Czy Barcelona ma problem z Messim. Czy Messi z Barceloną?

Leo Messi, być może najlepszy piłkarz w historii, jest niemal na siłę wypychany z Barcelony. Rozstanie może nastąpić w bardzo przykrych okolicznościach. Przy okazji stało się jasne, że Duma Katalonii to finansowo ciężko chory klub.

Publikacja: 12.02.2021 10:00

Czy Barcelona ma problem z Messim. Czy Messi z Barceloną?

Foto: AFP, JORGE GUERRERO

Okładka nie pozostawiała wątpliwości: zdjęcie legendy Barcelony z grymasem złości na twarzy, a nad nim wielkimi literami: „48 milionów rocznie". Niżej dopisek: „Problemy Barcelony zaczynają się tutaj", oraz prześmiewczy tytuł: „Kolejny rekord Cruyffa".

Tak wyglądała pierwsza strona nieistniejącego już dziś tygodnika piłkarskiego „Don Balon" jesienią 1978 roku. Niedługo po ukazaniu się tego wydania Johan Cruyff w atmosferze skandalu zakończył karierę po raz pierwszy i odszedł z Barcelony. Ten sam Cruyff, którego pomnik stoi dziś przed wejściem na Camp Nou, ten sam, który uznawany jest za najważniejszą postać w ponad 120-letniej historii klubu z Katalonii, który zdefiniował i ukształtował jego styl oraz podejście do futbolu – coś, co górnolotnie nazywane jest „filozofią".

Bez Cruyffa nie byłoby La Masii – słynnej na cały świat akademii produkującej często filigranowych, ale zawsze doskonałych technicznie piłkarzy, z Pepem Guardiolą, Xavim Hernandezem i Andresem Iniestą na czele. No i z pewnością nie byłoby drugiej pomnikowej postaci, z którą Barcelona żegna się w równie złym stylu, co ponad 40 lat temu z genialnym Holendrem – Leo Messiego.

Pod koniec stycznia tego roku hiszpańskie „El Mundo" opublikowało szczegóły kontraktu Argentyńczyka uznawanego za najwybitniejszego piłkarza wszech czasów. Na okładce wybito liczbę – 555 237 619. Messi miał zarobić ponad 555 milionów euro podczas obowiązywania ostatniej, podpisanej w 2017 roku, czteroletniej umowy. Wydźwięk artykułu jest oczywisty – Messi rujnuje Barcelonę, którą pandemia, zamknięcie stadionu dla publiczności oraz muzeum klubowego dla zwiedzających popchnęły na skraj niewypłacalności. Jak widać, w Katalonii historia lubi się powtarzać, a traktowanie bohaterów, których jeszcze niedawno noszono na rękach, jak darmozjadów nie jest niczym nowym.

Sumy i klauzule z umowy genialnego Argentyńczyka rzeczywiście szokują. Kibice byli świadomi, że Messi jest najlepiej zarabiającym piłkarzem świata, ale ujawnione dokumenty jasno wskazują, że czteroletni kontrakt sześciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki jest najwyższą indywidualną umową w historii sportu – nie tylko piłki nożnej.

Do tej pory przyjmowało się, że Messi w Barcelonie dostaje pensję w wysokości około 66 milionów euro rocznie. Taką sumę podawał zwykle dobrze poinformowany i wiarygodny „Forbes", gdy klasyfikował Argentyńczyka na trzecim miejscu (za tenisistą Rogerem Federerem i Cristiano Ronaldo) ostatniego notowania corocznej listy najbogatszych sportowców. Tymczasem z przecieku wynika, że pobory Messiego są ponaddwukrotnie wyższe. Argentyńczyk dostaje 138 milionów euro rocznie. To daje 384 tysiące euro na dobę – 1,7 miliona złotych co 24 godziny.

Dla lepszego efektu gazeta rozłożyła publikację szczegółów przecieku na dwa dni. Po uderzeniu sumą pensji na starcie następnego dnia kontynuowano przedstawienie, podając kolejne klauzule i bonusy, jakie Messi może otrzymać na mocy umowy. I tak za samo złożenie podpisu pod kontraktem dostał 115 milionów euro premii. Dodatkowo należy mu się niemal 78 milionów (konkretnie 77 929 955) „bonusu lojalnościowego" płatne każdego roku obowiązywania umowy.

Gazeta informowała też o takich zapisach w kontrakcie jak ten, że w przypadku gdy Katalonia uzyska niepodległość, Messi będzie mógł wypowiedzieć umowę. Rozmowy na temat przedłużenia kontraktu trwały akurat w momencie napięcia politycznego. To w tamtym czasie ogłoszono nielegalne referendum, które brutalnie spacyfikowała hiszpańska policja. Niepodległość była wdzięcznym tematem także dla mediów sportowych, które dywagowały – najczęściej bez większych podstaw – czy klub Barcelona nie opuści ligi hiszpańskiej i nie przeniesie się do Francji. Szum informacyjny był spory, stąd zapewne tak dziwny zapis w umowie Argentyńczyka.

Messi może liczyć na dodatkowe 2 miliony euro w każdym sezonie, w którym rozegra 60 procent spotkań. Przy czym na mocy kontraktu jako „rozegrane spotkanie" rozumie się takie, w którym spędzi na boisku przynajmniej 45 minut. To inaczej niż w przypadku pozostałych zawodników Barcelony, którym mecz zalicza się od godziny gry. W dodatku w przypadku Messiego każde spotkanie, które będzie musiał opuścić z powodu kontuzji, traktowane jest jako rozegrane. Za samo zakwalifikowanie się do fazy grupowej Ligi Mistrzów Argentyńczyk dostaje premię w wysokości 1,6 milionów euro, a kolejne bonusy przelewane są na jego konto po każdej rundzie. Awans do ćwierćfinału został wyceniony na 1,4 miliona, udział w finale to ponad 3,5 miliona. W tym świetle zaskakująco nisko została wyceniona nagroda dla najlepszego piłkarza świata. Za zwycięstwo w plebiscycie FIFA – The Best – Messi dostał tylko nieco ponad 600 tysięcy euro.

By otrzymać miliony, Argentyńczyk musi się „dobrze prowadzić", ale klub nie uściślił, jakie czyny kwalifikowałyby się do wstrzymania wypłat. Zaznaczono jednak, że w przypadku wpadki dopingowej umowa zostaje rozwiązana z jego winy. Zawodnik jest także zobligowany do „integrowania się z katalońskim społeczeństwem i kulturą". Znów jednak bez żadnych konkretów, na czym to ma polegać. Według dziennikarzy zapis jest próbą wymuszenia na Leo nauki miejscowego języka. Messi, choć trafił do Barcelony w wieku 13 lat, wciąż mówi wyłącznie po hiszpańsku, i to z bardzo silnym argentyńskim akcentem, w dialekcie charakterystycznym dla mieszkańców Rosario, skąd pochodzi on i jego rodzina.

Wizerunek w raju

W artykule „El Mundo" zabrakło jednak kilku istotnych informacji. Przede wszystkim, że po wybuchu pandemii Barcelona musiała wprowadzić bardzo ostre cięcia finansowe. Kataloński gigant wydaje na pensje najwięcej ze wszystkich klubów piłkarskich Europy, a co za tym idzie – świata. Na samym początku pierwszej fali epidemii koronawirusa – w marcu 2020 roku – po dość wyniszczających negocjacjach zawodnicy zgodzili się na 70-procentowe obniżki. Zrobili to, aby klub nie musiał zwalniać pracowników biurowo-administracyjnych i by w dalszym ciągu mógł wypłacać im pensje. To Messi, jako kapitan, ogłosił tę decyzję piłkarzy na swoim Instagramie.

Już wtedy jego konflikt z ówczesnym prezydentem klubu Josepem Bartomeu był sprawą publiczną, pisano, że latem Argentyńczyk skorzysta z innego zapisu w kontrakcie i deklarując na koniec sezonu chęć odejścia, będzie mógł zmienić klub za darmo. Jak wiemy, Messi próbował z tego przywileju skorzystać, uznając, że koniec tego dziwnego wydłużonego przez pandemię sezonu jest w sierpniu, po finale Ligi Mistrzów. Prawnicy Barcelony jednak udowodnili, że otoczenie piłkarza nie dotrzymało terminu zapisanego w umowie. Tym samym Messi został zmuszony do pozostania w klubie. Wciąż był kapitanem, wciąż był ikoną, ale tąpnięcie było olbrzymie.

W listopadzie 2020 roku Barcelona wydała oświadczenie dotyczące kolejnej obniżki zarobków zawodników pierwszego zespołu. Tym razem to klub poinformował, że piłkarze zgodzili się na cięcia, które w sumie uwolniły sumę 110 milionów euro miesięcznie. Oczywiście bez podawania szczegółów, jak to zostało indywidualnie rozłożone.

Już zatem wiadomo, że 555 237 619 wybite przez „El Mundo" na okładce to sumy wirtualne. Gazeta nie zaznaczyła, że na tę gigantyczną i faktycznie niemoralną wręcz pensję gwiazdora składają się także jego prawa do wizerunku. Messi miał już w przeszłości problemy z tego tytułu. Był jednym z tych, którzy sprzedali wizerunkowe prawa specjalnie w tym celu założonym firmom w rajach podatkowych.

System oszukiwania hiszpańskiego fiskusa do perfekcji doprowadził jeden z najsłynniejszych agentów piłkarskich naszych czasów – Portugalczyk Jorge Mendes. To on i jego klienci masowo przegrywali później procesy z hiszpańską skarbówką. Z Cristiano Ronaldo na czele, który musiał zapłacić ponad 20 milionów euro zaległych podatków i grzywny.?Messi nigdy klientem Mendesa nie był – przez całą karierę jego agentem jest ojciec Jorge, ale ten schemat powielił. Wizerunek sprzedał firmom zarejestrowanym w rajach podatkowych – Belize oraz Urugwaju. Gdy sprawa ujrzała światło dzienne w 2013 roku, Messi dobrowolnie zapłacił zaległości wynoszące ponad 5 milionów euro, a mimo to trzy lata później stanął wraz z ojcem przed sądem. Szerokim echem odbiło się wówczas zeznanie, jakie wygłosił przed sądem: – Ja tylko grałem w piłkę. Nie byłem niczego świadom. Podpisywałem papiery, ponieważ ufałem ojcu i prawnikom.

Ostatecznie Messi z ojcem i tak zostali ukarani grzywnami (odpowiednio 1,7 mln euro oraz 1,4), każdego z nich skazano także na 21 miesięcy więzienia w zawieszeniu. To dlatego w kolejnych kontraktach z Barceloną prawnicy Messiego już nie kombinowali z prawami do wizerunku i między innymi stąd tak horrendalnie wysoka pensja. W tej sytuacji, jeśli nauczony doświadczeniem Argentyńczyk już nie kręci przy podatkach, to należy pamiętać, że połowę pensji zabiera mu skarbówka.

Ile zarobiła Barcelona?

Azatem Messi nie zarobił 555 237 619 euro, jak krzyczała okładka „El Mundo". Argentyński „Ole" już następnego dnia po publikacji odpowiedział własną okładką z wybitymi w ten sam sposób liczbami 650-260-755 oraz dopiskiem „zasłużył na wszystko". Liczby to oczywiście gole, asysty i spotkania rozegrane w barwach Barcelony. Nie są już zresztą aktualne, gdyż od tamtego czasu Messi zdążył każdą z tych statystyk poprawić.

Ile Barcelona na Messim zarabia? Kalkulację przeprowadził Matt Balvanz – wiceprezes firmy konsultingowej Navigate, która specjalizuje się w sporcie i rozrywce. Amerykanin pokazał dane, z których wynika, że Barcelona sprzedaje rocznie około 2 milionów koszulek z nazwiskiem „Messi" na plecach. Ceny koszulek wahają się od 100 do 200 dolarów. Zazwyczaj kluby dostają około 15 procent wartości sprzedanej koszulki – przy czym nie wiemy, jak wygląda ten układ w przypadku Barcy. Ostrożnie więc szacując, można założyć, że sama sprzedaż trykotów Messiego to zarobek około 45 milionów dolarów (37,1 miliona euro).

Balvanz jednak na tym nie poprzestał i poszedł krok dalej. Wziął pod lupę roczny dochód Barcelony, który w 2019 roku (ostatnim dostępnym i zarazem ostatnim przed pandemią, która mocno na finanse wpłynęła) osiągnął kosmiczną wartość niemal miliarda dolarów – konkretnie 960 milionów (792,1 mln euro). Amerykański analityk stwierdził, że gdyby każdy zawodnik z podstawowej jedenastki był w takim samym stopniu odpowiedzialny za dochody Barcy, byłby wart 87 milionów dolarów. Pozwolił sobie jednak przyjąć założenie, że Messi to co innego, podwoił więc jego wartość, co dało mu wynik 174 milionów dolarów (143,6 mln euro, co oczywiście przewyższa pensję kapitana Barcelony).

Wyliczenie całkiem efektowne, ale ma jednak dziury. Dzielenie dochodu klubu przez 11 – liczbę zawodników z wyjściowego składu – może budzić uśmiech. Nie jest to specjalnie naukowa metoda, a osoby zatrudnione w korporacji, jaką jest Barcelona, wyłącznie w celu pomnażania pieniędzy mogłyby poczuć się pominięte i urażone. W dodatku co z rezerwowymi? Oni się nie przyczyniają do zarobków klubu? I dlaczego Messi jest wart dwa razy tyle, co pozostali? Dlaczego nie trzy? Albo cztery? Istnieją jednak też inne, poważniejsze, wyliczenia. Chociażby takie, które pokazują, że roczna wartość postów, na których jest Messi w klubowych mediach społecznościowych, to 66 milionów euro.

Skąd jednak wyciek kontraktu Messiego i dlaczego akurat teraz? Dostęp do umowy miały cztery strony – klub, zawodnik, firma prawnicza, która przygotowywała kontrakt, i La Liga. Redaktor naczelny „El Mundo" Orfeo Suárez oczywiście nie może ujawnić źródła. W rozmowie z katalońskim radiem zapewnił jednak, że jego dziennikarze nie weszli w posiadanie umowy Argentyńczyka poprzez La Ligę.

Po ukazaniu się przecieku ani Messi, ani nikt z jego otoczenia nie komentował sprawy. Co ważne jednak – żaden z doradców Argentyńczyka nie próbował kwestionować prawdziwości przytoczonych przez gazetę zapisów. W końcu po kilku dniach ogłoszono, że Messi wytoczy procesy sądowe pięciu osobom w klubie, które miały dostęp do tego ściśle tajnego dokumentu. Tylko ktoś z tego kwintetu mógł być odpowiedzialny za podrzucenie kontraktu dziennikarzom „El Mundo". Wśród podejrzanych jest były prezydent Barcy Josep Bartomeu, do którego Messi już wcześniej miał pretensje i przez którego latem chciał odejść. Inni, których Argentyńczyk będzie chciał pociągnąć do odpowiedzialności, to między innymi Oscar Grau, który był dyrektorem generalnym, a także Carles Tusquets. Ten drugi obecnie pełni funkcję tymczasowego prezesa. Został nim po tym, jak Bartomeu zrezygnował pod koniec października zeszłego roku.

Tusquets w zasadzie miał tylko rozpisać nowe wybory i nie podejmować żadnych kluczowych decyzji. A jednak pandemia i kryzys finansowy klubu zmusiły go do działań. To on musiał z piłkarzami negocjować wspomniane już obniżki, to on musiał się dogadywać z wierzycielami, by nie postawili Barcy w stan niewypłacalności. To jednak też jemu wymsknęło się, że Barcelona powinna była sprzedać Messiego latem. – Z ekonomicznego punktu widzenia trzeba było go sprzedać, gdy była taka możliwość – mówił Tusquets.

Szanse na to, że Messi pozostanie w stolicy Katalonii w przyszłym sezonie, są bardzo małe Chciał odejść latem, ale wykorzystano kruczki prawne, by go zatrzymać, teraz ma prawo czuć, że toczy się przeciwko niemu dziwna kampania. Wyciek kontraktu do mediów jest jasnym sygnałem – Barcelony nie stać na Argentyńczyka. Kibice mają to zobaczyć na własne oczy i zrozumieć, dlaczego odejdzie. Oczywiście coś mogą jeszcze zmienić przesunięte na marzec wybory prezesa. Ktokolwiek jednak obejmie to stanowisko, będzie musiał zrobić bardzo dużo, by Messiego przekonać do pozostania w klubie przez kolejne lata. A jest on w strukturach Barcy już 20. rok.

Neymar i Guardiola czekają

Faworytem wyborów jest Joan Laporta. W latach 2003–2010 był już prezesem Barcy, a sentyment do jego działań i dokonań jest wśród kibiców ogromny. To Laporta odważnie dał w 2008 roku szansę Pepowi Guardioli. Były kapitan Barcy miał za sobą zaledwie rok pracy szkoleniowej – w rezerwach. A jednak Laporta nie miał wątpliwości. Gdy Guardiola postanowił, że czas na zmianę pokoleniową i trzeba pożegnać się z Ronaldinho, a centralną postacią uczynić zaledwie 20-letniego Messiego, prezes nie stawiał oporu. Siłą Laporty byli jednak doradcy – na czele z nieżyjącym już Cruyffem.

Laporta będzie miał dwóch rywali w walce o stołek. Victor Font jest już dogadany z inną byłą legendą klubu – Xavim Hernandezem. To on ma zostać szkoleniowcem Barcy, jeśli Font zostanie wybrany. Trzecim kandydatem jest Toni Freixa. W ostatnich dniach zasłynął cytatem: – By obniżyć koszty Barcelony, będziemy musieli porozmawiać z piłkarzami. Szczególnie z jednym z nich.

Wszyscy wiemy, kim on jest. Szanse, że Messi zostanie w klubie, jeśli Freixa zostanie wybrany, są równe zeru. Inna sprawa, że mniej więcej tyle też wynoszą szanse Freixy na elekcję.

W zasadzie istnieją tylko dwa kluby na świecie, które mogą spełnić wymagania finansowe Messiego – sporo wyższe, niż do niedawna się wydawało: Paris Saint-Germain oraz Manchester City. Oba są własnością arabskich krajów, obu niestraszna pandemia i związany z nią kryzys finansowy. W obu tych klubach Argentyńczyk ma przyjaciół, z którymi sięgał po najwyższe laury i którzy powitaliby go z szeroko otwartymi ramionami – w Paryżu na Messiego czeka Neymar, w Manchesterze Guardiola.

Okładka nie pozostawiała wątpliwości: zdjęcie legendy Barcelony z grymasem złości na twarzy, a nad nim wielkimi literami: „48 milionów rocznie". Niżej dopisek: „Problemy Barcelony zaczynają się tutaj", oraz prześmiewczy tytuł: „Kolejny rekord Cruyffa".

Tak wyglądała pierwsza strona nieistniejącego już dziś tygodnika piłkarskiego „Don Balon" jesienią 1978 roku. Niedługo po ukazaniu się tego wydania Johan Cruyff w atmosferze skandalu zakończył karierę po raz pierwszy i odszedł z Barcelony. Ten sam Cruyff, którego pomnik stoi dziś przed wejściem na Camp Nou, ten sam, który uznawany jest za najważniejszą postać w ponad 120-letniej historii klubu z Katalonii, który zdefiniował i ukształtował jego styl oraz podejście do futbolu – coś, co górnolotnie nazywane jest „filozofią".

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS