Historia rosyjskiej i radzieckiej kolei jest czymś więcej niż pomieszaniem polityki i gospodarki. Chyba wszyscy pamiętamy Annę Kareninę, która ginie pod kołami pociągu. Ale bez pociągu nie byłoby też nowszych dzieł, aby wspomnieć „Moskwę–Pietuszki” Jerofiejewa. Literatura nie tylko karmiła się tematyką, ale też odsłaniała jej istotę i w wierszu Nikołaja Niekrasowa z 1864 r. współpasażer tłumaczy chłopczykowi pochodzenie lokomotyw i wagonów: „Te maszyny [...] Robił mnogi lud; / A strasznego miał on wodza, / Który zwał się: Głód”. Po czym wyjaśnia, jak powstała pierwsza rosyjska trasa: „Hej! po relsach, po żelaznych / Pędzimy najprościéj... / A wiesz, Jasiu, co pod niemi? / Cmentarz ludzkich kości!”.
Tę „pierwszą w Rosji linię, Petersburg–Moskwa – zauważa Leonid Praisman, rosyjski historyk, od dekad pracujący w Izraelu – zbudowano pod koniec lat 40. XIX w. kosztem kolosalnych nakładów i ogromnej liczby ofiar wśród budowniczych”. To zaś ukazuje społeczny à la russe aspekt całego zjawiska. Ale listę atrybutów związanych z rosyjskimi kolejami uzupełnić trzeba jeszcze o imperializm.
Za sprawą polityka Siergieja Wittego u schyłku XIX stulecia pociąg stał się narzędziem podboju; tu niebagatelną rolę odegrali polscy inżynierzy i kto wie, czy nie byliśmy wówczas, mimo nieistnienia de facto kraju, najbliżej polskich kolonii w Mandżurii. Historia potoczyła się inaczej i Japończycy położyli kres tym mrzonkom. Niemniej wtedy właśnie ukształtowała się konstelacja wartości, jakie w Rosji także w czasach radzieckich oraz jak najbardziej współczesnych łączy się z koleją żelazną. Powtórzmy więc – oprócz oczywistego transportu będzie to aspekt kulturowy i tożsamościowy. Pociąg odegrał również olbrzymią rolę w systemie penitencjarnym kraju. Jednak najważniejsza zdaje się spuścizna Wittego. Tam, gdzie ruskie tory, tam imperium.
Czytaj więcej
„Nieznajomy” Thomasa M. Wrighta na Netfliksie wpisuje się w najlepsze tradycje australijskiego mroku. Miłośnicy thrillera dostali jeden z najlepszych filmów sezonu.
Tiepłuszka – 40 osób lub 8 koni
Pewnie dlatego petersburskich i moskiewskich decydentów bardziej interesowało samo wytyczanie i układanie linii kolejowych, a o taborze przypominali sobie po niewczasie. Stąd historie najpopularniejszych wagonów – tiepłuszki, stołypinki, płackarty i jej najnowszej, „jodełkowej” odsłony – mogą być niezwykle pouczające, bo dostosowywane do określonych realiów i potrzeb. Uważny obserwator znajdzie tam wiele wskazówek co do samych planów i celów, jakim miały te pojazdy służyć.