Kiedy Jarosław Kaczyński wygłosił przemówienie o liberalizmie, poczułam coś w rodzaju zazdrości. Od dawna chciałam poruszyć temat idei liberalnych na polskim gruncie, tylko jak to zrobić obiektywnie, krytycznie, nie będąc posądzoną o kryptopisizm?
Rządy autorytarne, do których niewątpliwie zmierza Kaczyński, poza skutkami obywatelskimi mają też te, które znamy dobrze z PRL-u. Powoli, niespostrzeżenie wkrada się autocenzura, która nie bierze się ze strachu o swoją własną przyszłość, tylko z lęku większego. „Jak będziemy się wychylać, to wejdą ruscy” – takie hasło nabiera dzisiaj innego znaczenia, ale za PRL-u istniało ciągle w naszej podświadomości i większość z nas czuła się zwolniona z oporu w imię małej stabilizacji, na którą „ruscy pozwalają”. Takie bytowanie Człowieka Zniewolonego wiązało się ze skrępowaniem własnych myśli, wypieraniem prawdy nawet wobec samego siebie, nie mówiąc już o rozmowach. Moje zdanie o zakończeniu komunizmu 4 czerwca 1989 r. miało być takim wytrychem, które otwierało drzwi do całkiem innych przestrzeni.
Czytaj więcej
Racją stanu Ukrainy jest wejście do Unii Europejskiej. A mimo to podczas wizyty w Polsce prezydent Zełenski dziękował rządowi niechętnemu Brukseli.
Dzisiaj krępujemy swoje myśli, mówiąc: „trzeba być bezkrytycznym wobec idei liberalnej, inaczej wygra PiS”. Tak naprawdę to jest bliźniacza autocenzura. Zamykamy się na wątpliwości, na społeczny dialog, zacieramy ostrość widzenia. Bo co mam zrobić z dręczącą myślą, że zgadzam się, jeśli idzie o to, że w polskiej historii politycznej myśl liberalna zawsze była na dalekim planie? Bo kiedy miała zaistnieć, jeśli naczelnym wątkiem naszej historii była tożsamość narodowa i walka o przetrwanie? W takich warunkach liberalizm jest luksusem, pianką na torcie.
Zapytajmy jakiegokolwiek polskiego przechodnia o to, czym jest demokracja: odpowie w miarę poprawnie, będzie mówił o równości, o wolnych wyborach. Zapytajmy go, co to jest liberalizm? Idę o duży zakład, że będzie się plątał, nie mogąc zebrać myśli w logiczną całość. Po prostu określenie takie jak liberalizm nie ma u nas swojej legendy. Przeciętny wyborca po 1989 r. głosował na demokrację, nie bardzo wiedząc o tym, że w istocie głosuje na opcję liberalną. To znaczy, że w trybie nagłym i niespodziewanym na pierwszy plan wysunięte zostały mniejszości i hasła o tolerancji.