Wygląda na to, że nowy rząd chce wyciągnąć rękę do Polski i tak, jak ambasador Arndt Freytag von Loringhoven, nie zwracać nadmiernej uwagi na obraźliwe ruchy z polskiej strony. Dżentelmeni, a zwłaszcza ci wywodzący się ze starych rodów arystokratycznych, również krzyżackich, umieją zachować sztywną górną wargę nawet na widok plakatów przypominających te z pierwszych miesięcy stanu wojennego. Oburzano się wtedy – 40 lat temu – na plakat „Targowica – Z pnia narodowej zdrady" autorstwa Witolda Mysyrowicza, który miał jednak dużo czystszą kreskę od Wojciecha Korkucia, autora wywieszanych od lat plakatów antyniemieckich. I jeden, i drugi byli pod opieką swojego Ministerstwa Kultury, choć na plakatach Mysyrowicza nie było żadnego logo, nawet PRON.
Najważniejszą zmianą będzie teraz to, że już nie będzie na scenie politycznej Angeli Merkel, przywódcy europejskiego najwyższej klasy. Można ją było lubić lub nie, raz się z nią zgadzać, a raz nie – ale trudno wskazać kogoś, kto tak długo, systematycznie i spokojnie wpływałby na politykę XXI w. Godne podziwu jest to, że dochodząc do 65. roku życia, Merkel sama zdecydowała, że wycofuje się z polityki, i można będzie długo się zastanawiać, co by było, gdyby wolała zostać na co najmniej jeszcze jedną kadencję.
Czytaj więcej
Nic już nie jest takie dobre jak kiedyś. Na przykład normy etyki państwowej w Ameryce, które kiedyś, co najmniej w teorii, mogły być przykładem dla innych krajów. Nie ma co się śmiać ze zwrotu „co najmniej w teorii", bo jak nie ma ich w teorii – to nie ma ich też w praktyce.
Ciekawe jest, że media światowe okazują zachwyt, iż w nowym koalicyjnym rządzie Niemiec połowa ministrów to kobiety. Nareszcie spełni się oczekiwana od zawsze sprawiedliwość społeczna. Nic to, że przedtem kanclerzem była kobieta. Można by użyć starego argumentu, że przecież Merkel nie została wybrana dlatego (czy tylko dlatego), że była kobietą, ale dlatego, że była dobra, więc to się nie liczy. Pamiętam pewną antykomunistyczną konferencję z lat 80., gdy kolejni mówcy pokazywali ohydy Związku Sowieckiego i jedna ze zamerykanizowanych pań skarżyła się, że to taka niesprawiedliwość, iż w Politbiurze nie ma kobiet. „Dzięki Bogu, że nas tam nie ma" – pokrzykiwały inne.