Falenica, Michalin, Józefów, Świder, Otwock, Śródborów: naszyjnik osiedli, rozrzuconych wzdłuż wydm i lasów prawego brzegu Wisły, powstał na przełomie wieków XIX i XX, niedługo po przeprowadzeniu tędy nitki kolei żelaznej wiodącej z Warszawy do Dęblina. Druga nitka, cieńsza, bo wąskotorowa, kończyła się w miasteczku Karczew za Otwockiem. Obie te trasy z nastaniem ciepłych miesięcy przemierzały dziesiątki tysięcy starozakonnych, którzy po suchotniczej zimie spędzonej w metropolii marzyli, by pooddychać „mahoniowym powietrzem” – jak nazywali zapach tutejszych sosen. Wielu z nich osiadło tu na stałe. I chociaż miejscowy styl drewnianej architektury, żartobliwie nazywany „świdermajerem”, nie pochodzi od Żydów (wymyślił go mieszkający tu rysownik Michał Elwiro Andriolli), to jednak zrósł się z Żydami do tego stopnia, że w potocznym rozumieniu warszawiaków nadal jest z nimi kojarzony – mimo że epoka żydowskiej „linii” skończyła się gwałtownie w 1942 r.
Dla ludzi, którzy przez dziesięć miesięcy w roku widzieli tylko ceglany mur sąsiedniej kamienicy, widok zielonego boru, rozciągającego się tuż obok stacyjki, na której wysiadali, mógł być szokiem. Dzieci z rozkoszą zanurzały dłonie w rozgrzanym letnim słońcem piasku. Dlatego też „matki i córki wypłakiwały oczy i błagały głowę rodziny, aby wynająć na lato daczę” – wspomina Szlomek Frydman, syn przewodniczącego falenickiego kahału. A do niedawna na całym świecie mogliśmy spotkać byłych ziomków, którzy zapytani, jak się czują w nowym miejscu, kiwali głowami, że owszem, jest ładnie, ale przecież to nie to samo co „Falenica, te lasy…”.
Czytaj więcej
Nasi konserwatyści, nie wierząc już w istnienie wyobraźni metafizycznej, wywieszają białą flagę i uciekają ku wygodnej przystani wewnętrznej emigracji. Jan Maciejewski, jak rasowy kontrrewolucjonista, przeciwnie, idzie dalej w głąb ciemności.
Doczesne życie narodu na wygnaniu
Spośród ciągu letnisk wyróżniały się dwa miasteczka, wyrosłe wokół centrów handlowych. Falenica oprócz 5 tys. Żydów skupiała też katolików, choć dwukrotnie mniej licznych; jednak latem liczba jej mieszkańców wzrastała nawet do 20 tys. W 20-tys. Otwocku Żydzi również stanowili większość.
Na falenickim bazarze – jak zaświadcza Chaim Szoszkes, publicysta popularnego warszawskiego dziennika „Hajnt” – „panował ruch jak na Times Square albo Piccadilly Circus w Londynie, niemniej o wiele bardziej nerwowy, mniej uporządkowany, z łopoczącymi kapotami, Żydówkami w perukach, niosącymi koszyki, z których kwaczą kaczki, gdaczą kury (...), z miednicami pełnymi lepkich odpadków, pokrytych muchami; koszykami bajgli, tuzin za piątaka, chłopakami w czarnych kaszkietach, ubranych w małe tałesy, których cyces ciągną się aż po złotym piasku”. Ulica Handlowa, 300-metrowej długości w centrum miasteczka, nie miała co prawda utwardzonej nawierzchni, za to w przylegających do niej sklepach można było znaleźć towary, które i dzisiaj wzbudziłyby zachwyt niejednego konesera Lidla czy Biedronki.