Nie jestem w tej sprawie obiektywnym obserwatorem. I to nie tylko dlatego, że wiele – za jej sprawą – się w moim życiu zawodowym i postrzeganiu społecznym zmieniło. To jest w istocie sprawa drugorzędna, o wiele istotniejsze jest to, że sam mam dzieci w podobnym do Mikołaja wieku, mam znajomych, których dzieci popełniły samobójstwo, a wiele, bardzo wiele godzin spędziłem na rozmowach z osobami skrzywdzonymi seksualnie w dzieciństwie. Ich historie, ich łzy, ich opowieść o lęku przed ujawnieniem, który je pożerał, uniemożliwiał im jakiekolwiek działania, pchał w działania autodestrukcyjne, a czasem do podejmowania prób samobójczych. To daje pewne wyobrażenie, pewien wgląd w sytuację 15-latka, o którego krzywdzie nagle dowiedziała się cała Polska.
Wgląd ten jest jednak tylko częściowy, bo mówię o osobach dorosłych, które zostały wykorzystane wiele lat temu, które od lat pozostają w terapii albo którym wydawało się, że przepracowały swoje traumy. Co musiał czuć nastolatek, któremu świat zawalił się na głowę, który mógł czuć się oszukany, trudno sobie nawet wyobrazić. I nie ma usprawiedliwienia ani dla ujawnienia tej sprawy w sposób umożliwiający identyfikację skrzywdzonego, ani dla nagonki, jaka rozpętała się na niego samego, a później na jego bliskich. Ani walka z pedofilią, ani z hipokryzją, ani ochrona innych nie może służyć za usprawiedliwienie czegoś, co w istocie było polityczną hucpą, w wyniku której zginęło dziecko.
Czytaj więcej
Franciszek wyprowadził Watykan z globalnej północy. To papież południa, państw postkolonialnych, dla których zagrożeniem są raczej Stany Zjednoczone niż Rosja.
Sprawa załatwiona modelowo
Dlaczego mam tak jednoznaczne stanowisko? Wystarczy przytoczyć fakty, bez nazwisk, zbędnej stygmatyzacji, ale by zarysować pewne mechanizmy. Człowiek, który wykorzystał seksualnie 13-letniego wówczas chłopca, został skazany i przebywa osadzony w więzieniu. Stało się tak dzięki temu, że Mikołaj natychmiast po wydarzeniu poinformował o sprawie swoich bliskich, a oni przekonali go, by złożył zeznania. W takiej sytuacji zawsze zapewnia się dziecko, że nikt się o sprawie nie dowie, i że robi to dla dobra innych. I wyglądało na to, że tak właśnie będzie. Sąd utajnił proces, właśnie ze względu na dobro skrzywdzonego. Chłopak był w terapii, powoli odzyskiwał zaufanie do świata i ludzi wokół.
Dwa lata później, czyli rok po wyroku, media publiczne (Radio Szczecin i TVP Info), a także część mediów prawicowych („Gazeta Polska Codziennie”) ujawniły historię w taki sposób, że ustalenie, kto został skrzywdzony, mieszkańcom Szczecina zajmowało kilka minut. Błyskawicznie pojawiły się twitterowe wpisy zarówno lokalnych polityków prawicy, jak i polityków zupełnie nielokalnych (by wymienić tylko pewnego byłego ministra obrony narodowej, który później skasował swoje konto na Twitterze), w których nie tylko ujawniano dalsze dane, ale także wrzucano zdjęcia matki osoby skrzywdzonej w towarzystwie przestępcy. Kobiecie zarzucano, że się z nim przyjaźniła i zataiła sprawę dla dobra partii, w której działała. Oba zarzuty są bzdurne, bo czynów pedofilskich bardzo często dopuszczają się znajomi, przyjaciele rodziny, a niekiedy także jej członkowie, a sama matka zgłosiła sprawę i doprowadziła do skazania sprawcy.