Całkiem udany „Zabójczy rejs” Kyle’a Newachecka, nie tylko czerpiący z prozy Agathy Christie, ale i nawiązujący do klasycznej kinowej serii z udziałem Myrny Loy i Williama Powella (opowiadającej o parze zajmującej się wyjaśnianiem zabójstw), okazał się największym hitem Netfliksa AD 2019. Jego kontynuacja – „Zabójcze wesele” Jeremy’ego Garelicka – była kwestią czasu.

Oto Nick (Sandler) i Audrey (Jennifer Aniston) Spitzowie, po udanym rozwiązaniu morderstwa na jachcie, kują żelazo, póki gorące, zakładając agencję detektywistyczną. Sęk w tym, że biznes kiepsko prosperuje, co odbija się na ich relacji. Chcąc naładować baterie, przyjmują zaproszenie na ślub zaprzyjaźnionego Maharadży (Adeel Akhtar). Na prywatnej wyspie wnet dochodzi do zbrodni, a niedoszły pan młody zostaje porwany. Małżeństwo ochoczo zabiera się za śledztwo. Podejrzanych, jak to w kryminale spod znaku „whodunit” bywa, nie brakuje. Jest wśród nich choćby Claudette (Mélanie Laurent), narzeczona uprowadzonego mężczyzny. Są też, podobnie jak w pierwszym filmie, sami Spitzowie.

Czytaj więcej

„Argentyna, 1985”: Prokurator i jego dzieci

To już nie tyle komedia kryminalna, co akcyjniak, przeciętny i niezbyt zabawny. Motyw rozwiązywania zagadki ustępuje miejsca pościgom ulicami Paryża, samochodowym eksplozjom oraz karkołomnym wygibasom na wieży Eiffla (realizowanym, co zawsze na plus, w rzeczywistych lokacjach). Może i skala przedsięwzięcia jest większa, ale jakże szkoda, że samej dedukcji, na której powinna wszak zasadzać się ta historia, jest jak na lekarstwo.