 21 tys. OKO.press, portal bliski liberalno-lewicowej opozycji, próbuje podważać siłę takich zestawień. Dziś policja i prokuratura, a także inne instytucje państwowe, mają być po prostu mniej wrażliwe na ochronę dzieci. To ma być następstwo atmosfery wytwarzanej odgórnie. Trudniej więc o wykrywalność i stanowcze reagowanie.
Są to jednak jedynie domniemania portalu. Faktem jest, że w roku 2022 założono 61 tys. Niebieskich Kart, które oznaczają zauważenie zagrożenia domową przemocą. W roku 2015 było to jedynie 17 tys. Może więc jednak reakcje są coraz bardziej twarde, co można wiązać zwłaszcza z ustawą antyprzemocową z roku 2020, do której jeszcze wrócimy.