Jak już się całkiem nie da bronić czegoś argumentami merytorycznymi, pozostaje kneblowanie krytyków wyświechtanym, ale ciągle jeszcze działającym na najtwardszy prawicowy beton argumentem, że protestują tylko potomkowie ubeków. A ponieważ gniota autorstwa Wojciecha Roszkowskiego obronić się po prostu nie da nawet przed dużą częścią własnego elektoratu, to zrobiło się bardzo nerwowo.
Czytaj więcej
Demi Lovato: „Kiedy musiałam się zdecydować, czy skorzystać z toalety dla kobiet, czy dla mężczyzn, czułam, jakby nie było toalety dla mnie. Bo niekoniecznie czułam się kobietą, ale nie czułam się też mężczyzną – czułam się po prostu człowiekiem”.
Nie trzeba dodawać, że myśl Przemysława Czarnka natychmiast podchwyciły pompowane przez władzę media. „Staliniątka” – tak o krytykach podręcznika mówi publicysta „Gazety Polskiej”, a jego słowa z wyraźną aprobatą podaje dalej szef gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. I tak sobie tu żyjemy, w kraju, gdzie władza ma zawsze rację, ale jej rządzić w spokoju nie dają potomkowie ubeków. Jestem tak stara, że pamiętam czasy, kiedy jedyną reakcją władzy na problemy społeczeństwa było wskazanie wroga, którego można o wszystko obwinić. Nawet za plagę stonki można było oskarżyć zrzucających ją amerykańskich imperialistów. Zabawne, że władza deklaratywnie antykomunistyczna tak chętnie czerpie ze starych wzorców – i mam tu na myśli zarówno podręcznik w stylu najbardziej topornej propagitki, jak i reakcje władzy, której zawsze przeszkadzają jacyś „oni”.
I tak sobie tu żyjemy, w kraju, gdzie władza ma zawsze rację, ale jej rządzić w spokoju nie dają potomkowie ubeków. Jestem tak stara, że pamiętam czasy, kiedy jedyną reakcją władzy na problemy społeczeństwa było wskazanie wroga, którego można o wszystko obwinić.
Tym razem przez „onych” trzeba będzie poprawiać już wydrukowany, a nawet częściowo wykupiony podręcznik, choć nie bardzo wiadomo, jak to zrobić. Książka jest już bowiem w księgarniach i domach, wydawca podkreśla, że została dopuszczona przez ministerstwo i zapewne nie zamierza ponosić żadnych kosztów jej podmieniania na wersję poprawioną. Zwłaszcza że do poprawienia jest dużo więcej niż nieszczęsny fragment o in vitro. A po „oddopuszczeniu” aktualnej wersji podręcznika ci, którzy już go kupili, będą mieli prawo żądać zwrotu pieniędzy albo wymiany na wersję poprawioną. Bardzo jestem ciekawa, w jaki sposób Czarnek przeprowadzi całą operację wymiany podręczników tak, żeby nie straciło na niej zaprzyjaźnione wydawnictwo. Skup interwencyjny?