Bogusław Chrabota: Katastrofa, anihilacja czy holokaust. Nadciąga wielka zmiana

Zastanawia ten nasz dziwny spokój, który jest cywilizacyjnym rewersem wojny w Ukrainie.

Publikacja: 22.07.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Katastrofa, anihilacja czy holokaust. Nadciąga wielka zmiana

Foto: AFP

Z pozoru wojną żyjemy wszyscy; serwisy informacyjne aż uginają się od nadmiaru informacji. To setki newsów, komentarze, krótkie filmy, memy; płynąca z dwóch stron propaganda miesza się z faktami, pozorami, plotką, obserwacją. I tak jak jest tego wiele, może nawet zbyt wiele, to emocjonalna temperatura tej dziejącej się na przedmieściu Europy konfrontacji jest dziś bliska zeru. Tragiczna rzeka płynie tuż obok. Rozlewa się jak Amazonka. I specjalnie nas nie rusza. Żyjemy jak kiedyś, pracujemy, jeździmy na wakacje, kochamy się, rozwodzimy, rodzimy i umieramy. Wojna stała się stałym elementem krajobrazu. Coraz trudniej nawet wyobrazić sobie rzeczywistość bez niej.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Multietniczna Warszawa, całkiem nowa Polska

Obrazy, które pozostaną po naszej epoce, książki, filmy, malarstwo zapewne się bez niej – wojny – nie obędą. Przetrwa trochę jak morze na obrazach Turnera. Lub ułani u Kossaka. Element naturalny i zarazem emocjonalnie neutralny. Profanum ukryte pod skórką oczywistości, ale wciąż profanum. A jednak nie dla wszystkich. Pominę ofiary tej wojny i tych, którzy ją prowadzą. Dla nich jest po stokroć realna. Ale muszą być także i ci, dla których ta wojna to nic innego jak prefiguracja przyszłości, zapowiedź czegoś nowego; jakiejś zasadniczej zmiany, która przetoczy się przez dzieje. Nie wiemy, oni też nie wiedzą, choć mogą przeczuwać, czym będzie ta zmiana: katastrofą, nowym holokaustem, a może ostateczną anihilacją cywilizacji czy planety? Nie można tego wykluczyć, choć osobiście spodziewam się innej zmiany; jakiegoś salto mortale, którego doświadczy ludzkość. Ile w tym zniszczenia, ile przemian, ile moralności, ile technologii, nie wiem, ale wyczuwam, że nadchodzi szybkimi krokami (i przeraża) nowe, nieuniknione. Na razie niepojęte.

Przychodzą do głowy analogie z dawnych czasów, zapomnianych książek. Chwilowo na wakacjach, wciśnięty w kolorowy leżak czytam z wypiekami na twarzy „Wiedeńską apokalipsę” Ewy Kuryluk, tom esejów sprzed lat (1974), w poprawionym wydaniu datowanym na koniec zeszłego wieku. Dziwię się sam sobie, że przeoczyłem tę książkę, mimo że stała niecałe dwa metry od biurka, na półce, kiedy pisałem przed dwoma laty „Influenzę Magnę”. Te same klimaty, charaktery, ta sama epoka i bohaterowie. „Wiedeń około roku 1900” – pisze Kuryluk i odmalowuje nastroje wzlotu i końca secesji. Na stronach książki udane portrety „moich” bohaterów: Klimta, Schielego i Trakla. I kilku więcej, Hofmannsthala i Shnitzlera, dla których miejsca w mojej powieści zabrakło.

Tragiczna rzeka płynie tuż obok. Rozlewa się jak Amazonka. I specjalnie nas nie rusza. Żyjemy jak kiedyś, pracujemy, jeździmy na wakacje, kochamy się, rozwodzimy, rodzimy i umieramy. Wojna stała się stałym elementem krajobrazu. Coraz trudniej nawet wyobrazić sobie rzeczywistość bez niej.

Uderza mnie analogia tamtych czasów końca „belle epoque” i tej martwej, cywilizacyjnej ciszy, której doświadczamy dziś. Rówieśnicy Klimta i Schielego byli wtedy – jak my dziś – dziedzicami europejskiego pax uniwersum. Kongres wiedeński poukładał politykę i sfery wpływów na lata. Co prawda dochodziło do lokalnych konfliktów, jak wojna krymska, prusko-austriacka czy starcia Prus z Francją Napoleona III, niemniej nie były to konfrontacje na miarę wojny trzydziestoletniej, kampanii napoleońskich czy tego, co miało przyjść później. Mówiąc krótko, niewiele się działo. Kapitalizm w rozkwicie, sztuka w fazie ciągłych poszukiwań. Dominowało, jak pisze Ewa Kuryluk, „poczucie czczości i zapędzenia w kozi róg. Tymczasem, choć nic się nie dzieje, czas mija. Nieuchronnie zbliża się śmierć. Nie uczestnicząc w życiu, człowiek z przerażeniem uświadamia sobie pewnego dnia, że przeminęło”. A może lepiej byłoby powiedzieć, że przemija? I wtedy „obok kultu wspomnień, śmierć i strach przed nią stają się często jedynymi wartościami”.

Próbuję sobie wyobrazić tych wszystkich zawieszonych w metafizycznej (albo lepiej – historiozoficznej) próżni filozofów, poetów, malarzy, lekarzy i wojskowych (wielu łączyło te role). Mieli poczucie lewitacji. Unoszenia się ponad rzeczywistością w cieniu mijającego czasu. Wymyślili jak Schiele czy Trakl śmierć, bo tylko ona była realna. By uniknąć autodestrukcji, narkotyków czy szaleństwa, musieli się do niej odwołać, zanurzyć w jej odmętach. A kiedy przyszła prawdziwa burza, poprzedzona salwami w Sarajewie, poszli skuszeni gromami w sam jej środek.

To ciekawe, że katastrofizm u progu wielkiej wojny był postawą indywidualną i elitarną. Tych, którzy wyczuwali zmianę, było niewielu. Ilu jest nas teraz, u progu wielkiej zmiany, bo co do tego, że się wydarzy, trudno mieć złudzenia?

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: To nie będą fajne wakacje

Kontempluję więc chwilowo ciszę, która jest rewersem wojny w Ukrainie. Choć nie do końca. Przed kilku dniami na czarnomorską plażę nieopodal miejsca, gdzie przebywam, morze wyrzuciło na brzeg martwego delfina. Miał nadpaloną płetwę i rany po odłamkach. Bez wątpienia ofiara strasznej wojny Putina. Opatrzność nie daje o sobie zapominać.

Z pozoru wojną żyjemy wszyscy; serwisy informacyjne aż uginają się od nadmiaru informacji. To setki newsów, komentarze, krótkie filmy, memy; płynąca z dwóch stron propaganda miesza się z faktami, pozorami, plotką, obserwacją. I tak jak jest tego wiele, może nawet zbyt wiele, to emocjonalna temperatura tej dziejącej się na przedmieściu Europy konfrontacji jest dziś bliska zeru. Tragiczna rzeka płynie tuż obok. Rozlewa się jak Amazonka. I specjalnie nas nie rusza. Żyjemy jak kiedyś, pracujemy, jeździmy na wakacje, kochamy się, rozwodzimy, rodzimy i umieramy. Wojna stała się stałym elementem krajobrazu. Coraz trudniej nawet wyobrazić sobie rzeczywistość bez niej.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi