Michał Szułdrzyński: Wybory w Izraelu a sprawa polska

Przed zbliżającymi się wyborami w Izraelu – piątymi z rzędu przyspieszonymi, ponieważ poprzednie nie wyłoniły stabilnych większości – komentatorzy zadają pytanie, jaką rolę odegrają partie głęboko religijne.

Publikacja: 19.08.2022 17:00

Michał Szułdrzyński: Wybory w Izraelu a sprawa polska

Foto: Pixabay

Na początku państwa Izrael haredim, czyli ortodoksyjni Żydzi, stanowili kilka procent ludności. Ale ponieważ mieli dużo dzieci, dziś w wyborach dysponują w sumie nawet kilkunastoma procentami głosów. I choć główną osią podziału politycznego kiedyś było kwestia, jak ułożyć sobie relacje z Palestyńczykami, później zaś stosunek do Beniamina Netanjahu, który był premierem wiele kadencji i dopiero ubiegłoroczne wybory wyłoniły konstelację zdolną odsunąć go od władzy, to z punktu widzenia wielu zwykłych wyborców najważniejsza jest właśnie kwestia świeckości państwa.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Rząd uratuje kryptowaluty?

Społeczny kontrakt, na którym zbudowano to państwo, sprawił, ze społeczność ortodoksyjna nie tylko nie musiała płacić podatków czy służyć w armii, ale np. w szabat nie funkcjonowała publiczna komunikacja miejska. By rozwiązać problem transportu w sobotę, liberalni merowie wynajmowali prywatne firmy, które świadczyły takie usługi. Wiele emocji budziło też otwieranie kin czy restauracji w szabat – oczywiście działo się to poza dzielnicami, gdzie mieszkali haredim. Kwestię ślubów regulują wspólnoty religijne, ale nie wyklucza to w liberalnych wspólnotach związków tej samej płci, choć utrudnia życie tym, którzy nie należą do żadnej z synagog, kościołów albo nie podlegają władzy imama. Problem od lat nabrzmiewał.

Na początku państwa Izrael haredim, czyli ortodoksyjni Żydzi, stanowili kilka procent ludności. Ale ponieważ mieli dużo dzieci, dziś w wyborach dysponują w sumie nawet kilkunastoma procentami głosów.

Co ciekawe, państwo Izrael założyli na wskroś świeccy syjoniści i przez pierwsze lata to oni kierowali administracją. Dość powiedzieć, że Naftali Bennett (nadchodzące wybory są wynikiem upadku jego rządu tej wiosny) był pierwszym szefem rządu w 75-letniej historii, który nosił jarmułkę, a zarazem stał na czele gabinetu popieranego przez koalicję antyortodoksyjną, do której po raz pierwszy w historii weszła partia izraelskich Arabów.

Trudno powstrzymać się od porównań między polityką w Izraelu a w Polsce. I nie tylko dlatego, że wielu wpływowych twórców syjonizmu mieszkało na terenie dzisiejszej Polski, ale dlatego, że mistyczny związek polityki i religii również nad Wisła jest ogromny.

W poprzednim wydaniu „Plusa Minusa” zastanawialiśmy się, jak wpłyną na ten związek takie zjawiska społeczne jak sekularyzacja czy spadek zaufania do Kościoła jako instytucji nie tyle religijnej, ile ważnego aktora społecznego i politycznego. Większość komentatorów – i to nie tylko liberalnych – uważa, że ten kierunek sekularyzacyjny jest drogą w jedną stronę, z której nie ma powrotu. Ale rzut oka na Izrael pokazuje, że wcale tak być nie musi. Po pierwsze, haredim są mniejszością, a jednak potrafią w Izraelu narzucać pewne zachowania całemu społeczeństwu. A to dlatego, bo nawet liberałowie wiedzą, że to dzięki ortodoksji judaistycznej tożsamość żydowska przetrwała niemal 2000 lat bez własnego państwa. Czy związek między religią a polską tożsamością nie jest w pewien sposób analogiczny?

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Mosbacher, aborcja i nieuchronny postęp

Na dodatek coraz silniejszą rolę w polityce tożsamościowej odgrywają wojny kulturowe. Nawet jeśli instytucjonalny Kościół w Polsce będzie słabł, to może się okazać, że rosnąć będą wpływy właśnie kulturowej tożsamości, która będzie oparta na reakcji na zachodnią laicyzację, progresywizm oraz całą listę strachów, którymi rządzi się wojna kulturowa: lęk przed gender, neomarksizmem czy LGBT+. Wtedy więc może się okazać, że nawet jeśli tożsamościowi katolicy czy chrześcijanie będą kilkunastoprocentową mniejszością, ich wpływ na politykę będzie nie mniejszy niż na przełomie lat 80. i 90., gdy Kościół był w Polsce potęgą.

Na początku państwa Izrael haredim, czyli ortodoksyjni Żydzi, stanowili kilka procent ludności. Ale ponieważ mieli dużo dzieci, dziś w wyborach dysponują w sumie nawet kilkunastoma procentami głosów. I choć główną osią podziału politycznego kiedyś było kwestia, jak ułożyć sobie relacje z Palestyńczykami, później zaś stosunek do Beniamina Netanjahu, który był premierem wiele kadencji i dopiero ubiegłoroczne wybory wyłoniły konstelację zdolną odsunąć go od władzy, to z punktu widzenia wielu zwykłych wyborców najważniejsza jest właśnie kwestia świeckości państwa.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi