Przemiany w wielkich miastach wyprzedzają analogiczne procesy poza ich granicami. Postęp społeczeństw, całych cywilizacji wychodzi z wielkich miast. Podobnie zresztą jak ich upadek. Mamy na to w historii liczne dowody. Spalenie wielkich miast środkowej Azji, jak baktryjski Balch przez hordy Czyngis-chana, powodowało, że całe krainy obracały się w pustynie. Gospodarczy upadek przeludnionego Angkoru zakończył chwałę cywilizacji khmerskiej. Podobnie było u Majów; upadające miasta spowodowały migrację narodu wielkich budowniczych piramid do dżungli i powrót do życia w stanie niemal pierwotnym.
Także i nasza cywilizacja rozwija się wokół i poprzez wielkie miasta. To one są nośnikiem przyszłości; uważna obserwacja procesów, które w nich zachodzą, daje wiedzę o tym, co nas czeka już za chwilę w szerszej skali w sferze obyczajowej, technicznej czy etnicznej.
Czy wszyscy to rozumiemy? Pewnie nie i dlatego wielu polityków obraża się na wielkie miasta, uznaje je za forpocztę złych obyczajów, zamiast przyjąć, że ich inność to po prostu laboratorium przyszłości. Czy wychwytujemy zmiany, jakie dokonują się w polskich miastach? Nauka próbuje sobie z tym radzić, ale bardziej skuteczni są pisarze i dziennikarze, a jeszcze bardziej ludzie internetu – im łatwiej udaje się chwycić momentum, odzwierciedlić fotografię zmiany w tekstach i obrazkach, nawet tak ulotnych jak w Instagramie.
Co wiemy o miastach takich jak Kraków czy Warszawa? Już na pierwszy rzut oka widać, że prawdziwe życie przeniosło się z dusznych biur do sfery publicznej. W lecie to pełne młodych ludzi ulice, parki i nabrzeża rzek, kluby i kawiarnie. Nawet przestrzeń uniwersyteckiej biblioteki musi mieć, jak BUW, charakter otwarty. Musi być wielofunkcyjna, oferować miejsca na odpoczynek i posiłek, gorącą kawę i smaczne przekąski. Zatłoczone centra miasta muszą też oferować uproszczoną wersję mobilności. Tramwaje, metro, ścieżki rowerowe, elektryczne hulajnogi – wszystko to wypiera motoryzację na dalszy krąg. W centrum miast samochody stają się wyłącznie utrudnieniem i przeszkodą. Coś, od czego nie można już uciec, to powszechny dostęp do internetu, a paradoksem jest, że sieć dla dzisiejszych populacji jest ważniejsza nawet od czystego powietrza. Choć o to ostatnie, wskutek odciążenia centrów miast od komunikacji i stopniowego wyludniania na rzecz ekspansji nowoczesnej infrastruktury biurowej, też jest jakoś łatwiej. Zamiast więc starych kamienic – nowoczesne biurowce, muzea, bary i restauracje, sklepy z towarem z wyższej półki i apartamentowce dla najzamożniejszych. To właśnie kierunek, w którym podąża większość centrów wielkich europejskich miast, także Warszawa.