To chyba najdziwniejsze święta, jakie przyszło nam przeżywać w ostatnich czasach. Piszę ostrożnie „w ostatnich", bo nie bardzo wiem, jaką granicę wyznaczyć. Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej jestem przekonana, że najdziwniejsze od czasów daleko przed 1989 r. Święta przed i po różniły się tylko materialnie. Kiedyś czekaliśmy na karpia, potem karp czekał na nas. Puste półki i kolejki po cokolwiek zamieniły się w kolorowe targowisko i obłęd kupowania. Do tego roku. To chyba pierwsze święta po przełomie, kiedy nawet zamożni pilnują portfeli przy zakupach, których ceny rosną z dnia na dzień.
Czytaj więcej
Kolejka w sklepie utworzyła się nagle, ktoś zaczepił o mój koszyk, coś z niego wypadło, a kobieta za mną schyliła się, by mi pomóc. Kiedy tak kucałyśmy, szepnęła: – Pani Joanno, co to się dzieje z naszym krajem...
Święta Bożego Narodzenia i w PRL, i po przełomie przeżywane były podobnie. Co roku tą samą drogą szliśmy rodzinami do kościoła z powodu narodzin dziecka, które ma zmienić świat. To dziecko towarzyszyło nam od najmłodszych lat, kojarzone z oczekiwaniem, choinką, białym obrusem i prezentami. Od najmłodszych lat śpiewamy mu kolędy, nie bardzo zastanawiając się nad ich słowami i przesłaniem. To po prostu liryczne rodzinne chwile w naszych czterech ścianach. W zasadzie zamykamy się w czasie tych świąt i taka też jest ich właściwość. Poza pasterką, która ma jakieś powiązanie z podróżą, z drogą, czyli z tym wszystkim, czego doświadczali rodzice tego dziecka, cała reszta jest świętem osobnych rodzin w osobnych mieszkaniach.
Co roku tą samą drogą szliśmy rodzinami do kościoła z powodu narodzin dziecka, które ma zmienić świat. To dziecko towarzyszyło nam od najmłodszych lat, kojarzone z oczekiwaniem, choinką, białym obrusem i prezentami.
Dotąd nie było w tym nic, co budzi wątpliwości. Każda religia ma swoje święta i wszystkie są właśnie rodzinne, skupione na najbliższych, zamknięte. To są święta wspólnot rodzinnych. Tego roku trudniej dać sobie z tym radę. Talerz dla nieznanego wędrowca stawiany na stole, jeden z najpiękniejszych obyczajów, tego roku wydaje się fałszywym symbolem. Trudno go stawiać z czystym sumieniem, bez poczucia, że właśnie z naszych granic nieznanego przybysza wyrzuca się na mróz.