Piłsudski, wychowany w zaborze rosyjskim, potem socjalista i wojownik o niepodległość, demokracją w ogóle się nie zajmował. Ani na ten temat nie czytał, ani nie miał z kim rozmawiać. Ani socjaliści, ani endecy demokracją się nie cieszyli. Ludowcy też nie nadmiernie. Niewielkie ugrupowania liberalne, złożone głównie z ludzi wybitnych, ale bez politycznego wpływu, były na marginesie. Dopiero w drugiej połowie lat 30. zaczną mieć pewne wpływy, ale kiedy Giedroyć, Stomma, Kisielewski czy bracia Bocheńscy mieli kandydować do Sejmu, przyszła zamiast tego wojna. Nie piszę tego na usprawiedliwienie Piłsudskiego, bo wielki polityk powinien odczytywać ducha czasu, ale aby pokazać, jak wyglądał stan polskiego społeczeństwa.
Piłsudski marzył przez 25 lat działalności w partii socjalistycznej (co najmniej do 1918 roku) tylko o niepodległości i o tym, by przyszłe, wolne i suwerenne społeczeństwo było przyzwoicie zorganizowane pod względem polityki społecznej. Cel, czyli niepodległość, był – wydawać się mogło jeszcze w 1916 roku – nie do zrealizowania, jednak to przede wszystkim jego działania umożliwiły odzyskanie pełnej niepodległości. Oczywiście, okoliczności sprzyjały, bo – jak powtarzał mądry Bismarck – w niesprzyjających okolicznościach nic się nie da osiągnąć, trzeba spokojnie czekać.
Piłsudski więc sądził, że Polacy, którzy wreszcie uzyskali dar niepodległości, powinni z entuzjazmem, razem i bez sporów wziąć się do budowania nowego kraju. Przecież poza wszystkimi normalnymi zadaniami były też szczególne, związane ze zjednoczeniem kraju złożonego z trzech różnych administracji zaborczych. To się udało znakomicie wykonać i tu jeszcze Piłsudski pozostawał doskonałym organizatorem. Natomiast entuzjazm z powodu odzyskanej niepodległości bardzo szybko przerodził się w spory polityczne. Była to częściowo kontynuacja sporów już przedtem toczonych, a w znacznej mierze rolę odgrywały spory zupełnie nowe. Ponadto sama postać Piłsudskiego nie spotkała się, poza pierwszymi tygodniami, z entuzjazmem. Piłsudskiego, poza legionistami, którzy potem odegrają tylko złą rolę, nie popierał nikt. Ziemianie i konserwatyści udzielili mu wsparcia, ale tylko dlatego, że obawiali się bardziej radykalnie lewicowych polityków i dlatego, że był z „dobrej rodziny". Z socjalistami zachował napięte kontakty, przecież rozwiązał rząd Daszyńskiego, chociaż to nieprawda, że powiedział, iż „z czerwonego tramwaju wysiadł na przystanku Niepodległość". Powiedział to o nim Adolf Nowaczyński, wybitny publicysta endecki. Piłsudski jednak – mimo niewątpliwych chęci – nie mógł się związać z jedną partią. A wkrótce coraz mniej socjalistów cenił. Endecja oczywiście nienawidziła go co najmniej od 1905 roku, a nielicznym liberałom nie bardzo odpowiadał silny i lekko autorytarny charakter Piłsudskiego. Kochali go więc wszyscy i nikt. Piłsudski już w 1921 roku zdawał sobie z tego sprawę.
Nie rozumiał partyjnych sporów nie bez powodu. W pierwszym i następnych sejmach po 1919 roku w parlamencie było 18 partii. Wprawdzie to Piłsudski ogłosił natychmiast po przyjeździe do Polski 10 listopada 1918 roku wybory, które odbyły się z pewnymi kłopotami, z racji wojny, w pierwszej połowie 1919 roku i Piłsudskiemu zawdzięczamy otwartą i mądrą konstytucję 1921 roku, ale kiedy na pierwszym posiedzeniu Sejmu w 1919 roku został przez aklamację powołany na Naczelnika Państwa, to był to ostatni moment zgody. Jak wiadomo, rządy były wówczas w Polsce (i nie tylko w Polsce) wyjątkowo niestabilne. Najdłuższy trwał sześć miesięcy, najkrótszy sześć godzin. Jedna trzecia posłów albo nie umiała czytać, albo ledwie, a różnice między mniejszymi partiami były często iluzoryczne. Tego stanu rzeczy nie można było lubić, ale Piłsudski go znienawidził. Nie chciał rządzić krajem w stanie takiego bałaganu ideowego i politycznego.
Nie zmienił zdania po zamachu majowym. Najbliżej związany z Piłsudskim publicysta, doradca i porte parole Adam Skwarczyński, człowiek inteligentny, ale całkowicie oddany Marszałkowi, pisał teksty podobne do przemówień Edwarda Gierka. Mowa w nich o pomaganiu państwu, o współpracy z państwem, o zaniechaniu sporów politycznych. Powstała kuriozalna partia Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (1927 rok), do której należało wielu ludzi zaangażowanych w budowanie nowej Polski (mój ojciec także), ale która z nazwy i założenia nie miała innego programu, jak wspierać władzę Piłsudskiego. Jednak nie tytułowy „Rząd", bo wciąż był on słaby i kolejni premierzy nie potrafili dać sobie rady. Wyjątkiem był wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, ale to osobna historia. Kiedy sytuacja polityczna stawała się coraz bardziej napięta, Piłsudski zarządził dwie skandaliczne akcje, czyli aresztowanie dużej grupy posłów. Najpierw był to Brześć, potem Bereza Kartuska (1930 i 1934 rok). Nie ma usprawiedliwienia. Żadnego. Piłsudski o tym wiedział i popierał.
Jednak nie był to przejaw tendencji totalitarnych, a raczej zupełnej nieumiejętności poradzenia sobie ze skonfliktowaną klasą polityczną. Piłsudski był już stary, a przede wszystkim chory, i zupełnie nie potrafił zdobyć się na ślad cierpliwości niezbędnej do rozmów i kompromisów. A równocześnie tępił przejawy antysemityzmu, próbował ugody z mniejszością ukraińską i – przede wszystkim – po zwycięstwie wyborczym Hitlera zaproponował Anglii i Francji genialny pomysł natychmiastowego prewencyjnego wydania wojny nieuzbrojonym Niemcom. Niebezpieczeństwo, jakie stwarzał Hitler, rozumiał więc natychmiast. Niestety, we Francji nie poparł go nikt, a w Wielkiej Brytanii tylko zwyczajny poseł do Izby Gmin Winston Churchill. To był już ostatni przejaw geniuszu politycznego. Kiedy przez ostatnie pięć lat życia Piłsudski był w coraz gorszej formie fizycznej (zapewne rak mózgu), nie znalazł dobrych zastępców, następców czy chociażby pomocników. Wyglądał jak starzec, chociaż w 1930 roku miał tylko 63 lata.