Irena Lasota: Bayraktarem w dobry cel

Samo trafienie w Kreml, nawet przy założeniu, że Putina tam nie będzie, bo ktoś mu pokaże mój artykuł, może być wystarczające.

Publikacja: 30.09.2022 17:00

Irena Lasota: Bayraktarem w dobry cel

Foto: Pixabay

Pocisk kosmiczny nazwany DART trafił w asteroidę o imieniu Dimorphos. DART przeleciał w ciągu prawie roku ponad 10 mln kilometrów i ku uciesze jeszcze większej liczby milionów ludzi – bezbłędnie uderzył w cel. My, Amerykanie, lubimy porównania do konkretów, nawet jeśli nie są zbyt konkretne. Na przykład media podawały, że sonda DART jest wielkości dwóch lodówek, ale w Stanach lodówki mogą być tak małe, że z trudem zmieści się tam tuzin (zamrożonych) kur, albo tak duże, że wejdzie do nich tuzin krów (nawet żywych). Dimorphos zaś jest podobno wielkości boiska, a może dwóch boisk do futbolu amerykańskiego. Czyli mamy podziwiać cud techniki porównywalny z tym, jakby Wilhelm Tell z zawiązanymi oczami strzelał z łuku wirusem w bakterię i w dodatku trafił.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Rosja precz z OBWE

NASA wydała na to raptem 330 mln dolarów, co jest sumą, która wedle niektórych uratuje kiedyś świat przed napaścią kosmitów czy androidów. Ale za tę sumę można by kupić ponad 60 dronów Bayraktar TB2, które mają zasięg do 4 tys. kilometrów. Więc się pytam: jeśli stabilność świata jest dziś zagrożona z Ziemi, a nie z kosmosu, a konkretnie z Kremla, który można by znaleźć na każdej mapie, to czemu by nie puścić na Moskwę deszczu bayraktarów i nie uratować świata przed napaścią oszalałych putinowców? Jeśli wiedzieliśmy w listopadzie zeszłego roku, gdzie będzie teraz Dimorphos, jeszcze łatwiej możemy ustalić, gdzie za dwie godziny będzie Putin. Piszę to wszystko w dodatku poważnie, tyle że skrótami, bo taka jest uroda felietonu.

Wszyscy, zwłaszcza gdy jest to absurdalne, powołują się na ONZ, chociaż każdy, kto mówi o ONZ i jego roli, powinien znać Kartę ONZ, która jest krótka i w miarę prosta. Artykuł 42 stwierdza: „Jeżeli Rada Bezpieczeństwa uzna, że środki przewidziane w artykule 41 mogłyby okazać się niewystarczającymi albo już okazały się niewystarczającymi, jest ona władna podjąć taką akcję przy pomocy sił powietrznych, morskich lub lądowych, jaka mogłaby okazać się konieczną do utrzymania albo przywrócenia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”. Oczywiście, Rada Bezpieczeństwa jest zablokowana, przez agresora – Rosję, ale ponieważ prawo międzynarodowe jest gibkie, można, a nawet trzeba je nagiąć, by wyrzucić albo co najmniej zawiesić Rosję w członkostwie. Rosja już spełniła wszystkie warunki nazywane „okolicznościami zagrażającymi pokojowi, zakłóceniem pokoju albo aktem agresji” i należy już tylko się zgodzić, jakie środki przedsięwziąć zgodnie z artykułem 42, „żeby utrzymać albo przywrócić międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo”.

Wszyscy, zwłaszcza gdy jest to absurdalne, powołują się na ONZ, chociaż każdy, kto mówi o ONZ i jego roli, powinien znać Kartę ONZ, która jest krótka i w miarę prosta. 

Samo trafienie w Kreml, nawet przy założeniu, że Putina tam nie będzie, bo ktoś mu pokaże mój artykuł, może być wystarczające. Dla Rosjan Kreml jest symbolem ich wiecznej potęgi, a jeżeli gdzieś z zakamarków wyłoni się po bombardowaniu nawet sam Putin, to i tak mu nikt nie uwierzy, bo wiadomo, że jest co najmniej kilku, troszkę różniących się od siebie, Putinów.

Wedle praktyk i zwyczajów prawa międzynarodowego (które nie jest skodyfikowane) Rosja jest już nie tylko międzynarodowym agresorem w stosunku do Gruzji i Ukrainy, ale też reszty świata, od momentu, kiedy zagroziła użyciem sił nuklearnych. W myśleniu strategicznym o zagrożeniu bronią nuklearną istnieje wiele szczebli – od zamiaru zbudowania reaktora po dopuszczenie najróżniejszych inspekcji już istniejącej broni. Grożenie jej użyciem jest już poza ramami gry strategicznej. Wymaga planowania i działania prewencyjnego.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Sankcje są dobre

Można się tego uczyć od Państwa Izrael, które rozwinęło i zastosowało teorię wojny prewencyjnej w 1967 roku i ograniczyło wówczas wojnę do słynnych sześciu dni. W czerwcu 1981 roku lotnictwo Izraela zbombardowało Osiraq w Iraku, ku oficjalnemu oburzeniu całego świata z ONZ na czele, ale najpierw po cichu, a potem coraz głośniej świat cieszył się, że zlikwidowane zostały możliwości zbudowania pocisków atomowych, które byłyby do dyspozycji Saddama Husajna. We wrześniu 2007 roku Izrael wykonał podobny atak, tym razem niszcząc wojskową bazę Al-Kibar w Syrii, gdzie budowano reaktor jądrowy – tym razem przy sympatyzującym milczeniu świata i protestach Korei Północnej. ONZ milczał. Gdyby więc ktoś zamierzał przeprowadzić taką operację, dobrze by było to zrobić w najbliższych dniach, żeby konferencja OBWE odbywająca się w Warszawie zdążyła ją potępić.

Pocisk kosmiczny nazwany DART trafił w asteroidę o imieniu Dimorphos. DART przeleciał w ciągu prawie roku ponad 10 mln kilometrów i ku uciesze jeszcze większej liczby milionów ludzi – bezbłędnie uderzył w cel. My, Amerykanie, lubimy porównania do konkretów, nawet jeśli nie są zbyt konkretne. Na przykład media podawały, że sonda DART jest wielkości dwóch lodówek, ale w Stanach lodówki mogą być tak małe, że z trudem zmieści się tam tuzin (zamrożonych) kur, albo tak duże, że wejdzie do nich tuzin krów (nawet żywych). Dimorphos zaś jest podobno wielkości boiska, a może dwóch boisk do futbolu amerykańskiego. Czyli mamy podziwiać cud techniki porównywalny z tym, jakby Wilhelm Tell z zawiązanymi oczami strzelał z łuku wirusem w bakterię i w dodatku trafił.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi