Śmierć Mikołaja F. i banalność zła

Banalność zła, mechanizmy ucieczki od odpowiedzialności, partyjność, która przesłania moralność, i wreszcie „dobrzy ludzie” uczestniczący w linczu – z tym wszystkim mieliśmy do czynienia w historii zaszczucia Mikołaja F.

Publikacja: 17.03.2023 10:00

Śmierć Mikołaja F. i banalność zła

Foto: Adobe Stock

Nie jestem w tej sprawie obiektywnym obserwatorem. I to nie tylko dlatego, że wiele – za jej sprawą – się w moim życiu zawodowym i postrzeganiu społecznym zmieniło. To jest w istocie sprawa drugorzędna, o wiele istotniejsze jest to, że sam mam dzieci w podobnym do Mikołaja wieku, mam znajomych, których dzieci popełniły samobójstwo, a wiele, bardzo wiele godzin spędziłem na rozmowach z osobami skrzywdzonymi seksualnie w dzieciństwie. Ich historie, ich łzy, ich opowieść o lęku przed ujawnieniem, który je pożerał, uniemożliwiał im jakiekolwiek działania, pchał w działania autodestrukcyjne, a czasem do podejmowania prób samobójczych. To daje pewne wyobrażenie, pewien wgląd w sytuację 15-latka, o którego krzywdzie nagle dowiedziała się cała Polska.

Wgląd ten jest jednak tylko częściowy, bo mówię o osobach dorosłych, które zostały wykorzystane wiele lat temu, które od lat pozostają w terapii albo którym wydawało się, że przepracowały swoje traumy. Co musiał czuć nastolatek, któremu świat zawalił się na głowę, który mógł czuć się oszukany, trudno sobie nawet wyobrazić. I nie ma usprawiedliwienia ani dla ujawnienia tej sprawy w sposób umożliwiający identyfikację skrzywdzonego, ani dla nagonki, jaka rozpętała się na niego samego, a później na jego bliskich. Ani walka z pedofilią, ani z hipokryzją, ani ochrona innych nie może służyć za usprawiedliwienie czegoś, co w istocie było polityczną hucpą, w wyniku której zginęło dziecko.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Franciszek. Papież z naprawdę dalekiego kraju

Sprawa załatwiona modelowo

Dlaczego mam tak jednoznaczne stanowisko? Wystarczy przytoczyć fakty, bez nazwisk, zbędnej stygmatyzacji, ale by zarysować pewne mechanizmy. Człowiek, który wykorzystał seksualnie 13-letniego wówczas chłopca, został skazany i przebywa osadzony w więzieniu. Stało się tak dzięki temu, że Mikołaj natychmiast po wydarzeniu poinformował o sprawie swoich bliskich, a oni przekonali go, by złożył zeznania. W takiej sytuacji zawsze zapewnia się dziecko, że nikt się o sprawie nie dowie, i że robi to dla dobra innych. I wyglądało na to, że tak właśnie będzie. Sąd utajnił proces, właśnie ze względu na dobro skrzywdzonego. Chłopak był w terapii, powoli odzyskiwał zaufanie do świata i ludzi wokół.

Dwa lata później, czyli rok po wyroku, media publiczne (Radio Szczecin i TVP Info), a także część mediów prawicowych („Gazeta Polska Codziennie”) ujawniły historię w taki sposób, że ustalenie, kto został skrzywdzony, mieszkańcom Szczecina zajmowało kilka minut. Błyskawicznie pojawiły się twitterowe wpisy zarówno lokalnych polityków prawicy, jak i polityków zupełnie nielokalnych (by wymienić tylko pewnego byłego ministra obrony narodowej, który później skasował swoje konto na Twitterze), w których nie tylko ujawniano dalsze dane, ale także wrzucano zdjęcia matki osoby skrzywdzonej w towarzystwie przestępcy. Kobiecie zarzucano, że się z nim przyjaźniła i zataiła sprawę dla dobra partii, w której działała. Oba zarzuty są bzdurne, bo czynów pedofilskich bardzo często dopuszczają się znajomi, przyjaciele rodziny, a niekiedy także jej członkowie, a sama matka zgłosiła sprawę i doprowadziła do skazania sprawcy.

Media publiczne i prawicowe stopniowo, w różnym natężeniu, włączyły się w tę akcję, a niektórzy politycy prawicy ją wspierali. Inne media ochoczo podjęły temat i stopniowo ujawniały kolejne informacje. Media społecznościowe zaś oszalały, wrzucano zdjęcia sprawcy i matki dziecka, formułowano niezwykle ostre oceny. I tylko nieliczni zwracali uwagę, do czego to wszystko może prowadzić.

W tle, poza tym medialnym światem, rozgrywał się dramat Mikołaja. Nie potrafię go nawet sobie wyobrazić, choć wielokrotnie rozmawiałem z ofiarami przestępstw seksualnych. Dorośli ludzie opowiadali mi o lęku przed ujawnieniem, o strachu przed tym, że ktoś oskarży ich albo ich bliskich o współwinę, kulili się w sobie, płakali, niekiedy nie mogli wycedzić słowa. Jąkali się, płakali, wzruszali. Ich emocje – często po latach terapii, już w wieku dorosłym – były takie, że trudno mi było się z nimi mierzyć. Niektórzy próbowali się zabić – często jako dzieci. – Miałem wszystko przygotowane, by się zabić. Żyję, więc tego nie zrobiłem, ale wiele nie brakowało – mówił mi jeden z mężczyzn. Wielu przez lata ten straszliwy strach i lęk zapijało alkoholem, narkotykami, przygodnym, niebezpiecznym seksem. Maksymalna autodestrukcja. Rozpacz z powodu tego, co się utraciło.

A przecież nikt z nich nie zderzył się z medialną maszyną, nikt z nich nie musiał się mierzyć z hejtem milionów bezimiennych internautów, nikt nie musiał odbierać informacji przez komunikatory, znosić pytań i złośliwości kolegów czy koleżanek w szkole. Ich rodziców nie oskarżali dziennikarze i politycy, a ich historią nie wycierali sobie gęby komentatorzy.

Godziny rozmów, także z osobami, które chciały popełnić samobójstwo, nie dają cienia świadomości tego, co spotkało tego chłopca. Można się tylko domyślać, co się z nim działo, jak odbierał to wszystko. 15-letnie dzieci, a wie to każdy rodzic, są kruche, łatwo je złamać. Czasem, mimo starań rodziców, nie wytrzymują napięcia. Załamują się pod ciężarem życia. Tym razem ten ciężar był zwielokrotniony, nie do wytrzymania. Jeśli można mówić o piekle na ziemi, o doświadczeniu infernalnym – samotności (bo kruchy, przytłoczony hejtem nastolatek nie dopuszcza do siebie innych), odrzuceniu, bólu – to tego właśnie doświadczył Mikołaj. Miłość bliskich, przyjaźń, nawet pomoc zostały zniszczone przez nienawiść, jaka go dosięgnęła, przez hejt, jaki go spotkał.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Psychiczne patologie pewnego zakonnika

Dobrzy ludzie i mechanizmy szczucia

Tego, co czuł, co się z nim działo, jakie były jego emocje, teraz nie da się odtworzyć. Wiemy jednak, jak się ta historia skończyła. Mimo opieki, pomocy, w połowie ferii, gdy zapewne zaczął myśleć, co go czeka ponownie w szkole, Mikołaj popełnił samobójstwo. Zaszczuty przed media, bezimiennych internautów, bezmyślnych znajomych. I choć to powinno wstrząsnąć, powinno się stać początkiem jakiegoś społecznego katharsis, to nic takiego się nie stało. Szybko wróciło to, co znaliśmy wcześniej. Oskarżanie wszystkich poza samymi sobą, przekonywanie, że niczego się nie ujawniło, że winni są Donald Tusk, Platforma Obywatelska, a także matka. Mechanizm, nawet jeśli na moment się zaciął (zostało po owym zacięciu kilka wypowiedzianych z zaciśniętym gardłem słów jednego z prowadzących w TVP Info, kilka wpisów twitterowych wyrażających wstrząs), to błyskawicznie wszystko wróciło do stanu poprzedniego.

Media publiczne i prawicowe zgodnym chórem powtarzały, że winni są inni, internauci (a coraz częściej politycy), już zupełnie wprost jako odpowiedzialną wskazywali matkę chłopca. Identyczny przekaz zaprezentował także pewien profesor, doradca prezydenta Andrzeja Dudy. Setki, tysiące tweetów, częściowo produkowanych przez farmy trolli, ale przecież także wysyłanych przez dobrych, prawych ludzi, przekonanych o tym, że w ten sposób wykonują dobrą robotę, bronią wartości i walczą o lepszą Polskę.

I, jak poprzednio, naprawdę nie trzeba być geniuszem empatii, żeby wiedzieć, co tego rodzaju opinie, wpisy, insynuacje robią z bliskimi Mikołaja. I tak zapewne pełnymi poczucia winy, i tak ciągle rozważającymi, czy czegoś nie zaniedbali, czy nie popełnili błędu, czy przypadkiem nie mogli czegoś zrobić inaczej. Wyobrażam sobie, że ich czas wypełnia pytanie, nie tylko dlaczego tak się stało, ale także, czy nie mogli zrobić więcej. Czy to nie moja wina? W takich sytuacjach rozpacz i ból, tęsknota i poczucie utraty sensu mieszają się ze straszliwym, niewyobrażalnym poczuciem winy. Spróbujmy dodać do tego tysiące tweetów, analiz medialnych, materiałów prasowych i telewizyjnych, w których powracają myśli i zarzuty, które ktoś sam wobec siebie kieruje.

Wydawać by się mogło, że wystarczy minimum empatii, myślenia, żeby to dostrzec, żeby odpuścić, żeby z pokorą i świadomością odpowiedzialności za pierwszą śmierć spuścić głowę. Tak się jednak nie dzieje. Trwa szczucie, zwalanie winy. Wielu nawet przez głowę nie przejdzie, jakie mogą być skutki ich działania.

I jeśli coś przeraża naprawdę, to fakt, że wielu z ludzi, którzy teraz niszczą innych, oceniają, wyzywają, to pewnie, gdy odejdą od klawiatury, dobrzy ludzie. Kochający swoje dzieci, współczujący innym, chodzący do kościoła i wspierający ważne instytucje. Część z nich znam osobiście, razem pracowaliśmy, rozmawialiśmy, lubiliśmy się. Wiem, że prywatnie nie skrzywdziliby muchy, że są empatycznymi, dobrymi ludźmi. Ale gdy wchodzą w media społecznościowe, gdy zaczynają emocjonować się polityką, puszczają im hamulce. Mogą oskarżyć matkę, oznajmić, że „nic tak dobrze nie robi akcji jak trup”, że wszystko to nekropolityka. A najgorsze jest to, że nie będą mieli sobie nic do zarzucenia, nie będą rozumieć, że jakieś granice zostały przekroczone, że pewnych rzeczy nie wolno robić, nawet jeśli robi się je w imię polityki, którą uważa się za lepszą dla wspólnoty.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Kurator Nowak nie nadąża

Walka o wszystko

Dlaczego tak się dzieje? Skąd ten przerażający brak empatii? Czy jesteśmy w stanie jeszcze zatrzymać ten proces nakręcającej się i ślepej na innych nienawiści? Niewiele na to wskazuje. Polityka w Polsce (i nie tylko), a widać to także w debacie nad miejscem i rolą Jana Pawła II, oparta jest na schemacie apokaliptycznym. Spór polityczny, który właściwy jest każdej demokracji, zostaje ubrany już nawet nie w szaty moralne, ale wręcz religijne. Najbliższe wybory – przekonuje jeden z czołowych publicystów prawicy – są wyborami o wszystko, o to, czy przetrwamy jako naród, czy przetrwa nasza religia, czy będzie jeszcze miejsce na sacrum.

Druga strona nie zostaje dłużna. Spór polityczny toczy się przecież nie o rozwiązania, lecz o to, czy w Polsce zapanuje faszyzm i nastanie wielka, antyoświeceniowa ciemność. Walka toczy się więc o wszystko, i to nie w wymiarze tylko politycznym, ale w najgłębszym sensie religijnym. A skoro tak, to jeśli my jesteśmy siłami światłości, to ci drudzy są siłami ciemności, jeśli my stajemy po stronie prawdy, piękna i dobra, to oni stoją po stronie zła, fałszu i brzydoty. Nie ma miejsca na półcienie, na symetryzowanie, na ocenianie. To jest starcie ostateczne, nasza niewielka, polska apokalipsa.

A skoro tak, to polityczny przeciwnik staje się już nie tylko wrogiem, ale zyskuje niemal status demoniczny, można i trzeba go odczłowieczyć, pozbawić godności i uznać za niegodnego ludzkich uczuć. Ten mechanizm działa nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w życiu realnym. Rwanda, była Jugosławia, teraz zbrodnie Rosjan na Ukraińcach – to tylko niektóre z jego przykładów. Zwykli, normalni ludzie to zrobili. Dobrzy ojcowie, którzy w pewnym momencie ze szczerej wiary w jakiś mit czy z politycznych emocji chwycili za maczety, kije i zaczęli zabijać. Wiem, że można zarzucić mi histerię, bo tu przecież nie było maczet ani kijów. Ale z powodu słów nienawiści zginął chłopiec. I nawet jego śmierć nie jest w stanie ostudzić gorących głów. Nawet w obliczu tego dramatu niektórzy nie są w stanie zamilknąć, pochylić głowę przed cierpieniem bliskich, powstrzymać się od hejtu. Czy jednej śmierci im za mało?

Tego wszystkiego nie robią tylko źli ludzie. Cynicy, macherzy od politycznych emocji są wszędzie, ale to wcale nie oni odgrywają największą rolę w całym tym procesie. Istotniejszą rolę odgrywają ci wszyscy, którzy przesyłają sobie tweety, ujawniają, wrzucają, komentują i podkręcają to, co w ogóle nie powinno zostać ujawnione. Odpowiedzialność za to zło jest obecnie rozproszona. Możemy wskazać tych, którzy akcję rozkręcili (trudniej tych, którzy ujawnili informacje poufne), tych, którzy dali jej twarz, pozwolili albo zdecydowali się na to, by ich nazwiska zostały na trwałe skojarzone z tym, co się wydarzyło. Ale musimy pamiętać, że tej sprawy by nie było, gdyby nie tysiące innych ludzi, bezimiennych, bezmyślnie powtarzających propagandę, nakręcających siebie i innych.

Ale najstraszniejsze w tej sprawie jest to, że śmierć chłopca niczego nas nie nauczyła. Niczego nie zmieniła, stała się jedynie jednym z elementów plemiennej wojny. Wiele wskazuje na to, że niebawem o niej zapomnimy, że zostanie ona przykryta kolejnymi wydarzeniami, usunięta w niepamięć. Pewne granice zostały przekroczone, życia nikt Mikołajowi nie wróci, ale on sam pozostanie kolejną ofiarą straszliwej nienawiści, którą generują zwykli ludzie, o których niebawem nie będziemy pamiętać. I to jest być może najstraszniejsze, bo pokazuje, jak niewiele jest już w naszej polityce uczuć moralnych, uczciwości i zwyczajnych ludzkich emocji.

Dla mnie ta sprawa zmieniła wiele, postawiła przede mną ponownie pytania Hannah Arendt o banalność zła, a także o to, dlaczego tzw. dobrzy ludzie są w stanie robić rzeczy straszne. Te pytania ze mną zostaną. Jeśli zostaną także z innymi, to jest nadzieja na to, że wreszcie przerwiemy łańcuch nakręcającej się nienawiści. Czy w to wierzę? Ostatkiem sił.

Nie jestem w tej sprawie obiektywnym obserwatorem. I to nie tylko dlatego, że wiele – za jej sprawą – się w moim życiu zawodowym i postrzeganiu społecznym zmieniło. To jest w istocie sprawa drugorzędna, o wiele istotniejsze jest to, że sam mam dzieci w podobnym do Mikołaja wieku, mam znajomych, których dzieci popełniły samobójstwo, a wiele, bardzo wiele godzin spędziłem na rozmowach z osobami skrzywdzonymi seksualnie w dzieciństwie. Ich historie, ich łzy, ich opowieść o lęku przed ujawnieniem, który je pożerał, uniemożliwiał im jakiekolwiek działania, pchał w działania autodestrukcyjne, a czasem do podejmowania prób samobójczych. To daje pewne wyobrażenie, pewien wgląd w sytuację 15-latka, o którego krzywdzie nagle dowiedziała się cała Polska.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS