Jego życie przez lata wyglądało jak współczesna bajka. Ręki księżniczki i połowy królestwa wprawdzie nie dostał, ale gdy w listopadzie 2017 roku odbierał w Buckingham Palace z rąk królowej Elżbiety II odznakę Kawalera Orderu Imperium Brytyjskiego za zasługi dla sportu, był już niekwestionowanym władcą brytyjskich biegów długich. Sir Mo – jak pisano powszechnie – jak mało kto zasłużył na ten zaszczyt.
Dla nowej ojczyzny zdobył cztery złote medale olimpijskie i osiem krążków w mistrzostwach świata, sześć w najcenniejszym kolorze. Mógł śmiało mówić, że dla pochodzącego z Somalii ośmioletniego chłopaka, który przybył na Wyspy Brytyjskie, nie znając słowa po angielsku, mając za cały majątek nieokreślone marzenia o byciu kimś ważnym, na przykład mechanikiem samochodowym lub lewoskrzydłowym Arsenalu, to niesamowita sprawa. No i ta troska królowej, która zapytała w czasie uroczystości, czy nie biega już trochę za długo i może czas na sportową emeryturę.
To wtedy nagle ogłosił, że będzie używał pełnego imienia i nazwiska: Mohamed Farah. Uzasadniał tę aktualizację wizerunku niezbyt jasno. – Po prostu czuję, że Mo jest skończony. To dobry moment, bo kończę ze startami na bieżni, przenoszę się na ulicę, do maratonów – mówił.
Dla większości Brytyjczyków pozostał jednak Mo, właściwie sir Mo, więc kiedy w lipcu 2022 roku w filmie dokumentalnym BBC „The Real Mo Farah” zobaczyli, jak staje przed kamerą i głośno mówi, że nie wiedzą, kim jest naprawdę, zrozumieli, że historia 39-letniego biegacza kryje znacznie więcej, niż kiedyś sądzono.
Pierwsze słowa bohatera filmu brzmiały dokładnie: – Prawda jest taka, że nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. I wyjaśnił, że on, oficjalnie Mohamed Muktar Jama „Mo” Farah, pierwotnie nazywał się Hussein Abdi Kahin. Wbrew wcześniejszym opowieściom nie przyjechał do Londynu, aby zamieszkać z ojcem. W filmie potwierdza, że jego rodzina nigdy nie mieszkała w Wielkiej Brytanii. Ojciec zginął w wojnie domowej w Somalii, gdy chłopak miał cztery lata.