Novak Djoković dzięki wygraniu w tym roku Australian Open, Roland Garros i Wimbledonu zrównał się w klasyfikacji triumfatorów turniejów Wielkiego Szlema z Hiszpanem Rafaelem Nadalem i Szwajcarem Rogerem Federerem (mają po 20 zwycięstw). Przyszłoroczny turniej w Australii to dla niego pierwsza okazja, żeby zostać samotnym liderem tego zestawienia. Nie wiadomo jednak, czy z niej skorzysta, bo jest sztandarową postacią ruchu przeciwników obowiązkowych szczepień, a gospodarze turnieju w Melbourne już zapowiedzieli, że przyjmą tylko zaszczepionych.
– Mój problem polega na tym, że ktoś chce mnie zmusić, abym przyjął coś do swojego organizmu – wyjaśniał Serb, podkreślając, że jego deklarację wyolbrzymiano, wyjmując słowa z kontekstu. Sam dał jednak przykład braku odpowiedzialności, gdy w szczycie pandemii zorganizował serię pokazowych zawodów, podczas których i on zaraził się koronawirusem. Zachorowało też trzech innych zawodników. Stanowiska Djokovicia to jednak nie zmieniło. Teraz siłę jego przekonań sprawdzą władze stanu Victoria, gdzie odbywa się Australian Open.
Organizatorzy zwlekali z oficjalnym komunikatem, a sam Djoković w rozmowie z serbskim dziennikiem „Blic" nie chciał powiedzieć, czy się zaszczepił. Stwierdził jedynie, że to jego prywatna sprawa. – Decyzję o udziale w turnieju podejmę, kiedy zobaczę oświadczenie australijskiej federacji – zadeklarował.
Czytaj więcej
– Jeszcze rok przed igrzyskami pracowałem po 12 godzin na dobę. To było nieprofesjonalne, ale nie miałem wyboru – mówi mistrz olimpijski w chodzie na 50 km.
Bez wyjątków
Teraz już zobaczył i musi zareagować. – Trzeba podwójnej dawki, żeby wjechać do Australii. To uniwersalna reguła, nie dotyczy tylko tenisistów – podkreśla australijski minister imigracji Alex Hawke. – Celem naszych przepisów jest ochrona Australijczyków. Możesz być kimkolwiek, nawet numerem jeden na świecie, ale dotyczą one wszystkich, bez wyjątków – dodaje minister zdrowia Greg Hunt.