Pod koniec kwietnia 1956 roku żadne znaki na niebie i ziemi, a zwłaszcza na szosie, nie zapowiadały tego, co wydarzyło się kilka tygodni później. W kraju wszystko szło normalnym torem. Siewy, mimo chłodów, postępowały naprzód. Premier Józef Cyrankiewicz zapowiadał obnażanie braków i błędów. Dwaj marynarze zachodnioniemieccy poprosili o azyl w Polsce, gdyż nie chcieli służyć w odradzającym się Wehrmachcie.
Rower cenniejszy od auta
Z lektury gazet wynika niezbicie, że kolarz Stanisław Królak nie wykazywał jeszcze żadnych oznak boskości. Kolarstwo mieliśmy wtedy co najwyżej średnie, a prawdę powiedziawszy – nie wiadomo jakie. W okresie stalinizmu cały polski sport odciął się od Zachodu i międzynarodowe kontakty należały do rzadkości. Jedyna wyprawa kolarzy na mistrzostwa świata zakończyła się klęską. W 1953 roku w Lugano żaden z Polaków, w tym Królak, nie ukończył wyścigu. „Przegląd Sportowy" oskarżał cyklistów o brak ambicji. „W kolarstwie szosowym trzeba umieć cierpieć na rowerze" – perorował anonimowy dziennikarz (tekst był niepodpisany).
Od tamtej pory minęły trzy lata i wciąż nie było pewności, czy nasi cykliści opanowali już sztukę cierpienia. Kadra pod kierunkiem Władysława Wandora przygotowywała się na Dolnym Śląsku do dziewiątego Wyścigu Pokoju, który miał się rozpocząć 2 maja w Warszawie. Mieszkańcy miast i wsi szykowali się tymczasem na wielkie emocje. „Trybuna Ludu" informowała: „W promieniu 20–30 kilometrów od trasy pracują już gromadzkie komisje. Ich zadaniem jest m.in. przygotowanie estetycznych dekoracji, zorganizowanie zespołów wycieczkowych do trasy wyścigu, zabezpieczenie porządku itp.".
Nie wszędzie jednak działania przebiegały jak należy. „Trybuna" piętnowała: „Opieszałością wyróżnia się województwo warszawskie. Zawodzą tu komitety partyjne, ZMP-owskie, a także ZSL i gminne spółdzielnie".
Tydzień przed startem trener Wandor ogłosił skład reprezentacji Polski. Było trochę dyskusji. – Dlaczego nie Jarząbek? – pytali dziennikarze. Chodziło o kolarza, który wyróżniał się podczas wyścigów kontrolnych. – Jarząbek jest zawodnikiem, który nie opanował jeszcze w dostatecznej mierze umiejętności taktycznych – wyjaśniał spokojnie Wandor.