Obie już dłuższy czas patrzyłyśmy w morze. Było spokojne, fale przypływały cicho i równomiernie, więc obraz był raczej kojący. Nie tyle więc samo pytanie, ile okoliczności, w jakich je zadano, były poruszające. Jakby przyniosło je morze, nie dlatego, że jest ciemne i agresywne, tylko właśnie dlatego, że jest takie piękne i łagodne. Pytanie wywołało niepokój – pewnie jako myśl, że można takie morze i takie chwile stracić.
Czytaj więcej
Wynoście się. Tak, to są pierwsze i jedyne słowa, jakie przychodzą mi do głowy na koniec i początek tego felietonu.
Naście lat to niedużo, ale już mówimy o szczególnym pokoleniu. Ono słyszy i wie o zagrożeniach, umysł młodych jest podszyty niepokojem. Dużo się mówi i czyta o całkiem nowej młodzieży, o innej mentalności niż u tej z poprzednich dziesięcioleci. Są też tacy, którzy uważają, że każde pokolenie jest inne i nowe i każdemu dziwią się poprzednie pokolenia.
Rzeczywiście, nie ma wielkiego sensu obwinianie dzisiejszej młodzieży o to, że jest, jaka jest, wzdychanie za swoim pokoleniem, jak wzdychali rodzice i dziadkowie. Ona jest taka jak epoka, która rodzi nowe wyzwania i nowe sposoby na przetrwanie. To nie tyle obyczajowość, ile podświadomy instynkt tworzy system moralny i filozofię życia. Zamiast narzekać na to, że młodzi siedzą ciągle w słuchawkach, lepiej zastanowić się, dlaczego tak jest i czemu to ma służyć, bo wszystko przecież ma jakiś sens i służy przetrwaniu.
Myślę o tym, co by było, gdyby, jak bywa w filmach, ożywiono jakiegoś nastolatka z XIX wieku i zostawiono sam na sam z dzisiejszym. Oczywiście, różnica ukazałaby się już na poziomie rozmowy samej w sobie. Wyobrażam sobie, jak nastolatek z przeszłości układa gładkie zdania, pilnując wymowy tak, żeby wszystko dotarło do kolegi, „nasz” natomiast coś odburkuje, nie patrząc na równolatka. To tak, jakby rozmowa sama w sobie straciła sens. Człowiek staje się bardziej wsobny, nie potrzebuje konwenansów.