Robert Mazurek: Rzymianie i weganie

Poeta Aleksander Rozenfeld mawiał, że Niemcy są takimi filosemitami, że Żydów robiliby nawet z mydła. Markus filosemitą był, ale jeszcze bardziej kochał Arabów.

Publikacja: 20.01.2023 17:00

Robert Mazurek: Rzymianie i weganie

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Markus kochał ich ponad wszystko, przekraczając w swym ślepym uczuciu wszelkie granice śmieszności. Przekonał się o tym Tony, nawykły do small talku Anglik, który rzucił niewinną uwagę, że strasznie gorący wrzesień mamy. Markus odebrał to jako nuklearny atak rasistowski na wszystkie kraje rozwijające się i z nieskrywaną nienawiścią w głosie odparł, że jak komu gorąco, to może sobie do Europy wracać. Bo rzecz działa się w Bagdadzie, gdzie Markus, jako przedstawiciel międzynarodowej organizacji pomocowej, rezydował za późnego Saddama. Mógłby to być początek kolejnej diatryby o tym, jak to naciągacze z organizacji rzekomo charytatywnych opływają w luksusy w tropikach. Ale nie tym razem, wróćmy do naszego przyjaciela Niemca.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Talerz z papieżem

Mieszkał w pięciogwiazdkowym hotelu z basenem, na który złaziło się międzynarodowe towarzystwo. Plus kilku krajowców, którzy – jak to Irakijczycy, lud pustyni – nie umieli pływać. Dwudziestoparoletnie chłopy okupowały więc brodzik albo grały w piłkę w dużym basenie. Jeden z nich, z narażeniem życia, pływał na rozpaczliwca w poprzek. I tu prysnęła cała Markusowa sympatia do nich: „Nein!!!” – wrzeszczał – „Nie możesz tak pływać, to zakazane! Nein!”. Irakijczycy zignorowali go całkowicie, my patrzyliśmy na niego w osłupieniu. Wspomniany brytyjski przyjaciel, Tony, mruknął, że ostatecznie z każdego Niemca wyjdzie Wagner, ale uśmiechał się tak szelmowsko, że chyba nie pana Ryszarda miał na myśli. Zresztą, Markus nie był Niemcem. Zaraz, spytają państwo, to był, czy nie był?!

Pewien historyk spisywał swego czasu wspomnienia wdowy po Alfredzie Lampem. Opisując jedno ze spotkań, w którym brała udział, powiedziała: „Byli na nim wszyscy: Polacy, Rosjanie, Niemcy, Żydzi, no i my”. Nasz historyk zbaraniał, mrucząc, że właściwie wdowa mogłaby się spokojnie do wszystkich z tych grup zaliczyć. „Jacy my?” – spytał zdumiony. „No, my, komuniści”.

I tu wrócę do Markusa, który oczywiście był Niemcem, i to nie tylko metrykalnie, był nim do szpiku kości, do imentu, był kwintesencją współczesnej niemieckości, w latach 80. miałby wąsy i oglądałby pornole z Teresą Orlowsky. Ale mamy wiek XXI, Markus oczywiście jest gejem, więc pani Teresa odpada i w tych okolicznościach historycznych on ze swej niemieckości wyrósł. Bo, jak się okazuje, można z narodowości wyrosnąć. To, na kogo się wyrasta, jest rzeczą wtórną – pani Lampe na przykład została komunistką, Markus podobnie, bo aktywistą. Zwłaszcza tych drugich mamy teraz pod dostatkiem, żyją zresztą ze swego aktywizmu dostatnio, ale znów, nie poziomem życia darmozjadów się dziś zajmujemy.

Z ciasnego gorsetu nacjonalizmu wyrastają tylko jednostki co światlejsze, to jasne, ale mogą nimi kierować bodźce szczególne. I tak w najnowszym spisie ludności pojawi się z pewnością nowa narodowość, a pojawi się ona na złość Kaczyńskiemu. 

Z ciasnego gorsetu nacjonalizmu wyrastają tylko jednostki co światlejsze, to jasne, ale mogą nimi kierować bodźce szczególne. I tak w najnowszym spisie ludności pojawi się z pewnością nowa narodowość, a pojawi się ona na złość Kaczyńskiemu. To na przekór temu satrapie tysiące do niedawna Polaków wydrapują na swoich awatarach w mediach społecznościowych unijne flagi, gwiazdki i śpiewają „Odę do radości” Mozarta, tak przynajmniej zapewniał jeden z nich, nauczyciel z wykształcenia, półgłówek z zamiłowania. Ci jeszcze niedawno rodacy wiedzą, że Polska jest dla nich za ciasna. Oni są unijkami i uniczyjkami polskiego pochodzenia.

Najważniejsza jest tu opozycja – są oni nie tylko unijczykami zamiast Polakami, ale także unijczykami, a nie Europejczykami. Europa jako kontynent jest dla nich zbyt mała, a jako cywilizacja zbyt tradycyjna, by nie powiedzieć archaiczna. Nowa tożsamość to europejskość kremówkowa – jak katolicyzm kremówkowy – skoncentrowana na hasłach otwartości, tolerancji i różnorodności, żadnego chrześcijaństwa i demonów patriotyzmu.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Kwestia przecinka

Jakąś dekadę temu byłem na zaproszenie niemieckiego instytutu turystycznego z grupą dziennikarzy nad Renem. Niemcy pokazywali nam starożytne ruiny, pamiątki po Marksie, mnóstwo ścieżek rowerowych i stateczki. Nie znaleźli ani chwili, by pokazać monumentalne, romańskie katedry, by odwiedzić któryś ze słynnych uniwersytetów. Żadnych takich. Niemcy, wedle tego przekazu, byli po prostu wegańskimi potomkami Rzymian. Albo odwrotnie.

Markus kochał ich ponad wszystko, przekraczając w swym ślepym uczuciu wszelkie granice śmieszności. Przekonał się o tym Tony, nawykły do small talku Anglik, który rzucił niewinną uwagę, że strasznie gorący wrzesień mamy. Markus odebrał to jako nuklearny atak rasistowski na wszystkie kraje rozwijające się i z nieskrywaną nienawiścią w głosie odparł, że jak komu gorąco, to może sobie do Europy wracać. Bo rzecz działa się w Bagdadzie, gdzie Markus, jako przedstawiciel międzynarodowej organizacji pomocowej, rezydował za późnego Saddama. Mógłby to być początek kolejnej diatryby o tym, jak to naciągacze z organizacji rzekomo charytatywnych opływają w luksusy w tropikach. Ale nie tym razem, wróćmy do naszego przyjaciela Niemca.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS