Gdy zawodzi kontrola społeczna

Śnięte ryby w Odrze, koronawirus i zbrodnie, którymi zajmuje się policyjne Archiwum X. To zbiór spraw, gdzie zawiodła kontrola społeczna.

Publikacja: 02.09.2022 10:00

Gdy zawodzi kontrola społeczna

Foto: Athawit Ketsak/Shutterstock

Jak to możliwe, że w czasach powszechnego monitoringu, kamer w telefonach komórkowych i cyfrowych śladów, jakie nieustannie zostawiamy w internecie, wciąż nie znamy przyczyn wielu katastrof, epidemii czy sprawców okrutnych zbrodni? Mimo coraz bardziej nowoczesnych technologii, jakimi dysponują służby, systemów, które skanują tablice rejestracyjne naszych samochodów i z dużą precyzją mierzą ich prędkość, wciąż wiele niepokojących zjawisk, zachowań i przestępstw wymyka się zbiorowej uwadze. Do takiego wniosku prowadzić mogą choćby przedłużające się poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co było przyczyną masowego śnięcia ryb w Odrze.

Co w tych sytuacjach zawodzi? Czy nasza czujność i spostrzegawczość, czy raczej techniczne urządzenia, które nie wyłapują tego, co najważniejsze?

Czytaj więcej

"Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza": Małe jest przyjemne

Niewyjaśnione zniknięcia

Nowoczesne technologie są często kluczowe w ustaleniu szczegółów konkretnych zdarzeń. Nie dzieje się to jednak automatycznie – zwykle potrzebne jest działanie człowieka. Pod koniec sierpnia do internetu przedostały się informacje, że rosyjscy żołnierze nagrywali skradzionym telefonem komórkowym, jak bawią się, piją i okradają domy w jednej z okupowanych miejscowości Ukrainy. Nagrania trafiły do chmury firmy Google, bo tak ustawiła zapisywanie multimediów właścicielka. Gdy je odkryła, zgłosiła to służbom, a te ustaliły tożsamość żołnierzy. „Rozumu, żeby wyłączyć zapis w chmurze, już im nie starczyło” – tak to zdarzenie skomentował szef wydziału śledczego policji w tym regionie Ukrainy. Czy poznalibyśmy tożsamość i działania rosyjskich żołnierzy, gdyby zachowywali się bardziej racjonalnie, przewidująco i zachowując zimną krew?

Niedawno minęło 13 lat od zaginięcia jednej z mieszkanek Tychów. Z relacji śledczych oraz bliskich zaprezentowanych w magazynie kryminalnym Telewizji Polskiej „997” wynika, że 1 września 2009 roku 52-letnia wówczas kobieta wyszła około szóstej rano z domu do pracy. Miał być to jej pierwszy dzień po urlopie. Do miejsca, w którym pracowała, nie dotarła. Tego dnia nie zadzwoniła o poranku do męża, mimo że zwykle robiła to tuż po tym, gdy przychodziła do pracy. Świadkowie podawali sprzeczne wersje: jedni przekonywali, że kobieta była widziana w autobusie jadącym w kierunku Katowic, mówili nawet precyzyjnie, w którym miejscu wysiadła. Inni pasażerowie, kojarzący ją z widzenia, twierdzili, że nie pojawiła się nawet na przystanku, na którym zwykle czekała na autobus.

Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, listów wysyłanych przez bliskich zaginionej do schronisk i ośrodków dla bezdomnych z całego kraju, apeli w mediach, wizyt bliskich kobiety u jasnowidzów, licznych publikacji dokładnego opisu wyglądu i zdjęć zaginionej, do dzisiaj nie wiadomo, co się z nią stało. Śledztwo wykazało, że kilka miesięcy przed zaginięciem otrzymywała od jednego z sąsiadów esemesy z propozycjami spotkań. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów, które świadczyłyby o tym, że mężczyzna ma jakikolwiek związek ze zniknięciem kobiety. Na stronie internetowej Fundacji Itaka – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych cały czas można znaleźć jej zdjęcia i rysopis. W bazie tej Fundacji obecnie jest 7131 spraw osób, które są uznane za zaginione. Niemal co czwarta z nich pochodzi z lat 2017–2021 (1704 sprawy), czyli z czasów pojawiania się coraz dokładniejszych technologii, które mogłyby ułatwić podobne poszukiwania.

W wykryciu sprawców wielu przestępstw i morderstw często pomaga sprzęt, który umożliwia na przykład badania DNA, oraz specjalistyczna wiedza z zakresu balistyki czy medycyny sądowej, niedostępna przed dekadami. Na początku tegorocznych wakacji nastąpił przełom w sprawie brutalnego zamordowania mieszkańca Piły sprzed trzech lat. 39-latek wyszedł z domu wieczorem 19 czerwca 2019 roku i ślad po nim zaginął. Dopiero w tym roku mężczyzna, który przyszedł do komendy policji w Pile, powiedział, że czerwcowej nocy sprzed trzech lat widział brutalne pobicie, morderstwo i zakopanie zwłok w lesie. Następnie okazało się, że sam brał udział w tej zbrodni. To otworzyło drogę do kolejnych zatrzymań w tej sprawie. Można się zastanowić, czy wiedzielibyśmy dzisiaj, kim byli mordercy, gdyby nie wyrzuty sumienia jednego z nich.

W lipcu minął rok od zbrodni we wsi Borowce pod Częstochową. Według prokuratury mężczyzna zastrzelił trójkę członków swojej rodziny: brata, jego żonę i ich 17-letniego syna, a następnie uciekł. Podejrzany o tę zbrodnię Jacek Jaworek wciąż jest poszukiwany. Jest tak, pomimo że jego zdjęcia obiegły wielokrotnie media, mimo przesłuchań kilkudziesięciu świadków, badań wariograficznych, zaangażowania biegłych, wystawienia za poszukiwanym listu gończego i czerwonej noty Interpolu czy nagród wyznaczonych za wskazanie, gdzie jest mężczyzna. Śledztwo jest przedłużone do października. Wciąż nie wiadomo, co stało się z prawdopodobnym sprawcą morderstwa: czy żyje, a jeżeli tak, gdzie się ukrywa.

Skąd wziął się koronawirus?

Wciąż nie mamy też jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak rozpoczęła się epidemia Covid-19. Misja naukowców pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia, która pojechała do chińskiego Wuhanu, uznała, że wirus SARS-CoV-2 prawdopodobnie przeszedł na człowieka z nietoperzy poprzez inne zwierzęta. Z drugiej strony ten sam zespół badaczy przyznał w raporcie, że hipoteza o wydostaniu się koronawirusa z laboratorium w Chinach jest „skrajnie mało prawdopodobna”. Jednak jej nie wykluczył.

W magazynie „Science” postawiono tezę, że epidemia Covid-19 wybuchła w Wuhanie 10 grudnia 2019 roku, gdy kobieta, która robiła zakupy na tamtejszym targowisku, źle się poczuła, a jednym z objawów była wysoka gorączka. Gdy wczytamy się uważnie we wnioski, zauważymy, że tym informacjom towarzyszy szereg bardzo ostrożnych założeń. 10 grudnia 2019 roku należy traktować jedynie jako symboliczny początek pandemii uznany arbitralnie przez WHO. Dające do myślenia są też słowa, które wiosną 2022 roku wypowiedział Kristian Andersen ze Scripps Research Institute, amerykańskiej placówki badawczej zajmującej się medycyną, także zaangażowanej w misję Światowej Organizacji Zdrowia. Na pytanie o pochodzenie koronawirusa odparł: „Czy obaliliśmy teorię wycieku laboratoryjnego? Nie. Czy możemy to zrobić pewnego dnia? Nie. Ale myślę, że ważne jest, aby zrozumieć, że możliwe są inne scenariusze. Ale możliwe nie oznacza, że bardzo prawdopodobne. Istnieje ogólne wrażenie, że nie ma informacji, które mogłyby nam powiedzieć cokolwiek o pochodzeniu pandemii Covid-19. To po prostu złe. Pandemie nie wymagają wyznaczenia osoby odpowiedzialnej, ale wymagają zrozumienia” – mówił. Trzeba zaakceptować fakt, że na pytanie o źródło koronawirusa wciąż nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

Wciąż nie jesteśmy pewni, czy konkretne zjawisko, na przykład kaszląca kobieta na targu w Wuhanie w grudniu 2019 roku, była początkiem pandemii, jej skutkiem, a może wcale nie pierwszą, lecz dopiero 11. lub 1011. zakażoną. Logika podpowiada, że sprawnie działająca kontrola społeczna szybciej albo później zdemaskuje sprawców lub przynajmniej początki poszczególnych wydarzeń. Praktyka pokazuje, że bywa z tym różnie.

W 1980 roku premierę miała czechosłowacka komedia „Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi”. Tytułowe zdanie nawiązuje do dawnego przysłowia, które wykorzystała socjolog Barbara Szacka, by wytłumaczyć, czym jest kontrola społeczna. „Wiadomo, kto jak się prowadzi, kto bije żonę, kto jest pijakiem, kto złodziejem. A także, kto jest dobrym gospodarzem. Wszyscy wiedzą, jaki kto jest, a widząc, osądzają. W rezultacie całe życie człowieka jest przezroczyste i podlega kontroli zbiorowości” – podawała prof. Szacka. W praktyce ta kontrola to nie tylko czujne spojrzenia sąsiadów, lecz także nakazy i zakazy, mandaty i inne kary, które sprawiają, że rosną szanse na zachowania konformistyczne. Na drodze kontroli społecznej pojawiają się jednak przeszkody.

Czytaj więcej

Grecki przepis na szczęście

Przeszkoda 1. Nieludzki aktor

Dookoła nas coraz ważniejszą rolę odgrywają aktorzy nieludzcy, czyli tak zwani aktanci. Tak można streścić ideę popularnego w socjologii nurtu Actor Network Theory, czyli teorii aktora-sieci. Jeden z jej twórców Michel Callon opisywał historię rybaków, którzy zaczęli wyławiać dużo ryb i muszli przegrzebków od momentu, w którym zaczęli używać odpowiednich rybackich sieci. Wyróżniał je jeden element: były dopasowane do rozmiaru owoców morza, które chcieli zdobyć. Rybackie sieci to przykład aktanta, który z czasem staje się graczem rozdającym karty.

Aktantów trudno jest kontrolować, bo generalnie niewiele o nich wiemy. Zanim zrobi się o nich głośno, wiedzę o nich ma zazwyczaj wąskie grono ekspertów, najczęściej badaczy i naukowców, albo praktyków-rzemieślników, na przykład producentów rybackich sieci. Z czasem i rosnącym rozgłosem, jaki zyskują aktanci, informacje na ich temat stają się coraz powszechniejsze, a zainteresowanie nimi rośnie. By przekonać się, jak silne może być ich oddziaływanie, wystarczy przypomnieć sobie, ile emocji w ostatnich tygodniach wzbudzają informacje – czasami także nieprawdziwe – o tym, co odkryto w wodzie z Odry. Na listę nieludzkich aktorów trafiły złote algi, czyli glony, które mogą produkować toksyczne związki. Nieludzkim bohaterem, który miał siłę przeorganizowania życia setek tysięcy osób, jest koronawirus. Mimo że przez ostatnie dwa i pół roku zdążyliśmy lepiej poznać jego kolejne mutacje, wciąż potrafi nas zaskoczyć i kolejny sezon wirusowy z nim w roli aktora-aktanta jest pełen niewiadomych.

Człowiek powinien wejść w sojusze z aktantem, by zwiększyć swoje szanse na sukces, czyli w przypadku wirusów na przykład zwiększać prawdopodobieństwo łagodnego przebiegu choroby, którą wywołuje. Czynniki pozaludzkie wchodzą też w sojusze między sobą, tworzą duety aktant-aktant i wtedy jeszcze trudniej jest je kontrolować.

Przeszkoda 2. Synoptykon zamiast panoptykonu

Angielski filozof Jeremy Bentham uznawany jest za twórcę modelu więzienia określanego jako panoptykon. Jego wizję spopularyzował w swoich pracach między innymi filozof Michel Foucault. Konstrukcja panoptykonu, czyli kilkupoziomowa wieża i dobrze oświetlone cele, daje strażnikom możliwość obserwowania więźniów w taki sposób, by osadzeni nie wiedzieli, czy i w którym momencie są widziani przez kontrolującego. Obecności albo braku obecności nadzorców nie zdradza nic. Idea tego modelu więzienia opierała się na założeniu, że więźniowie muszą stale pilnować się sami, będąc de facto strażnikami samych siebie, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś na nich nie patrzy. Kluczową rolę w skutecznej kontroli odgrywał niewidoczny obserwator.

Podobny jest mechanizm działania na przykład kamer monitoringu. Dawny panoptykon został zastąpiony przez synoptykon. To pojęcie spopularyzowali David Garland w swojej książce „Kultura kontroli” oraz Zygmunt Bauman w „Globalizacji”. Synoptykon zakłada, że liczba obserwatorów zwiększa się tak bardzo, że liczba potencjalnych strażników monitorujących nasze zachowania jest nieskończona.

Wciąż zaskakuje nas, dlaczego algorytmy przeglądarki internetowej podpowiadają sprofilowane tematy, o których rozmawialiśmy krótko ze znajomym przez telefon. Nie wiemy, w którym z samochodów jadących obok nas autostradą zainstalowane są kamery, nie możemy mieć pewności, jak wykorzystane zostaną nasze internetowe listy, publikowane w sieci zdjęcia czy wpisy na grupach dyskusyjnych. Ten mechanizm zachęca, by podglądać innych, często nie daje jednak precyzyjnej instrukcji, na co w tych obserwacjach zwracać uwagę. Danych jest tak dużo, że można przeoczyć w nich element, który mógłby okazać się kluczowym dla wykrycia na przykład sprawcy poważnego przestępstwa.

Przeszkoda 3. Zmowa milczenia

Na liście miejscowości, w których dokonano zbrodni niewyjaśnionych do dzisiaj, dużą część stanowią miasteczka i wsie: mazowiecki Wiktorów, w którym mieszka niespełna 0,5 tysiąca osób, jeszcze mniejszy Michałów na Dolnym Śląsku czy niespełna 7-tysięczny Torzym w województwie lubuskim. Według ekspertów jedną z najczęstszych trudności w ustalaniu sprawców przestępstw, zbrodni czy nawet drobnych wykroczeń w małych społecznościach jest zmowa milczenia, jaka zapada wśród mieszkańców. Bez jej przerwania szanse na przełom w śledztwie są często bardzo małe.

Pokazała to historia poszukiwań morderców Iwony Cygan. Ciało 17-latki znaleziono w sierpniu 1998 roku w liczącej około 400 mieszkańców wsi Łęka Szczucińska w Małopolsce. Z sekcji zwłok wynikało, że dziewczyna została uduszona. Śledztwo w tej sprawie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Zatrzymania podejrzanych zaczęły się dopiero po ponad 18 latach, w grudniu 2016 roku, gdy przełamana została zmowa milczenia. Akt oskarżenia obejmował 17 osób. Zarzuty dotyczyły między innymi składania fałszywych zeznań.

Tak działa spirala milczenia, którą opisywali Elisabeth Noelle-Neumann, a wcześniej Alexis de Tocqueville. Gdy w małej społeczności zaczyna dominować jedna wersja zdarzeń, ludzie stają się mniej pewni swych racji, nawet dotyczących tego, co sami widzieli czy zauważyli, tracą grunt społeczny i zmniejszają się szanse, że o swoich spostrzeżeniach, często kluczowych dla rozwiązania jakiejś sprawy, powiedzą publicznie. Dochodzi do tego zwykły strach przed karą za podzielenie się wiedzą niewygodną dla znajomych czy sąsiadów.

Zmowa milczenia odsłania ciemną stronę kapitału społecznego. Czasami niski poziom kapitału społecznego może się okazać korzystny dla bezpieczeństwa. Kapitału społecznego jest dużo, gdy ludzie wzajemnie sobie ufają i potrafią współpracować. Wysoki poziom kapitału społecznego może albo łączyć nas z przedstawicielami innych grup: odmiennych zawodów, pozostałych klas społecznych, mieszkańców odległych krajów, albo spajać nasze relacje z tymi, którzy są nam od dawna bliscy: członkami rodziny, współpracownikami czy sąsiadami. Tak jak nóż, którym można zarówno pokroić chleb, jak i popełnić zbrodnię, tak kapitał społeczny może być wykorzystany dla dobra wspólnego oraz dla korzyści tylko niewielkiej grupy szkodzącej innym. W ten sposób może pomóc sprzyjać tuszowaniu tego, co chcemy ukryć.

Wysoki poziom kapitału społecznego socjologowie zauważyli między innymi wśród członków mafii działających na południu Włoch. Znacząco zwiększał on szanse na trwanie tych organizacji.

Czytaj więcej

Młoda Polska u psychiatry

Przeszkoda 4. Urok prywatności

Problemy z ustaleniem przyczyn wielu zjawisk, od problemów zdrowia publicznego po zaginięcia, mogą wynikać też z silnej potrzeby ochrony życia prywatnego, czyli spraw osobistych i rodzinnych. Utrata co najmniej części prywatności uważana jest często za cenę, jaką trzeba zapłacić za postęp technologiczny. Im większe są zbiory danych gromadzonych na nasz temat, tym silniejsza może być pokusa, by bardziej chronić swoją prywatność. W praktyce może się przerodzić to w osłabioną reakcję na to, co dzieje się za ścianą naszego mieszkania czy na sąsiednim podwórku.

Socjolog Renata Dopierała zwraca uwagę, że prywatność jest uznawana za produkt nowoczesności. „W epoce przednowoczesnej życie jednostki było wtopione we wspólnotę, zamykającą ją poprzez sieć wzajemnych zobowiązań i zależności w świecie, który, według naszych rozróżnień, nie był ani prywatny, ani publiczny” – zauważa Dopierała. Prywatność stała się ważna, gdy na znaczeniu zyskały: indywidualizm, nowe formy religijności czy upowszechnianie edukacji. Jednostka zaczęła znikać w swoim świecie, by zastanowić się, co jej najbardziej odpowiada i jaki kierunek studiów czy sposób przeżywania świąt wybrać.

Obecnie o prywatności mówi się w kontekście tego, że jest zagrożona, gdy popularne są urządzenia, które mogą inwigilować i nadzorować ludzi oraz gdy prywatne sprawy nie tylko celebrytów czy polityków stają się tematem medialnych artykułów. Wszystko to sprawia, że prywatność staje się jeszcze bardziej atrakcyjna. Widać to w ofertach hoteli, które zapraszają do siebie na urlop: „Zapewniamy warunki, w których zadbamy o twoją prywatność i odpoczynek”, „U nas będziesz z dala od ludzi, odpoczniesz od tłumów, znajdziesz święty spokój”. Chętne przymykanie czy nawet zamykanie oczu na to, co robią sąsiedzi, bywa pewnie przejawem nadmiaru bodźców pochodzących od ludzi, od których chcemy odpocząć.

To poszukiwanie prywatności i ograniczenie kontaktów przekłada się także na relacje z sąsiadami. Badaczki sąsiedzkich relacji Aleksandra Winiarska i Sabina Toruńczyk-Ruiz zwracają uwagę, że w dużych polskich miastach współczesne sąsiedztwo opiera się na poprawnych i niezbyt bliskich relacjach. „W ciągu ostatnich dwudziestu lat kontakty sąsiedzkie w Polsce uległy wprawdzie zawężeniu i stały się mniej zażyłe, jednak zmiany te następują dość powoli” – przekonują badaczki.

Sąsiedzi współpracują zwykle, gdy pojawia się nagła potrzeba, np. interwencji w pilnej sprawie. Badania CBOS-u pokazują, że towarzyskie stosunki z sąsiadami deklaruje 41 proc. mieszkańców wsi i 30 proc. mieszkańców większych miast. Delikatnie zmieniać mogą to sąsiedzkie grupy w mediach społecznościowych, na których mieszkańcy bloku czy osiedla oferują sobie pomoc i wymieniają się informacjami. Takie narzędzie na pewno służy załatwieniu pilnych spraw, na przykład naprawie usterki. Czy jednak obserwowanie sąsiada online pomaga w wychwytywaniu informacji, które mogą być istotne z perspektywy całej zbiorowości mieszkańców, czyli czy dzięki social mediom „wiedzą sąsiedzi, kto jak siedzi”?

Efektywność kontroli społecznej jest trudna do skontrolowania, zmierzenia i opisania. Dotyczy to zwłaszcza spraw wymykających się temu, co już znamy: nowych chorób, niestandardowych zachowań, nieznanych substancji chemicznych. Dziesiątki spotkań, interakcji i wydarzeń, które rozgrywają się wokół nas, mogą wymknąć się obiektywom miejskich kamer, telefonów komórkowych i zwykłej ludzkiej spostrzegawczości. Na pierwszy rzut oka powinno wywołać to w nas niepokój.

Czy jednak z tego poczucia ograniczonej kontroli wypływają jakiekolwiek optymistyczne wnioski? Co najmniej jeden. Jeśli urządzenia i technika wciąż są niedoskonałe, daje to pole do popisu nam, ludziom. I pokazuje, jak ważna i przydatna może być spontaniczna, odruchowa ciekawość świata i innych. W tym sztuczna inteligencja wciąż nie ma z nami szans. Dobra informacja jest taka, że wciąż dużo zależy od nas.

Korzystałem z artykułów R. Dopierały „Prywatność w perspektywie zmiany społecznej” oraz A. Winiarskiej i S. Toruńczyk-Ruiz „Specyfika sąsiedztwa wielkomiejskiego w Polsce. Warszawa jako przykład różnorodnego miasta” oraz z archiwalnych odcinków magazynu TVP „997”

Michał Dobrołowicz jest socjologiem, dziennikarzem RMF FM

Jak to możliwe, że w czasach powszechnego monitoringu, kamer w telefonach komórkowych i cyfrowych śladów, jakie nieustannie zostawiamy w internecie, wciąż nie znamy przyczyn wielu katastrof, epidemii czy sprawców okrutnych zbrodni? Mimo coraz bardziej nowoczesnych technologii, jakimi dysponują służby, systemów, które skanują tablice rejestracyjne naszych samochodów i z dużą precyzją mierzą ich prędkość, wciąż wiele niepokojących zjawisk, zachowań i przestępstw wymyka się zbiorowej uwadze. Do takiego wniosku prowadzić mogą choćby przedłużające się poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co było przyczyną masowego śnięcia ryb w Odrze.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi