„Minuta ciszy”: Między biznesmenami, wójtem i plebanem:

„Minuta ciszy” to bardzo udana próba spojrzenia na polską prowincję tym razem z perspektywy branży funeralnej. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach i żołądkach.

Publikacja: 23.12.2022 17:00

„Minuta ciszy”: Między biznesmenami, wójtem i plebanem:

Foto: mat. pras. Canal Plus

Trudno nazwać nową produkcję Canal+ naszym rodzimym „Sześć stóp pod ziemią”, który obok takich serii jak „Rodzina Soprano” i „Prawo ulicy” rozpoczął serialową rewolucję na początku XXI wieku. Zakład pogrzebowy nie jest w polskiej produkcji centralnym punktem opowieści, tak jak to było u Amerykanów, a jedynie środkiem pozwalającym przyjrzeć się polskości. Zderzyć się ze stereotypami dotyczącym małych miasteczek, typową polską codziennością, cwaniactwem, prowizorką i beznadzieją. Pomiędzy trzęsącymi okolicą biznesmenami, wójtem a dość surowym plebanem życie też przecież jakoś płynie. Na szczęście twórcy rozładowują ponurą atmosferę wszechobecnym czarnym humorem i okiem do absurdów.

Bohaterem jest Mietek (świetny Robert Więckiewicz), listonosz opiekujący się niepełnosprawną żoną. Właśnie przeszedł na emeryturę i zamierza odpocząć. Poleżeć na kanapie, popatrzeć w telewizor, być może nawet poczytać gazetę. W domu jednak się nie przelewa i małżonka upiera się, by znalazł sobie jakąś pracę, choćby w ochronie. Tymczasem najlepszy przyjaciel Mietka, były policjant, zostaje objęty ustawą obniżającą emerytury byłym funkcjonariuszom PRL i z wściekłości na swój kraj popełnia samobójstwo. Ksiądz nie chce go pochować, pomocy odmawia również lokalny zakład pogrzebowy. I tak oto Mietek musi założyć własną firmę, by złożyć kumpla do grobu i godnie go pożegnać.

Czytaj więcej

„Minecraft: Portal Dash”: Z ekranów na plansze

Tak naprawdę trudno tu jednak mówić o jakiejkolwiek godności. Żona zmarłego zalewa się nomen omen w trupa, bramy cmentarza są zamknięte na cztery spusty, a miejsce pochówku nieprzygotowane, choć grabarze dostali swoją dolę. Jakby tego było mało, facet od karawanu się ulatnia, zostawiając trumnę na ziemi. Wieść o pogrzebie roznosi się jednak po miasteczku i wkrótce zgłaszają się kolejni klienci. Firma, która miała działać przez kilka dni i zniknąć zaraz po pierwszej ceremonii, nieco wbrew woli Mietka przyjmuje kolejnych klientów. A nawet nie tyle firma, ile sam Mietek, bo przecież jest jedynym jej pracownikiem.

„Minuta ciszy” to serial, w którym jest właściwie wszystko. Teoretycznie oś napędową opowieści stanowi konflikt pomiędzy głównym bohaterem a Jackiem Wiecznym (Piotr Rogucki), właścicielem jedynego w okolicy zakładu pogrzebowego z prawdziwego zdarzenia. Człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i dość bezwzględnym. Dzięki niemu poznajemy realia tej branży, trudne przypadki, wpadki, pomyłki, wyzwania. Obecność nieboszczyków pozwala jednak przyjrzeć się codzienności życia na prowincji. Konfliktom rodzinnym i sąsiedzkim tajemnicom, samotności ludzi starszych, wszechobecnej biedzie, a dzięki retrospekcjom również przaśnemu PRL-owi z jego wszechobecnym pijaństwem, donosami i szantażami. To Polska, w której sacrum zderza się z profanum.

Czytaj więcej

„Gotham Knights”: Wszyscy przyjaciele nietoperza

Autorom serialu, Jackowi Lusińskiemu i Szymonowi Augustyniakowi, udało się stworzyć wiarygodne postacie. Żadnej nie przerysowali. Nawet Wieczny jest facetem z krwi i kości, mającym swoje racje, swoje pragnienia, swoje sprawdzone metody. Może wydawać się kanalią i bez wątpienia dotknęła go zawodowa znieczulica, ale jednocześnie ma logiczne i zrozumiałe motywacje. Jeśli zatrudnia stwarzającego problemy siostrzeńca, to dlatego, że jest z jego rodziny. Jeśli drze się na pracowników, to dlatego, że inne metody zarządzania nie działają. Śmierć to dla niego kwestia sprzątnięcia po zmarłym, ale też trudno, żeby było inaczej, skoro nawet rodziny patrzą w ten sposób.

Rozpisana na sześć odcinków „Minuta ciszy” to jeden z najlepszych polskich seriali ostatnich lat. Trudno jedynie stwierdzić, czy ma szansę zainteresować zagranicznego widza. Bo polskość się z niego aż wylewa i niekoniecznie muszą to zrozumieć mieszkańcy Francji, Stanów Zjednoczonych czy Holandii. A może tam na prowincji jest tak samo? Może wszędzie jest i śmieszno, i straszno? Szczerze mówiąc – nie zdziwiłbym się.

Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

Trudno nazwać nową produkcję Canal+ naszym rodzimym „Sześć stóp pod ziemią”, który obok takich serii jak „Rodzina Soprano” i „Prawo ulicy” rozpoczął serialową rewolucję na początku XXI wieku. Zakład pogrzebowy nie jest w polskiej produkcji centralnym punktem opowieści, tak jak to było u Amerykanów, a jedynie środkiem pozwalającym przyjrzeć się polskości. Zderzyć się ze stereotypami dotyczącym małych miasteczek, typową polską codziennością, cwaniactwem, prowizorką i beznadzieją. Pomiędzy trzęsącymi okolicą biznesmenami, wójtem a dość surowym plebanem życie też przecież jakoś płynie. Na szczęście twórcy rozładowują ponurą atmosferę wszechobecnym czarnym humorem i okiem do absurdów.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi