PiS nie do wymazania
Nawet jeśli wybory w 2023 r. przyniosą zmianę władzy, nie wydaje się, aby zasadnicza korekta polityki społeczno-ekonomicznej była możliwa. W tym sensie partia Kaczyńskiego i rząd Morawieckiego pozostawiają po sobie coś trwałego.
Sezon polowań rozpoczęty
Euroentuzjaści dorzucają jego zasługę w oswojeniu Polaków z marszem ku Unii Europejskiej. Ja wymienię jeszcze coś innego. Przez ostatnie lata pontyfikatu był starym, chorym człowiekiem walczącym z fizycznymi ograniczeniami. Wyśmiewał to Jerzy Urban, pasowany dziś przez część polskiej elity na mędrca. Ja widziałem w tym ofertę zrozumienia, że świat nie może być w całości młody, silny i zdrowy. To świadectwo też staje się dziś coraz mniej zrozumiałe, a szkoda.
Dziś jestem z tymi, którzy są porażeni choćby brutalną formą tej detronizacji. Niektórzy moi internetowi polemiści przekonują, że to tylko kilku harcowników szaleje. Ale ta książka i ten film też są elementem harców. A czy profesora Jana Hartmana z jego wywodami o papieżu jako herszcie bandy pedofilów można uznać za margines? To nie on się tłumaczy z intelektualnego prostactwa, to jego polemiści stoją w cieniu podejrzenia, że rozpętują wojnę. Czy marginalna jest „Krytyka Polityczna”, na której stronie pisze się o „bestii z Wadowic”? A karykatura w mainstreamowej „Polityce”, gdzie Janowi Pawłowi doprawia się rogi? To nadal tylko zjawisko marginalne?
Zaczął się sezon polowania na katolicyzm. Nie ogranicza się to do wojny z polskim papieżem. Może nawet większe zasługi ma tu sędzia Joanna Knobel z Poznania, która nie widzi niczego złego w zakłócaniu mszy świętej przez proaborcyjnych demonstrantów. Od tej chwili prawo jakby mniej chroniło ludzi wierzących, kiedy chcą przeżywać mszę jako świętość. Czy tylko od łaskawości rozpolitykowanych agresorów będzie zależeć, jak często z tego precedensu skorzystają? Dzieje się to pod rządami podobno autorytarnego, narodowo-katolickiego reżimu.
Jaka powinna być odpowiedź środowisk katolickich, to temat na odrębny tekst. Myślę, że poza wszystkim podział, jaki się nam funduje, jest najbardziej bolesnym w historii III RP. On naprawdę rozrywa wspólnotę. Niech każdy z inicjatorów tej kampanii odpowie sam sobie, czy było warto.
Nie znam odpowiedzi na pytanie, kto na tym zyska w najbliższych wyborach. Możliwe, że brutalność języka tych rewizji odrzuci od opozycji jakąś część niepisowskich katolików i ludzi z natury umiarkowanych – przestrzegają przed tym tacy „pragmatycy”, jak Tomasz Lis. Zarazem z pewnością trwa proces redukowania w Polsce katolickich wpływów. Możliwe, że to proces w jednym kierunku, w czym pomaga także mała roztropność Kościoła w walce z własnymi, całkiem już współczesnymi patologiami.
Ojciec z karykatury
Pozostaje dla mnie otwartym pytanie, na ile decyzje i zaniechania z jego czasów, także jego decyzje i zaniechania, przyczyniły się do tego. Myślę tu nie o jego zmaganiach z kilkoma przypadkami, kiedy był biskupem, lecz o jego strategii papieskiej, o świadomości zagrożeń i o przeciwdziałaniu im w skali globalnej. Nie zmienia to wszakże dwóch konkluzji końcowych.
Obsadza się Karola Wojtyłę w roli jakiegoś złowrogiego mafiosa. Widzę cały zalew takich głosów, jakby dziesiątki tysięcy ludzi uznały nagle za stosowne wykrzyczeć swoją utajoną nienawiść. Ile w tym szczerych emocji, a ile kreacji obliczonej na niszczenie Kościoła z jego drażniącymi naukami? Nie umiem ocenić, ale taki obraz to dyktowany ideologią absurd.
To kreowanie wroga, jak w „Roku 1984” George’a Orwella, choć tam robił to całkiem kto inny i wobec kogo innego. Obraz rzeczywisty z tym portretem przeznaczonym do zbiorowego wygrażania ma niewiele wspólnego. Młodzi mają większe prawo do ulegania zbiorowej halucynacji. Ale kiedy wśród wygrażających widzę takich, którzy przy okazji wydają wyrok na kawał własnego życia, trochę się dziwię. Uwaga dotyczy także tych, którzy ograniczają się do bierności i przyzwolenia.
Poza wszystkim – to konkluzja druga – był dla nas ojcem, nawet jeśli ja obserwowałem tę jego ojcowską rolę z pewnego dystansu. Rozumiem, że dziś to zapotrzebowanie na ojcostwo z wolna znika. Warto jednak zauważyć, że miejsce opróżnione przez niego pozostanie puste. Radość z tego powodu wydaje mi się dowodem na małą wyobraźnię. Cieszyć się z pustki? Cóż to za głęboka filozofia?