Irena Lasota: Eskalacja

Na umownie rozumianym Zachodzie widać, od zawsze, dysonans poznawczy w stosunku do Rosji, która z kolei – jeśli i ją poddać analizie psychologicznej – przejawia dychotomię myślenia.

Publikacja: 09.12.2022 17:00

Irena Lasota: Eskalacja

Foto: AFP

Wczytałam się, w raczej przewidywalną, dyskusję w internecie o tym, czy uderzenie ukraińskich dronów w trzy (do tej pory) bazy na terenie Federacji Rosyjskiej jest eskalacją działań wojennych czy nie. Powszechną definicją eskalacji jest „stopniowe zwiększanie czy potęgowanie czegoś”. Eskalacja ma ogólnie negatywną konotację, mówimy na przykład o eskalacji konfliktu, ale już nie o eskalacji uczuć miłosnych. Ktoś więc w internecie napisał, że Ukraina eskaluje wojnę, a niektórzy poczciwi obrońcy Ukrainy odpowiadali, że Rosja sama zaczęła tę wojnę i ją należy obwiniać o eskalowanie.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Niezłomny Jurij Szuchewycz

A ja na to, że na szczęście Ukraina eskaluje działania wojenne i dzięki temu wojna może skończyć się szybciej i może trochę niższym kosztem. Od zawsze wiadomo, co nie jest dowcipem, że granice Rosji są tam, gdzie Rosja je narysuje (znałam kogoś, kto widział, jak Stalin własnoręcznie rysował modyfikację granicy w Puszczy Białowieskiej). Rosji przez dziesięciolecia udawało się utrzymywać kilka mitycznych tabu. Począwszy od: każdy centymetr rosyjskiej ziemi jest zlany krwią rosyjskich żołnierzy i Rosja będzie broniła tego centymetra do ostatniego mililitra krwi, przez – gdy Rosja atakuje, robi to tylko defensywnie, nigdy ofensywnie; wojny prewencyjne są specjalnością i przywilejem Rosji, wszystkie inne są agresją, a skończywszy na tym, że obecność Rosji w organizacjach międzynarodowych, zwłaszcza w ONZ, są gwarancją pokoju na świecie – usunięcie czy nawet zawieszenie Rosji, czy odebranie jej prawa weta może sprowokować trzecią wojnę światową.

Na umownie rozumianym Zachodzie widać, od zawsze, dysonans poznawczy w stosunku do Rosji, która z kolei – jeśli i ją poddać analizie psychologicznej – przejawia dychotomię myślenia. Zachód wie, tak jak i wiedział w lutym tego roku, że Rosja nie napadła na Ukrainę ze strachu przed NATO i nie była to wojna prewencyjna. Jeśli ktoś jeszcze tak mógł myśleć, to rosyjska taktyka, strategia i język propagandy przed agresją i w pierwszych tygodniach agresji musiały wyprowadzić go z błędu.

Zachód wie, tak jak i wiedział w lutym tego roku, że Rosja nie napadła na Ukrainę ze strachu przed NATO i nie była to wojna prewencyjna. Jeśli ktoś jeszcze tak mógł myśleć, to rosyjska taktyka, strategia i język propagandy przed agresją i w pierwszych tygodniach agresji musiały wyprowadzić go z błędu.

Niemniej jednak tenże Zachód, już po straszliwych zniszczeniach dokonanych przez Rosję, głosił, że w żadnym wypadku nie będzie dostarczał broni ofensywnej, a tylko defensywną, że żadna noga żadnego żołnierza NATO nie stanie na terytorium Ukrainy. Sekretarz stanu Blinken ogłosił kilka dni temu, że ataki ukraińskich dronów na rosyjskie bazy odbyły się „bez namowy czy pomocy USA”. Jest to raczej pozytywne oświadczenie, bo w sumie nie odżegnuje się od poczynań Ukrainy i administracja wciąż dodaje całkiem duże pakiety pomocy. Nie podniecałabym się za bardzo liczbą miliardów czy bilionów dolarów, bo część tych pieniędzy idzie na rozkurz w USA i w państwach sojuszniczych [rozkurz: „ubytek jakiegoś surowca powstały na skutek rozpylania się go w procesie przerabiania, przesypywania itp.”], ale pomoc jest jednak znacząca.

Agencje informacyjne zgodnie podają, że drony były turecko-ukraińskie i że Ukraina za chwilę będzie miała „swojego” drona o zasięgu tysiąca kilometrów. Czyli drona, który mógłby uderzyć w Kreml i nawet gdyby nie było tam w tym momencie Putina, mogłoby to doprowadzić do powstania ludowego, które mogłoby zakończyć wojnę zwycięstwem Ukrainy. Bo tym różni się Rosja od Ukrainy – Rosjanie popierają Putina jako tego, który jest niepokonany i broni Rosji przed obcymi. Nawet informacje o tym, że ukraińskie drony dotarły w okolice Saratowa, mogą zakłócić i tak niskie morale poddanych rosyjskich. Widać jednak, że Ukraińcy to zupełnie inny gatunek, to obywatele, którzy bronią swojej ziemi tym bardziej, im bardziej jest atakowana i niszczona.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Homo Putinus

Eskalacje działań wojennych bardzo często prowadziły do szybszego zakończenia wojny. Takie było myślenie strategiczne aliantów, którzy bombardowali Drezno i inne miasta Rzeszy, i takie było myślenie Amerykanów zrzucających bomby atomowe w Japonii. Do dziś trwają dyskusje, co było warte czego, ale nie ulega wątpliwości, że ofiara agresji ma – wedle prawa międzynarodowego – prawo do takich mechanizmów obronnych jak niszczenie lotnictwa wroga na jego terytorium. I nie tylko lotnictwa.

Wczytałam się, w raczej przewidywalną, dyskusję w internecie o tym, czy uderzenie ukraińskich dronów w trzy (do tej pory) bazy na terenie Federacji Rosyjskiej jest eskalacją działań wojennych czy nie. Powszechną definicją eskalacji jest „stopniowe zwiększanie czy potęgowanie czegoś”. Eskalacja ma ogólnie negatywną konotację, mówimy na przykład o eskalacji konfliktu, ale już nie o eskalacji uczuć miłosnych. Ktoś więc w internecie napisał, że Ukraina eskaluje wojnę, a niektórzy poczciwi obrońcy Ukrainy odpowiadali, że Rosja sama zaczęła tę wojnę i ją należy obwiniać o eskalowanie.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS