Mimo to uważaliśmy, że Stronnictwo powinno zastąpić Samoobronę w koalicji z PiS. Ale nasi koledzy nie chcieli o tym słyszeć. No to sami przeszliśmy do frakcji, w której było PiS. Wtedy koledzy nas wykluczyli z partii. Byliśmy jeszcze przez kilkanaście miesięcy w PSL Piast, a w 2008 roku obaj z Wojciechowskim, jak wielu kolegów, którzy także odeszli z PSL, zgłosiliśmy akces do PiS.
Jak wyglądał europarlament w pana pierwszej kadencji?
Przez pierwsze dwa lata byliśmy w EPP, a od lat obowiązywało niepisane porozumienie, że na czele Parlamentu Europejskiego stoi przedstawiciel albo EPP, albo frakcji socjalistycznej. W tamtej kadencji EPP jeszcze była prawdziwą chadecją, ale z czasem zaczęła skręcać w lewo. Gdy po pięciu latach przerwy wróciłem do europarlamentu, to ten zwrot był już bardzo widoczny. W wielu sprawach światopoglądowych EPP głosuje tak jak europejska lewica i liberałowie. Poza tym coraz bardziej widoczna jest dominacja Niemiec i Francji w UE. Pomysł, by znieść zasadę jednomyślności, choć ona obowiązuje już tylko w nielicznych przypadkach, i zastąpić ją głosowaniem większościowym, to nic innego jak oddanie władzy w UE już otwarcie Niemcom i Francuzom.
Czy w 2004 roku dominacja Niemiec i Francji w UE nie była taka silna?
Myśmy wtedy byli nowicjuszami w Unii Europejskiej i nie zwracaliśmy na to uwagi. Cieszyliśmy się z członkostwa, z tego, że korzystamy ze środków akcesyjnych, że były przyjmowane nasze programy sektorowe i regionalne. Natomiast pamiętam sprawę uchwały w 65. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Próbowaliśmy wtedy wymienić w tym dokumencie Niemców jako sprawców wybuchu wojny i spotkaliśmy się ze ścianą. Większość deputowanych się na to nie zgodziła. Wydawało się, że rozliczenia z wojną mamy za sobą, że Niemcy przyjęły na siebie odpowiedzialność, a nagle okazało się, że wymienienie tego kraju w tym historycznym kontekście, na poziomie europejskim jest niemożliwe. W tym Parlamencie – ponoć demokratycznym, otwartym itd. – odpowiedzialność Niemiec za wybuch wojny była tematem tabu.
Co pana jeszcze zaskoczyło w europarlamencie?
Że ci ludzi mają pełne usta słów o demokracji, równości, solidarności, ale gdy przychodzi co do czego, to ta strona lewicowo-liberalna nie ma żadnych oporów, by np. izolować w Parlamencie Europejskim grupę Tożsamość i Demokracja (ID). Ludzie z tej frakcji nie mogą zajmować żadnych stanowisk w komisjach, a przecież mają taki sam mandat społeczny jak inni europosłowie. Ten kontrast między tym, co się mówi, a tym, co się robi, jest coraz bardziej widoczny. Naszej pani premier Beacie Szydło, która osiągnęła najlepszy wynik wyborczy w Europie, również odmówiono stanowiska szefowej komisji zatrudnienia, choć komisja ta przypadała frakcji ECR z rozdziału metodą D’Hondta. Bez słowa wyjaśnienia.
Jest takie powszechne mniemanie, że duże kraje w UE mogą pozwolić sobie na więcej. Obserwował pan takie zjawiska?
Oczywiście. Nie o wszystkim wiemy, bo trzeba by śledzić każdą decyzję Komisji Europejskiej ale zupełnie niedawno wypłynęła sprawa pomocy publicznej udzielanej przez rządy w związku z pandemią. Takie decyzje przechodzą przez Margrethe Vestager, komisarza ds. konkurencji. Okazało się, że po dziewięciu miesiącach tego roku 90 proc. pomocy publicznej udzielonej przez wszystkie kraje członkowskie przypadło na dwa kraje – Niemcy i Francję.
To są dwie największe gospodarki Unii Europejskiej.
To prawda, ale odpowiadają za 40 proc. unijnego PKB, podczas gdy pomoc publiczną udzieliły dużo większą niż ich potencjał gospodarczy. Moim zdaniem komisarz Verstager nadużyła swojego stanowiska, rujnując wolną konkurencję. Na dodatek Niemcy zapowiedziały kolejnych 200 miliardów euro pomocy dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, które mają zniwelować skutki wzrostu cen gazu. I jak sądzę, to także zostanie zaakceptowane. A przecież po to pomoc publiczna przechodzi przez Komisję Europejską, żeby przestrzegane były zasady proporcjonalności i solidarności. Zadałem pytanie w tej sprawie komisarz Verstager i uzyskałem wymijającą odpowiedź – że to jest pomoc udzielana w pakietach, część ma charakter zwrotny, że jest to związane z sytuacją covidową itd. Tak jakby w innych krajach nie było covidu. Pani komisarz nie dopilnowała zasad nie dlatego, że nie wiedziała o dysproporcjach, tylko dlatego, że nie chciała ingerować w propozycje Niemiec i Francji.
Jeden przykład jeszcze o niczym nie świadczy.
Mam kolejne. Niemcy pospiesznie budują pływające gazoporty, bo znalazły się w tragicznej sytuacji, jeżeli chodzi o możliwość pozyskania gazu. Ale czy myśli pani, że budowa tych gazoportów odbywa się w zgodzie z normami środowiskowymi? Nie. Ta budowa odbywa się w trybie nadzwyczajnym, bez badania jej wpływu na środowisko. Ale to są Niemcy, zatem nikt nie protestuje. Kolejny przykład to negocjacje w sprawie perspektywy budżetowej na lata 2021–2027. Wiadomo było, że wtedy z UE odchodzi Wielka Brytania, a wraz z nią znikną rabaty w składkach, których Unia udzielała Brytyjczykom. Proponowano, żeby w takim razie znieść pozostałe rabaty, które wytargowały sobie bogate państwa, m.in. Francja, Niemcy, Austria, Holandia. Myśli pani, że tak się stało? Skąd, rabaty dla najbogatszych pozostały. Coraz mniej jest solidarności w Unii Europejskiej, a egoizm zaczyna ją rozsadzać od środka.
Jacek Kloczkowski: Polska polityka w rytmie awantur dnia
Wypowiedź Kaczyńskiego o nadużywających alkoholu kobietach teraz mocno wybrzmiewa i mobilizuje przeciwników PiS, ale raczej nie demobilizuje jego elektoratu. Rozpatrywanie jej wpływu na wynik wyborczy nie ma sensu, gdyż mało kto będzie o niej pamiętać. Rozmowa z Jackiem Kloczkowskim, prezesem ośrodka myśli politycznej
A czy pamięta pan atmosferę panującą w Parlamencie Europejskim podczas brexitu? Czy ktokolwiek chciał zatrzymać Brytyjczyków w Unii Europejskiej?
Nasza frakcja ECR, a w niej PiS, bardzo tego chcieliśmy. Namawialiśmy także inne kraje, żeby o to zabiegały. Moim zdaniem Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej zrobił niewiele, by zatrzymać Wielką Brytanię w Unii Europejskiej. Ówczesny premier Wielkiej Brytanii postawił kilka warunków, których spełnienie pozwoliłoby mu powiedzieć własnemu społeczeństwu, że dzięki niemu Komisja Europejska zgadza się np. na to, żeby część kompetencji została w państwach narodowych. Jego stanowisko nie spotkało się ze zrozumieniem – ani w Komisji, ani w Radzie Europejskiej. Moim zdaniem Donald Tusk, który był wówczas szefem Rady Europejskiej, działał w interesie krajów, które chciały odejścia Brytyjczyków. Wielka Brytania jako druga gospodarka europejska, zawsze zdystansowana wobec zacieśniania integracji, Niemcom i Francuzom nie odpowiadała.
W związku z wojną w Ukrainie dużo się mówi o lobbingu Rosjan w Unii Europejskiej. Czy to było widoczne zjawisko?
Nie ulega wątpliwości, że rosyjski lobbing był prowadzony przez organizacje o charakterze ekologicznym i przyczynił się do tego, że Unia Europejska postanowiła zostać liderem zmian klimatycznych – wypchnąć węgiel i atom jako źródła energii, a zastąpić je gazem. Wiadomo, że w naszym regionie Rosja dominowała na rynku gazu. Uważam, że w tym kontekście jakaś komisja śledcza powinna się przyjrzeć działalności różnych organizacji ekologicznych, które za tymi rozwiązaniami lobbowały. Ba, komisarz Frans Timmermans jeszcze w grudniu ubiegłego roku, gdy Rosjanie doprowadzili do dziesięciokrotnego wzrostu cen gazu na rynkach europejskich, wyprzedając zapasy tego surowca z magazynów, bo Niemcy wyzbyli się swoich magazynów na rzecz Gazpromu, publicznie bronił i Rosjan, i Gazpromu. Opowiadał, że Gazprom wywiązuje się ze swoich obowiązków i absolutnie nie stosuje praktyk monopolistycznych. A o wzroście cen mówił, że jest mała podaż, duży popyt, zatem cena musi rosnąć. Teraz nie przyznaje się do tych wypowiedzi. Zresztą wszyscy zwolennicy dobrych relacji z Rosją w instytucjach europejskich chcą się za wszelką cenę przemalować. Dziś obrońców Rosji w PE praktycznie już nie ma.