Joanna Szczepkowska: Zełenski i dzień iluzji

Racją stanu Ukrainy jest wejście do Unii Europejskiej. A mimo to podczas wizyty w Polsce prezydent Zełenski dziękował rządowi niechętnemu Brukseli.

Publikacja: 14.04.2023 17:00

Mateusz Morawiecki i Wołodymyr Zełenski

Mateusz Morawiecki i Wołodymyr Zełenski

Foto: KPRM

Kiedy Wołodymyr Zełenski przemawiał w Warszawie na dziedzińcu Zamku Królewskiego, pogoda była piękna, niebo czyste, a tłumy słuchały jego słów w uniesieniu znanym z najbardziej poruszających momentów w naszej historii. Wszystko było doskonałe w formie i treści, a przede wszystkim w przesłaniu, jakie ta wizyta niosła. A przesłaniem tym była jedność.

Gdyby ktoś nieznający naszej współczesnej sytuacji politycznej stał z boku i obserwował tę uroczystość, mógłby odnieść wrażenie, że stoi na ziemi, gdzie żyje jednolita społeczność, silna tą jednością i dlatego właśnie gotowa do pomocy. Oto przyjechał ktoś prosto z wojny, żołnierz właściwie, codziennie narażony na atak i właśnie teraz stoi na ziemi bezpiecznej, pod cichym niebem w otoczeniu ludzi władzy, która jak znakomita większość społeczeństwa ma wolę pomocy i daje dowody przyjaźni. Przywódca atakowanego kraju z całą szczerością i bez obaw o to, że usłyszy w tłumie pomruki niezgody, dziękował rządowi za jego działania.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Sławomir Mentzen – robot polityczny

W tłumie zgromadzonym na placu były wszystkie pokolenia, zgodnie słuchające tych słów. Wołodymyr Zełenski cytował Jana Pawła II jako niekwestionowanego przywódcy duchowego całego narodu. Słowa „niech zstąpi duch twój i odnowi oblicze ziemi” powiedział po polsku, a ich sens był jakby odnowiony. Słuchaliśmy ich z tym samym wzruszeniem, jakie niektórzy pamiętają z pierwszej pielgrzymki papieża do kraju, bo oznaczały nadzieję. Teraz słuchaliśmy człowieka, który cytuje te słowa z taką samą siłą, jakiej potrzebowaliśmy wtedy.

Czy ktoś stojący z boku i nieświadomy stanu życia politycznego mógłby przypuszczać, że jesteśmy właśnie w środku politycznej nawałnicy, że społeczeństwo mamy podzielone i wrogie, a do jedności nam tak daleko, jak z gór do morza? Niełatwo byłoby tłumaczyć wszystkie zawiłości. Oto mężczyzna w zielonym podkoszulku, niewątpliwy bohater naszych czasów, przyjechał prosto z kraju ogarniętego wojną, a którego racją stanu jest przystąpienie do Unii Europejskiej. Czy łatwo byłoby zrozumieć takiemu obserwatorowi, że rząd, któremu słusznie bohater dziękuje za pomoc, wywodzi się z partii – łagodnie mówiąc – eurosceptycznej, która w najlepszym razie uważa Unię za zło konieczne? Czy taki obserwator domyśliłby się, że cytowany papież i narodowa świętość są właśnie w ogniu publicznej dyskusji?

Czy ktoś stojący z boku i nieświadomy stanu życia politycznego mógłby przypuszczać, że jesteśmy właśnie w środku politycznej nawałnicy, że społeczeństwo mamy podzielone i wrogie, a do jedności nam tak daleko, jak z gór do morza? 

Jak wytłumaczyć postronnemu obserwatorowi, że właśnie na placu przed zamkiem w Warszawie wolę współpracy deklarują rząd walczący bezwzględnie z „genderyzmem” i prezydent Ukrainy, który w sierpniu 2022 r. zapowiedział, że tylko wojna przeszkadza w zmianie konstytucji i wprowadzeniu związków partnerskich. Piszę to wszystko nie dlatego, że wątpię w szczerość którejkolwiek ze stron. Oczywiście, że prezydent Ukrainy zdaje sobie sprawę z tych zawiłości i uprawia slalom polityczny, omijając spotkania z tymi, którzy w tej walce o Unię są prawdziwymi sprzymierzeńcami. Bo przecież walka w Polsce, ta przedwyborcza, idzie o Unię właśnie i o to, w jakim stopniu Polska będzie wpisana we wszystkie panujące tam zasady. Idąc za tą logiką, Wołodymyr Zełenski powinien stać w otoczeniu przywódców opozycji, a nie rządu, który wywodzi się z formacji uznającej ich za „Niemców” i zdrajców narodu.

Nikt jednak od prezydenta Ukrainy takiej logiki nie wymaga i wymagać nie może. Wojna, tak mordercza, jak napaść Putina, zmienia perspektywę, oddala wszystkie spory, nawet te ważniejsze niż zwykła gra polityczna. Nawet jeśli przy okazji wizyty Zełenskiego zastanawiamy się, dlaczego ktoś tak bohaterski nie przełamie barier dyplomacji i nie stanie po stronie opozycji, takie wątpliwości odpędzamy od siebie jak nieprzyzwoitą myśl. W podejściu do wojny w Ukrainie jesteśmy jednością, uznajemy polityczne hierarchie, wykazujemy się daleko idącą pokorą. Dopóki giną ludzie, cel jest wyraźny. Kiedy zostanie osiągnięty, walki ustaną, Ukraina będzie formować nową konstytucję, do kogo będzie bliżej władzom Ukrainy i z kim stanie w szeregu jako gość naszego państwa? Kto się odwróci i nazwie go Niemcem? Takie pytania to luksus pokoju. Tak samo jak wizyta prezydenta Ukrainy i nasza jednodniowa jakże piękna iluzja jedności.

Kiedy Wołodymyr Zełenski przemawiał w Warszawie na dziedzińcu Zamku Królewskiego, pogoda była piękna, niebo czyste, a tłumy słuchały jego słów w uniesieniu znanym z najbardziej poruszających momentów w naszej historii. Wszystko było doskonałe w formie i treści, a przede wszystkim w przesłaniu, jakie ta wizyta niosła. A przesłaniem tym była jedność.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi