Enola Holmes (Millie Bobby Brown) już na wstępie robi ukłon w stronę widza (i to niemal dosłowny, gdyż bezpośrednich zwrotów do odbiorcy jest tu mnóstwo), nie tylko przypominając mu to, co doprowadziło ją do punktu, w którym się znajduje, ale również to, co nastąpiło później.
Po rozwiązaniu debiutanckiej sprawy, opowiedzianej w pierwszym filmie, założyła agencję detektywistyczną. Problem w tym, że będąc kobietą, w dodatku tak młodą, wnet przekonała się, że niełatwo prowadzić biznes w wiktoriańskiej Anglii, zwłaszcza jeśli jest się siostrą słynnego Sherlocka (Henry Cavill). Kiedy Enola chce się poddać, dostaje wreszcie upragnione zlecenie. Oto zaginęła dziewczyna zatrudniona w fabryce zapałek. Pieniędzy z tego śledztwa nie będzie, ale może uda się zdobyć rozgłos, no i, rzecz jasna, pomóc komuś w potrzebie.
Czytaj więcej
Lena Dunham ubiera swe postaci w średniowieczne stroje sprzed 700 lat, ale mówi w gruncie rzeczy o współczesnych problemach nastolatek.
Reżyser Harry Bradbeer i scenarzysta Jack Thorne ponownie sięgają po przygody inteligentnej detektywki wykreowanej przez pisarkę Nancy Springer na kartach powieści dla młodzieży, by stworzyć błyskotliwe i dynamiczne kino. Zanurzone ponadto w tematach społeczno-gospodarczych, niby dotykających londyńskich bolączek końca XIX wieku, ale aktualnych dzisiaj, choć pod zgoła innymi nazwami. Jest tu zatem co nieco o bataliach sufrażystek, jest trochę o klasowej niesprawiedliwości i korporacyjnej chciwości, a nawet o epidemii tyfusu.
Ogląda się to dobrze, szczególnie sceny, w których drwiąca z konwenansów i szalenie empatyczna bohaterka polega na sprycie oraz analitycznym umyśle, a nie na sile mięśni. Ale czy aby na pewno potrzeba ponaddwugodzinnego seansu, by opowiedzieć tę anegdotę?