Prezydent Andrzej Duda w swoim wystąpieniu trzeciomajowym już tradycyjnie komplementował zarówno blok rządowy, jak i opozycję za jedność w obliczu wojny w Ukrainie. W telewizji Polsat odpowiedział mu kurtuazyjnie wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak. Gdyby ktoś czerpał wiedzę o polskim życiu politycznym z tych dwóch kawałków, byłby zbudowany.
Skąd się wziął Gazoport
Ale przecież jest inaczej. Dobrym przykładem była sejmowa debata po tym, jak rząd podał informację o wyłączeniu Polsce przez Gazprom dostaw gazu płynącego przez rurociąg jamalski. Opozycja atakowała rządzących bez pardonu: za brak transformacji energetycznej naszej gospodarki i za brak solidarności z innymi państwami.
Dekarbonizacja to wielka rewolucja niosąca ze sobą najróżniejsze skutki społeczne i ekonomiczne, ale zdaje się być czymś nieuchronnym. Przed wojną większość elit europejskich się na nią zgodziła, aczkolwiek teraz nastąpiło zawahanie. Można by odpowiedzieć na zarzuty opozycji, że PiS owszem ma w stosunku do innych krajów europejskich duże zaległości w tym procesie, tyle że do roku 2015 miały je również rządy PO–PSL. Tu powinno nastąpić swoiste uznanie wspólnych grzechów, a mamy rytualne przerzucanie się winami.
W tej debacie, jak również w bijatykach polityków i komentatorów na Twitterze, pojawiły się inne historyczne wypominki. PiS uznał Gazoport w Świnoujściu, czyli terminal umożliwiający przyjmowanie skroplonego gazu z innych kierunków niż rosyjski, za swoje dzieło. Wszak to jego rząd podjął w roku 2006 decyzję o budowie i to on w 2016 roku nazywał go imieniem Lecha Kaczyńskiego.
Rozliczni politycy PO, łącznie z wyjątkowo ostatnio wojowniczym Donaldem Tuskiem, zaczęli jednak zaprzeczać. „Gdyby nie Platforma, Gazoportu by nie było" – powracało jak refren. Wprawdzie dyskusję skomplikował tracący w permanentnych twitterowych pyskówkach resztki powagi tak potrzebnej prawnikowi Roman Giertych. To on jako lider Ligi Polskich Rodzin i jego minister gospodarki morskiej, zapomniany Rafał Wiechecki, mieli wymyślić ten terminal, a nie bracia Kaczyńscy. Niemniej jednak oznacza to, że jest on dziełem tamtego, koalicyjnego przecież rządu PiS–LPR–Samoobrona. Rzecz cała wymagała przecież uchwały Rady Ministrów, w której partia Kaczyńskich dominowała.