Gdy Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone, nałożył sankcje na Związek Sowiecki np. po inwazji na Afganistan w 1979 r. czy na Polskę po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r., skuteczność tych kroków można było oceniać, nie tylko obserwując sytuację w tych krajach, ale i po energicznych krokach, które władze komunistyczne podejmowały, by te sankcje znieść.
Czytaj więcej
Zdarza się, że to, o czym piszę w felietonach, jest całkiem poważne, choć brzmi jak satyra.
W Stanach Zjednoczonych, co obserwowaliśmy i z przerażeniem, i z (ograniczonym) rozbawieniem, za zniesieniem sankcji wobec PRL-u propagandę prowadzili wysłannicy reżimu od redaktorów „Polityki”, przez niezbyt oficjalnych przedstawicieli NSZZ Solidarność, po generała Wojciecha Jaruzelskiego, który prosił samego Davida Rockefellera w 1985 r. o zastrzyk gotówki dla upadającego PRL-u. Od strony amerykańskiej przeciwko sankcjom występowała skrajna lewica i m.in. działacze Kongresu Polonii Amerykańskiej, kardynał John Kroll z Filadelfii i jego przyjaciel, biznesmen (i dobroczyńca) Edward Piszek. Nie ujmując za dużo temu ostatniemu z jego hojności, nawet jego oficjalne biografie podają, że zdobył majątek, produkując mrożonki rybne (pod nazwą Mrs. Paul's Kitchens), kupując od PRL-u ryby po obniżonej cenie, a zaczął tracić majątek, gdy USA po 13 grudnia nałożyły embargo na połów polskich kutrów na wodach amerykańskich.
Nie ujmując za dużo temu ostatniemu z jego hojności, nawet jego oficjalne biografie podają, że zdobył majątek, produkując mrożonki rybne (pod nazwą Mrs. Paul's Kitchens), kupując od PRL-u ryby po obniżonej cenie, a zaczął tracić majątek, gdy USA po 13 grudnia nałożyły embargo na połów polskich kutrów na wodach amerykańskich.
Z czasem w administracji amerykańskiej pojawiły się dwa konkurencyjne skrzydła: za i przeciw sankcjom w stosunku do PRL-u. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy prezydent Ronald Reagan mówił, że zniesie sankcje, gdy poprosi go o to sam Lech Wałęsa, i niedługo potem przekazywano do doradców Wałęsy „informację”, że Reagan zniesie bardzo niedługo sankcje, niech więc Wałęsa o to poprosi publicznie i wyjdzie na to, że Reagan słucha się Wałęsy. Ale ktoś się po drodze wygadał i do Warszawy oraz Gdańska dotarła równolegle wiadomość o tej makiawelicznej intrydze. AFL-CIO, zasłużona i niedoceniona w Polsce amerykańska centrala związków zawodowych, wymogła na administracji obietnicę nieznoszenia sankcji, dopóki z więzień nie wyjdą ostatni więźniowie polityczni. Odbywały się więc wyścigi: rząd PRL-u ogłaszał kolejną amnestię i zwolennicy znoszenia sankcji (w tym Jan Nowak-Jeziorański) nachodzili Departament Stanu i Radę Bezpieczeństwa państwa, utrzymując, że nadszedł ten oczekiwany moment, a organizacje broniące praw człowieka przysyłały z Polski listy ciągle uwięzionych działaczy i różne organizacje namawiały urzędników amerykańskich, by wybiórczo sprawdzili, które listy są prawdziwsze.