Czy będziemy się wstydzić mistrzostw świata w Katarze?

Korupcja, dyskryminacja kobiet i osób LGBT, umierający przy budowie stadionów niewolnicy XXI wieku. Nadchodzi „najpiękniejszy i najlepszy mundial w historii". Dostaniemy go w tym roku w prezencie pod choinkę, ale po święcie może przyjść kac.

Publikacja: 08.04.2022 17:00

Czy będziemy się wstydzić mistrzostw świata w Katarze?

Foto: PAP/EPA

Dziś na te sceny sprzed czterech lat patrzymy z obrzydzeniem. Widok, jak Władimir Putin otwiera piłkarskie mistrzostwa świata, wita kibiców w „otwartej, gościnnej i przyjacielskiej Rosji", w zderzeniu z fotografiami z Buczy, Mariupola czy Irpienia budzi oburzenie. Zdjęcia z meczu otwarcia, gdy w loży honorowej bawi się u boku prezydenta FIFA Gianniego Infantino i księcia koronnego Arabii Saudyjskiej Muhammada ibn Salmana, są porażające. A przecież telewizje całego świata transmitowały te umizgi, Rosja już od ponad czterech lat okupowała Donbas i było to po aneksji Krymu. 7 tysięcy osób zdążyło zginąć, ponad 6 tysięcy odniosło rany, półtora miliona Ukraińców musiało opuścić swoje domy. Tymczasem Putin szeroko otwierał ramiona przed 3 milionami kibiców, którzy przyjechali do Rosji i wydali w niej ponad dwa miliony dolarów. Świat klaskał, a dziś ma kaca i ze wstydem wspomina wydarzenia sprzed czterech lat. Najchętniej zapomniałby, że coś takiego miało miejsce, ale zostały zdjęcia i filmy. Pytanie, czy za cztery lata równie wstydliwe nie będzie wspomnienie mistrzostw świata w Katarze?

Czytaj więcej

Piotr Łukasiewicz: Talibowie. Przekleństwo czy nadzieja Afganistanu

Książęce łapówki

Odbędą się one na przełomie listopada i grudnia, nie tylko wywracając do góry nogami blisko stuletnią tradycję, ale też dezorganizując sezony ligowe i prawdopodobnie czyniąc spustoszenie w organizmach zawodników. Katarskie pieniądze okazały się dla FIFA jednak na tyle kuszące, że światowa federacja przesunęła zdawałoby się święty termin rozgrywania mundialu, byle tylko mógł się odbyć w Zatoce Perskiej.

Kontrowersje dotyczą niemal wszystkiego, co z tym mundialem związane. Zaczęły się w momencie wyboru tego najmniejszego w historii gospodarza tego turnieju. W FIFA od dawna panowała kultura korupcji. W zasadzie żadna decyzja w ostatnich latach rządów Seppa Blattera i jego przybocznych nie była czysta. Wielkie turnieje dostawali ci, którzy znali zasady gry i umieli się w tym systemie poruszać. Stacje telewizyjne, które wygrywały przetargi, z reguły pod stołem przekazywały decydentom wypchane po brzegi koperty. FIFA była do tego stopnia przeżarta korupcją, że gdy Anglicy starali się o organizację mistrzostw świata, sam książę William z ówczesnym premierem Davidem Cameronem obiecywali działaczom piłkarskim korzyści majątkowe. Członek brytyjskiej monarchii był gotów się zniżyć do wręczania łapówek piłkarskim działaczom, gdyż tego wymagał od niego system.

Wielkie sprzątanie w FIFA rozpoczęło się, gdy do gry weszły FBI i amerykańskie służby, które nakłoniły do współpracy Chucka Blazera, wieloletniego sekretarza generalnego Konfederacji Ameryki Północnej i Karaibów (CONCACAF), który z łapownictwa uczynił wręcz sztukę. Blazer przez ponad dekadę nie płacił żadnych podatków, a że w Stanach Zjednoczonych to przestępstwo wyjątkowo surowo ścigane, to jedyną szansą zmarłego w 2017 roku olbrzyma o wyglądzie Świętego Mikołaja była współpraca i zdemaskowanie układów w FIFA. Osobą, którą musiał wsypać, był jego wieloletni przyjaciel, szef CONCACAF, człowiek najdłużej zasiadający w Komitecie Wykonawczym FIFA, Jack Warner.

Został on oskarżony o przyjęcie ponad 2 milionów dolarów łapówki od Katarczyków. Pieniądze miały zostać przelane w kilku transzach – na konto jego synów i jednego z jego pracowników. Transfery wykonała firma, która zajmowała się PR-em katarskiej kandydatury. Sprawa ujrzała światło dzienne w 2014 roku, Warner był już wówczas na aucie po tym, jak udowodniono mu przyjmowanie korzyści majątkowych w innej sprawie. Jego sprawa jest jednym z elementów wciąż jeszcze trwającego śledztwa amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Trynidadczyk został aresztowany, ale wyszedł na wolność za kaucją. Zakończono już jednak wątki śledztwa z udziałem jego synów – Darryla i Daryana. Obaj zostali uznani za winnych.

Warner nie jest jedynym oskarżanym o przyjęcie łapówek od Kataru. Jeszcze w 2011 roku była członkini zespołu odpowiedzialnego za katarską kandydaturę Phaedra al-Majid publicznie stwierdziła, że trzech wysoko postawionych członków Komitetu Wykonawczego dostało łapówki w wysokości 1,5 miliona dolarów każdy. Najpoważniejszą z postaci wskazanych przez sygnalistkę był ówczesny szef afrykańskiej konfederacji Issa Hayatou. Kobieta szybko straciła w oczach amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości wiarygodność, bo najpierw wycofała się z tych oskarżeń, a następnie wycofała się z wycofania. Zarzekała się, że bała się o zdrowie swoje i swoich bliskich. Dziś mieszka w USA, ale jej wątek nie został włączony do śledztwa.

Oskarżeń było znacznie więcej, angielskie gazety publikowały e-maile sugerujące, że także inni wysoko postawieni funkcjonariusze FIFA otrzymywali podejrzane przelewy. Pisano, że kontrolowana przez rząd katarski telewizja BeiN Sports zapłaciła FIFA ponad 100 milionów dolarów za prawo do pokazywania mundialu trzy miesiące przed decydującym głosowaniem. Dziś dochodzenia w sprawie korupcji w FIFA prowadzą nie tylko Amerykanie, ale także inne prokuratury krajowe, wiele wątków jest wciąż otwartych.

Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy Katar korumpował urzędników FIFA, ale biorąc pod uwagę zwyczaje panujące wówczas w światowej organizacji piłkarskiej i jakim priorytetem dla kraju znad Zatoki Perskiej było zapewnienie sobie organizacji tej największej po letnich igrzyskach olimpijskich imprezy sportowej, możemy dość bezpiecznie zakładać, że nie wszystko odbyło się w sposób zgodny z wartościami świata zachodniego.

Pranie czy budowanie?

Po tym, jak mistrzostwa wylądowały w Ad Dausze, Katarczycy zdążyli kupić piłkarski klub Paris Saint-Germain (nie brak takich, którzy twierdzą, że i to była część dealu mundialowego) i zaczęli kolekcjonować kolejne imprezy sportowe: w 2015 roku odbyły się tam mistrzostwa świata w piłce ręcznej, w 2016 r. – w kolarstwie szosowym (przesunięte na późną jesień), za rok Ad Dauha będzie miejscem rozgrywania pływackich mistrzostw świata, a przez następnych dziewięć lat w kalendarzu Formuły 1 będzie Grand Prix Kataru.

Dlaczego szejkowie tak mocno postawili na sport? Świat zachodni mówi o sportwashingu, czyli wybielaniu wizerunku za pomocą sportu. Termin ten zatwierdziła niedawno Amnesty International, a jako najbardziej jaskrawy przykład tej praktyki przytaczane są działania Rosji. Organizacja zimowych igrzysk w Soczi, wspominany już mundial, a także umowa sponsorska państwowego Gazpromu z UEFA, dzięki której logo dostawcy gazu aż do agresji na Ukrainę było eksponowane przy okazji Ligi Mistrzów i mistrzostw Europy.

Eksperci od świata islamu i regionu Zatoki Perskiej niechętnie zgadzają się na mówienie o sportwashingu przy okazji inwestycji Kataru w sport. Argumentują, że co to za pranie wizerunku, skoro wcześniej o Katarczykach nie rozmawiał nikt, a po tym, jak dostali mundial i zainwestowali w PSG, znaleźli się na świeczniku i pod pręgierzem zachodniej opinii publicznej.

Dopóki Katar nie został gospodarzem najważniejszego piłkarskiego turnieju, to, że cudzołóstwo może być wedle tamtejszego prawa ukarane chłostą (sto batów), zajmowało wąską grupę specjalistów. Homoseksualizm jest karany więzieniem nie tylko w Katarze, ale też w Gujanie, Nigerii czy Malezji, ale o tym nie przeczyta się na stronach sportowych mediów szeroko pojętego świata zachodniego. Dlatego eksperci wolą, gdy w kontekście katarskich sportowych inwestycji używa się takich terminów jak „soft power" (miękka władza), a przede wszystkim „nation building" (budowanie narodu).

Czytaj więcej

Superlipa. Najkrótszy pucz w dziejach futbolu

Cypel na gazie

Niepodległość Katar uzyskał w 1971 roku. Z początku jego przedstawiciele – a także Bahrajnu – negocjowali warunki wyjścia Brytyjczyków pod flagą Omanu Traktatowego. Ostatecznie jednak w skład kraju, który dziś jest znany jako Zjednoczone Emiraty Arabskie, weszło siedem szejkanatów, a Katar i Bahrajn stworzyły własne państwa. Rok po uzyskaniu niepodległości okazało się, że pod cyplem ukryte są jedne z największych złóż gazu ziemnego. Już wcześniej Katar miał ropę i z początku odkrycie potraktowano raczej w kategoriach porażki. W sąsiednich państwach Zatoki Perskiej czarne złoto tryskało z ziemi, gdzie nie rozpoczynano odwiertów, a tu tylko gaz...

W połowie lat 90. emir postanowił jednak odważnie postawić na ten surowiec. Zainwestowano olbrzymie pieniądze w gazociągi, porty, infrastrukturę do skraplania surowca i w 1997 roku rozpoczęto eksport. Dekadę później Katar został największym eksporterem LPG na świecie, a pieniądze z gazu to 60 procent produktu krajowego brutto. Katar ma największe złoża – po Rosji i Iranie.

Młode i maleńkie państwo – na początku lat 90. mieszkało tam niespełna 600 tysięcy ludzi, dziś ta liczba zbliża się do trzech milionów – stało się więc bogate i wypracowało znany doskonale do dziś modus operandi, obowiązujący zresztą w większości krajów Zatoki Perskiej. Lokalna arystokracja – czy to z powodu przynależności do rozległej rodziny królewskiej, czy też z powodów finansowych – pracą zarobkową nie musi się przejmować, wszystkie zadania wykonują sprowadzani z zewnątrz pracownicy, którzy stanowią 80 procent populacji. Świetnie wykształcona i doskonale opłacana kadra zarządzająca i robotnicy głównie z krajów Azji Środkowej, ale i z Afryki, pracują w pocie czoła na cześć i chwałę Kataru.

Niewolnictwo XXI wieku

I to twarz robotnika z Filipin, Nepalu czy Pakistanu stała się twarzą tego mundialu. To oni zostali zatrudnieni na niewolniczych kontraktach, by wznieść Katarowi igrzyska, a w rezultacie zbudować naród. Gdy emirat dostał prawo organizacji turnieju, media zachodnie zaczęły donosić o warunkach, w jakich realizuje się ta zdawałoby się niemożliwa misja. W upale przekraczającym często 50 stopni robotnicy stawiali stadiony, budowali drogi, wznosili hotele ze szkła i stali. Po godzinach pracy zwożeni byli często nieklimatyzowanymi autokarami do nieklimatyzowanych osiedli: baraków postawionych w środku pustyni. Kłopoty z prądem, wodą, przemoc i kradzieże były na porządku dziennym.

Brytyjskie media – przede wszystkim „Guardian", na łamach którego dziennikarze pisali wielokrotnie wstrząsające reportaże z katarskich obozów dla robotników – donosiły, że pośrednicy sprowadzający pracowników do Kataru wskrzesili w XXI wieku niewolnictwo. Gdy pracownik docierał na miejsce, dowiadywał się, że musi zwrócić agencji za podróż, dach nad głową, transporty na budowę, a regulamin pobytu był tak skonstruowany, że za wszystko groziły kolejne kary finansowe. W ten sposób Filipińczyk, Nepalczyk czy Kenijczyk, na wyjazd którego nierzadko składała się cała rodzina, zostawał z niczym. Wszystkie pieniądze, które w teorii zarobił, szły na spłatę wciąż rosnącego długu wobec pośrednika czy pracodawcy.

Olbrzymie kontrowersje budził system kafala – miejscowe prawo, wedle którego każdy pracownik był zobowiązany oddać swojemu „opiekunowi" – pracodawcy lub pośrednikowi – wszystkie dokumenty, łącznie z paszportem. Tym samym robotnicy byli pozbawieni możliwości, by wrócić do domu. Zgoda „opiekuna" potrzebna była jednak również do bardziej prozaicznych czynności – takich jak chociażby zmiana pracy.

Po masowej krytyce latem 2020 roku rząd postanowił, że odejdzie od systemu kafala. Amnesty International i inne organizacje zajmujące się prawami człowieka twierdzą jednak, że zmiana zaszła tylko na papierze i rzeczywistość wciąż wygląda ponuro.

Shahid Miah porażony prądem

Guardian" twierdzi, że w ciągu dekady przygotowań do mundialu zginęło ponad 6500 robotników z Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu i Sri Lanki. Dziennikarze swoje wyliczenia opierają na danych z ambasad wymienionych krajów w Katarze. Statystycznie wychodzi 12 zgonów tygodniowo. W rzeczywistości ta liczba może być znacznie większa, gdyż jak zaznaczają autorzy raportu, nie udało się ustalić danych z innych krajów masowo dostarczających najtańszą siłę roboczą do budowy tych igrzysk, przede wszystkim z Filipin oraz Kenii. Nick McGeehan, szef organizacji zajmującej się prawem pracy – FairSquare Projects, twierdził w rozmowie z „Guardianem": – Znacząca część robotników emigrantów, którzy zmarli tu od 2011 roku, znalazła się w Katarze wyłącznie dlatego, że kraj ten uzyskał prawo organizacji mistrzostw świata.

Komitet organizacyjny oczywiście się z takim postawieniem sprawy nie zgadza i tradycyjnie oskarża Brytyjczyków o islamofobię, a także o chęć zemsty za to, że kandydatura brytyjska była jedną z tych, które Katar zostawił w pokonanym polu. Rząd twierdzi, że podczas budowania stadionów – czyli rzeczywiście infrastruktury mundialowej – doszło do 37 śmiertelnych wypadków, ale aż 34 z nich klasyfikuje jako „niezwiązane z pracą". Działacze organizacji monitorujących twierdzą, że to wytrych do opisania udarów oraz wszelkich zgonów związanych z temperaturą. Tak czy inaczej różnica jest kolosalna i drastyczna. Profesor Simon Chadwick, politolog zajmujący się sportem i polityką głównie w Chinach i na Bliskim Wschodzie, stwierdził niedawno w rozmowie z portalem Sport.pl., że prawdziwe liczby nie są znane, bo w Katarze po prostu nie ma systemu, który zbiera takie dane. Nie ma takich przepisów BHP jak chociażby w Polsce czy zachodniej Europie.

Tak czy inaczej nie wróci to życia opisywanemu przez „Guardiana" Ghal Singhowi Raiowi z Nepalu, który zapłacił równowartość 1000 funtów agencji pośrednictwa pracy (to dwie średnie pensje w Nepalu), by dostać pracę sprzątacza w obozie dla robotników budujących Education City Stadium, jedną z aren mistrzostw. Po tygodniu od przyjazdu popełnił samobójstwo. Mohammad Shahid Miah z Bangladeszu zginał porażony prądem po tym, jak w miejscu jego zakwaterowania woda weszła w kontakt z nieosłoniętymi kablami. Lekarze orzekli, że 43-letni Madhu Bollapally z Indii zmarł z przyczyn naturalnych. Jego ciało znaleziono na podłodze sypialni. 80 procent zgonów robotników z Indii zostało sklasyfikowanych jako zaistniałych „z przyczyn naturalnych". Cena budowania narodu przez Katarczyków okazała się dla wielu ostateczna.

Katarski Infantino

Dziś wiemy, że od października 2021 roku stałym rezydentem Ad Dauhy jest Gianni Infantino. Jak wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez szwajcarski tabloid „Blick", szef FIFA wynajmuje dom w centrum stolicy, jego dzieci chodzą tam do ekskluzywnej szkoły i to z tamtejszego lotniska ruszał w większość służbowych podróży.

Szwajcar sprawy nie komentuje, natomiast odpowiednie komórki FIFA wydały oświadczenie, iż Infantino, będąc na miejscu, lepiej może nadzorować proces przygotowania gospodarzy do mistrzostw. Do tego dochodzi fakt, że żona prezydenta jest Libanką, więc w kraju arabskim czuje się jak u siebie. Infantino zresztą płynnie mówi po arabsku i nie potrzebuje tłumaczy do rozmów z szejkami. Opinia publiczna wciąż jednak nie wie, czy szef FIFA wydaje swoje pieniądze na życie w Katarze, czy też jest honorowym gościem rodziny królewskiej albo komitetu organizacyjnego.

Pytania takie są szczególnie zasadne w obliczu zwyczajów Infantino. Siedem miesięcy po tym, jak został szefem FIFA, wewnętrzna Komisja Etyki rozpoczęła przeciwko niemu śledztwo. Nowy prezydent został przesłuchany, musiał tłumaczyć się z tego, że wydał ze służbowej karty równowartość blisko 49 tysięcy złotych na materace do domu, a także z zakupu wartego prawie 38 tysięcy zł stepera do ćwiczeń. To FIFA zapłaciła równowartość 6 tys. zł za smoking, 3,7 tys. zł za kwiaty i ponad 700 zł za pralnię. Kierowca zatrudniony w FIFA woził rodzinę, a także przyjaciół Infantino w czasie, gdy Szwajcar był w zagranicznych delegacjach. Badano także kwestię kilku lotów. I chociaż dokumenty wyciekły do mediów, to Komisja Etyki po wnikliwym przebadaniu sprawy uznała, że szef nie dopuścił się niczego karygodnego, i sprawę zakończyła.

Czytaj więcej

Cezary Kucharski: Dziwię się, że Robert zdecydował się na to wariactwo

Zachodnia hipokryzja

Nie brak głosów – chociaż są one jednak w Europie zdecydowanie mniej słyszalne – że potępianie w czambuł Kataru to zachodnia hipokryzja. Oskarżanie katarskiej rodziny królewskiej o łamanie praw człowieka, podczas gdy kolejny mundial odbędzie się w USA, gdzie w samym Teksasie wykonano od 2015 roku aż 55 wyroków śmierci, może takie oskarżenia prowokować. Amnesty International twierdzi, że w Stanach Zjednoczonych panuje systemowy rasizm, prawa pracowników są zdecydowanie słabiej chronione niż w innych krajach zachodnich, a policja charakteryzuje się brutalnością. Portfolio Meksyku, drugiego z trzech organizatorów mistrzostw 2026 r. (trzecia jest Kanada), jest wyjątkowo bogate. Amnesty International zwraca uwagę, że meksykański rząd w ramach wojny z kartelami narkotykowymi dopuszcza się zabójstw pozasądowych, ścigani ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, a więźniowie są torturowani. Meksyk od lat zmaga się też z niespotykaną gdzie indziej przemocą wobec kobiet. Statystycznie każdego dnia mordowanych jest dziesięć kobiet. Szacuje się, że 66 procent Meksykanek powyżej 15. roku życia doświadczyło jakiejś formy przemocy. Nie słychać jednak głosów domagających się przeniesienia mundialu 2026.

Eksperci wskazują, że dzięki mistrzostwom świata Katar się zmienia, i to w przyspieszonym tempie. O przynajmniej teoretycznym zniesieniu systemu kafala była już mowa. Zresztą na fali katarskich reform wiatr zmian powiał mocniej w całym regionie. Najbardziej konserwatywne z państw regionu – Arabia Saudyjska – w marcu 2021 roku zniosło kafalę także u siebie. Mało kto zresztą zadał sobie trud, by próbować to prawo zrozumieć. Profesor Chadwick tłumaczy, że kafala to stary beduiński zwyczaj, który polegał na tym, że pracodawca brał swoich pracowników w opiekę. Zapewniał im dach nad głową, wyżywienie, troszczył się o ich wszelkie potrzeby. Zwyczaj ten uległ jednak niestety wypaczeniu.

Katarczycy mają nadzieję, że futbol posłuży jako most między nimi a resztą świata – Zachodem przede wszystkim. Szef komitetu organizacyjnego Hassan al-Thawadi twierdzi, że to doskonała okazja, by Europejczycy zmienili swoje stereotypy dotyczące świata arabskiego i islamu.

Infantino już podczas przeprowadzonego z olbrzymim rozmachem losowania grup zaprosił na „najpiękniejszy i najlepszy w historii" mundial. Zbyt często jednak po najlepszych imprezach kac bywa gigantyczny.

Dziś na te sceny sprzed czterech lat patrzymy z obrzydzeniem. Widok, jak Władimir Putin otwiera piłkarskie mistrzostwa świata, wita kibiców w „otwartej, gościnnej i przyjacielskiej Rosji", w zderzeniu z fotografiami z Buczy, Mariupola czy Irpienia budzi oburzenie. Zdjęcia z meczu otwarcia, gdy w loży honorowej bawi się u boku prezydenta FIFA Gianniego Infantino i księcia koronnego Arabii Saudyjskiej Muhammada ibn Salmana, są porażające. A przecież telewizje całego świata transmitowały te umizgi, Rosja już od ponad czterech lat okupowała Donbas i było to po aneksji Krymu. 7 tysięcy osób zdążyło zginąć, ponad 6 tysięcy odniosło rany, półtora miliona Ukraińców musiało opuścić swoje domy. Tymczasem Putin szeroko otwierał ramiona przed 3 milionami kibiców, którzy przyjechali do Rosji i wydali w niej ponad dwa miliony dolarów. Świat klaskał, a dziś ma kaca i ze wstydem wspomina wydarzenia sprzed czterech lat. Najchętniej zapomniałby, że coś takiego miało miejsce, ale zostały zdjęcia i filmy. Pytanie, czy za cztery lata równie wstydliwe nie będzie wspomnienie mistrzostw świata w Katarze?

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi