Sportowcy kontra szczepienia. Djoković nie jest sam

Nie wszystkie gwiazdy chcą się szczepić. Tenisowy turniej Australian Open w styczniu i zimowe igrzyska w Pekinie w lutym pokażą, czy świat sportu poradzi sobie z buntownikami, takimi jak Novak Djoković.

Publikacja: 26.11.2021 16:00

Novak Djoković

Novak Djoković

Foto: AFP

Novak Djoković dzięki wygraniu w tym roku Australian Open, Roland Garros i Wimbledonu zrównał się w klasyfikacji triumfatorów turniejów Wielkiego Szlema z Hiszpanem Rafaelem Nadalem i Szwajcarem Rogerem Federerem (mają po 20 zwycięstw). Przyszłoroczny turniej w Australii to dla niego pierwsza okazja, żeby zostać samotnym liderem tego zestawienia. Nie wiadomo jednak, czy z niej skorzysta, bo jest sztandarową postacią ruchu przeciwników obowiązkowych szczepień, a gospodarze turnieju w Melbourne już zapowiedzieli, że przyjmą tylko zaszczepionych.

– Mój problem polega na tym, że ktoś chce mnie zmusić, abym przyjął coś do swojego organizmu – wyjaśniał Serb, podkreślając, że jego deklarację wyolbrzymiano, wyjmując słowa z kontekstu. Sam dał jednak przykład braku odpowiedzialności, gdy w szczycie pandemii zorganizował serię pokazowych zawodów, podczas których i on zaraził się koronawirusem. Zachorowało też trzech innych zawodników. Stanowiska Djokovicia to jednak nie zmieniło. Teraz siłę jego przekonań sprawdzą władze stanu Victoria, gdzie odbywa się Australian Open.

Organizatorzy zwlekali z oficjalnym komunikatem, a sam Djoković w rozmowie z serbskim dziennikiem „Blic" nie chciał powiedzieć, czy się zaszczepił. Stwierdził jedynie, że to jego prywatna sprawa. – Decyzję o udziale w turnieju podejmę, kiedy zobaczę oświadczenie australijskiej federacji – zadeklarował.

Czytaj więcej

Dawid Tomala: Chód sportowy? Najdoskonalsza forma spaceru

Bez wyjątków

Teraz już zobaczył i musi zareagować. – Trzeba podwójnej dawki, żeby wjechać do Australii. To uniwersalna reguła, nie dotyczy tylko tenisistów – podkreśla australijski minister imigracji Alex Hawke. – Celem naszych przepisów jest ochrona Australijczyków. Możesz być kimkolwiek, nawet numerem jeden na świecie, ale dotyczą one wszystkich, bez wyjątków – dodaje minister zdrowia Greg Hunt.

Sceptyczny wobec szczepień długo był także wicelider światowego rankingu tenisistów Rosjanin Daniił Miedwiediew. On też nie chciał zdradzić, czy się zaszczepił. – Tenis to brutalny sport. Każda informacja zdrowotna może zostać użyta przeciwko tobie – wyjaśniał kiedyś, ale kilka dni temu napisał na Twitterze: „Do zobaczenia w styczniu", i oznaczył profil Australian Open. To sugeruje, że okazji do drugiego w karierze wygrania turnieju Wielkiego Szlema nie przepuści.

Głosy wspierające Djokovicia cichną, choć Australijczyk Nick Kyrgios w swoim podcaście „Żadnych granic" oznajmił, że zmuszanie do szczepienia jest „moralnie złe".

Tenisowe władze zapowiedziały już, że przyszły sezon może być dla rebeliantów uciążliwy, bo dojdzie do zaostrzenia restrykcji. Wskaźnik szczepień wśród tenisistów ATP Tour wynosi dziś podobno 65 proc., choć według szefa ATP Andrei Gaudenziego wśród zawodników z czołówki sytuacja wygląda lepiej. – Robimy postępy. Zbliżamy się do 90–95 proc. zaszczepionych. Wielu zawodników korzysta obecnie z preparatów jednodawkowych – zapewnia Włoch.

Rafael Nadal niezaszczepionych kolegów nazywa egoistami. Sceptyczny wobec narzucenia takiego wymogu długo był natomiast Niemiec Alexander Zverev, choć już podczas niedawnego turnieju ATP Finals w Turynie oznajmił, że „tenis to nie wszystko" i trzeba myśleć także o interesie społecznym. Grek Stefanos Tsitsipas zapowiedział, że przyjmie preparat dopiero, kiedy będzie obowiązkowy, więc jego czas nadchodzi.

Kimmich ma kłopoty

Postawa Djokovicia wobec pandemii i szczepień budzi raczej sceptycyzm niż poklask, ale Serb nie jest sam. Narodową dyskusję o szczepieniach wywołał w Niemczech Joshua Kimmich. To gwiazdor Bayernu Monachium, reprezentant Niemiec i jednocześnie osoba społecznie świadoma, czego dowodem była akcja „We Kick Corona", podczas której 26-latek wspólnie z klubowym kolegą Leonem Goretzką zbierał pieniądze dla ludzi doświadczonych przez pandemię.

Piłkarz zarzeka się, że nie należy do grona antyszczepionkowców, ale przyznaje, że szczepionki wciąż nie przyjął. Możliwe, że zrobi to w przyszłości, ale nie teraz. Motywują go obawy dotyczące braku długoterminowych badań nad szczepionkami. Niektórzy komentujący jego słowa podkreślają, że miał na maturze średnią 1,7 – a jedynka to w niemieckiej skali ocena najwyższa.

– Kimmich jest ekspertem od piłki nożnej, ale nie od szczepień – mówi przewodniczący Niemieckiej Komisji ds. Szczepień Thomas Mertens. – Ktoś najwyraźniej mu źle doradził – dodaje szefowa Niemieckiej Rady Etyki Alena Buyx.

– Regularnie przechodzę testy i przestrzegam wszystkich zasad reżimu sanitarnego. Nie mam sobie nic do zarzucenia – przekonuje sam zainteresowany, ale wiele wskazuje na to, że nie uniknie kłopotów.

Niemieckie prawo pozwala tamtejszym pracodawcom nie płacić niezaszczepionym pracownikom, którzy z powodu kwarantanny nie wykonują obowiązków służbowych. Dziennik „Bild" donosi, że „tygodniówka" Kimmicha to 384 tys. euro. Piłkarz może mieć też problemy z funkcjonowaniem w drużynie. Władze Bawarii ograniczyły możliwość wstępu do hoteli i restauracji niezaszczepionym. Ostatni mecz ligowy – z Augsburgiem, przegrany 1:2 – już przez kwarantannę stracił.

Kimmich stoi w opozycji do kapitana zespołu Manuela Neuera oraz selekcjonera reprezentacji Niemiec i byłego trenera Bayernu Hansiego Flicka. Obaj zachęcają do szczepień. – To najbezpieczniejsza i najszybsza droga powrotu do normalności – przekonuje Flick, ale nie trafia do wszystkich. Podobno w Bayernie nie zaszczepiło się także kilku innych piłkarzy. Niemieckie media wskazują na Serge'a Gnabry'ego, Jamala Musialę i Erika Maxima Choupo-Motinga.

– Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją ryzyko – mówi obecny trener Bayernu Julian Nagelsmann. Prezes zarządu monachijskiego klubu Olivier Kahn przyznaje, że może jedynie zarekomendować zawodnikom przyjęcie preparatu, ale każdy gracz ma prawo do swojej opinii. Jego poprzednik Karl-Heinz Rummenigge apeluje o odpowiedzialność. – Wspieramy kampanie zachęcające do szczepień. Ostatecznie to jednak indywidualna decyzja – dodaje prezes Bayernu Herbert Hainer.

Niemcy na tle innych lig i tak nie mają powodów do zmartwień. BBC przy okazji dyskusji wokół Kimmicha podało, że pełne szczepienie przeciwko koronawirusowi przeszło dziewięciu na dziesięciu piłkarzy Bundesligi. Wśród zawodników angielskiej Premier League ten odsetek wynosił niedawno tylko 68 proc.

Czytaj więcej

Kimmi Raikkonen. Kolorowy ptak Formuły 1 odleciał

To nie ograniczenie wolności

Callum Robinson z angielskiego klubu West Bromwich Albion Covid-19 odchorował już dwukrotnie, ale wciąż nie zamierza się szczepić. – To moje ciało i moja decyzja – podkreśla. – Pewien starszy piłkarz powiedział mi, że odporność można wzmocnić przez przyjmowanie witamin. Inni obawiają się, że szczepionka uczyni ich bezpłodnymi – opowiada jeden z klubowych lekarzy na łamach „Daily Mail". Sytuacja podobno się poprawia, ale bardzo powoli.

Zawodników do szczepień zachęcają trenerzy: Pep Guardiola, Mikel Arteta, Nuno Espirito Santo, Steve Bruce i Graham Potter. Temu pierwszemu w kwietniu ubiegłego roku pandemia zabrała matkę, która zmarła po zakażeniu koronawirusem. – Skoro wszyscy naukowcy i lekarze zapewniają, że jedyną receptą jest szczepienie, to chyba warto je rozważyć – mówi Guardiola.

Szkoleniowiec Liverpoolu Juergen Klopp porównuje odmowę szczepienia do jazdy po kilku głębszych. – Nie przyjmuję jej, aby chronić siebie. Szczepimy się po to, żeby chronić innych – podkreśla. – Mówienie o jakimkolwiek ograniczeniu wolności to błąd. W takim przypadku jej ograniczeniem byłby także zakaz jazdy samochodem po alkoholu, choć przecież po jednym czy dwóch piwkach wielu umiałoby prowadzić – dodaje Niemiec.

Komentatorzy zauważają, że piłkarze wciąż są grupą uprzywilejowaną. Nie brakuje wydarzeń sportowych i kulturalnych, gdzie warunkiem wstępu jest potwierdzenie szczepienia lub ozdrowienia. Piłkarze po boisku biegają bez ograniczeń. – Władze Bundesligi powinny się tym zająć – mówi na łamach tygodnika „Spiegel" Frank Ulrich Montgomery ze Światowego Stowarzyszenia Lekarzy (WMA).

Euro 2020 towarzyszył surowy reżim sanitarny, ale obowiązkowych szczepień nie było. Trwają targi wokół mundialu w Katarze. Organizatorzy poinformowali, że przepustką na trybuny będzie certyfikat szczepienia. Dziennikarze „The Athletic" kilka tygodni temu donieśli, że podobny obowiązek może dotyczyć zawodników. Tego chce uniknąć Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA), bo podobne przepisy zawsze rodzą ryzyko utraty kilku gwiazd.

Kosztowny opór

Klarowne reguły określające restrykcje dla niezaszczepionych powstały za oceanem. Gracze z Narodowej Ligi Futbolu Amerykańskiego (NFL) mogą grać, ale są regularnie testowani, a za lekceważenie zasad dystansu społecznego i brak maseczki grożą im surowe grzywny. Seria zachorowań wśród niezaszczepionych zawodników jednej drużyny oznacza walkower.

Taryfy ulgowej nie mają gwiazdorzy NBA. Andrew Wiggins z Golden State Warriors prosił władze rozgrywek o możliwość rezygnacji ze szczepienia ze względów religijnych, ale zgody nie otrzymał. Dowiedział się za to, że nie będzie mógł grać w domowych meczach do momentu, aż wypełni zalecenia władz San Francisco. Ostatecznie przyjął preparat Johnson & Johnson. Będzie mógł dzięki niemu nie tylko wykonywać swoją pracę, ale także wejść do restauracji.

Początek sezonu stracił Kyrie Irving, którego władze Brooklyn Nets odsunęły od składu. Formalnie nie może grać jedynie w meczach domowych i za nie pensji nie dostanie. Brak szczepienia może go kosztować nawet 15 mln dolarów. – Szanujemy jego decyzję – podkreśla dyrektor generalny Sean Marks. – Jeśli przepisy się zmienią, powitamy go z otwartymi ramionami – dodaje trener Steve Nash.

– Ludzie na świecie umierają na Covid-19, a nagle wychodzi jeden koszykarz, który twierdzi, że Ziemia jest płaska, a do tego powtarza, że nie będzie się szczepił. Takie zachowanie boli. Przez takie postawy sportowcy są uważani za głąbów i mało inteligentne osoby, a tak przecież nie jest. Postawa Irvinga jest dla mnie niezrozumiała – irytował się niedawno w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Marcin Gortat.

Wyłącznie zawodniczki zaszczepione oraz mające za sobą infekcję przebytą w ciągu sześciu ostatnich miesięcy będą mogły wziąć udział w grudniowych mistrzostwach świata piłkarek ręcznych. Przepisy obejmą również członków sztabu szkoleniowego oraz oficjalnych delegacji. To rewolucja, która ma zagwarantować normalność. Uczestnicy będą musieli przestrzegać reguł reżimu sanitarnego, ale Hiszpanie zrezygnują z zamykania ich w bańkach.

Ważnym egzaminem dla świata sportu będą zimowe igrzyska w Pekinie. Granicę Chin przekroczą tylko zaszczepieni, alternatywą jest 21-dniowa kwarantanna. Olimpijczyków czeka życie w zamkniętej pętli, czyli poruszanie się wyłącznie między arenami – od momentu lądowania aż do opuszczenia kraju. To surowsza wersja przepisów, które organizatorzy wprowadzili już przy okazji igrzysk w Tokio, ale akurat Japończycy mieli problemy z ich egzekucją.

Szczepienia były wówczas zalecane, ale nieobowiązkowe. Przyjęło je 85 proc. mieszkańców wioski olimpijskiej. Problemów nie miała z tym większość Polaków, choć obiekcje zgłaszali chociażby oszczepnik Marcin Krukowski i kulomiot Michał Haratyk.

Presja rośnie

Teraz wśród biało-czerwonych oporu także nie ma. Skoczkowie, biegacze, snowboardziści i alpejczycy już się zaszczepili, bo ułatwiło to podróże na zagraniczne zgrupowania. Dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Konrad Niedźwiedzki miesiąc temu mówił, że w jego organizacji na szczepienie czekają jeszcze dwie osoby.

Przedstawiciele Polskiego Związku Biatlonu nie chcieli mówić o statusie zawodników i zawodniczek, ale wiadomo, że od nowego sezonu zmieni się reżim testów podczas Pucharu Świata. Niezaszczepionych przy okazji każdego startu czekają obowiązkowe testy, za które zapłacą z własnej kieszeni. – Tylko w pełni zaszczepieni, ozdrowieńcy oraz regularnie testowani będą mogli startować w zawodach – ogłosiła Międzynarodowa Unia Biatlonu.

Niektórzy wprowadzają regulacje na najwyższym szczeblu. Każdy amerykański olimpijczyk musi się wylegitymować dokumentem potwierdzającym szczepienie najpóźniej 1 grudnia. To warunek kwalifikacji do wyjazdu na zimowe igrzyska.

Mistrzostwa świata szczypiornistek mogą pokazać, że dzięki szczepieniom życie i rywalizacja w czasach koronawirusa są możliwe, a decyzja władz stanu Victoria oraz organizatorów Australian Open pokazuje, że interes społeczny jest ważniejszy od sportu i jego pieniędzy. Chyba warto pójść właśnie tą drogą, nawet jeśli na początku będzie ona prowadzić ostro pod górę.

Czytaj więcej

Igrzyska w Tokio. Zderzenie japońskiej ostrożności z zachodnią beztroską

Novak Djoković dzięki wygraniu w tym roku Australian Open, Roland Garros i Wimbledonu zrównał się w klasyfikacji triumfatorów turniejów Wielkiego Szlema z Hiszpanem Rafaelem Nadalem i Szwajcarem Rogerem Federerem (mają po 20 zwycięstw). Przyszłoroczny turniej w Australii to dla niego pierwsza okazja, żeby zostać samotnym liderem tego zestawienia. Nie wiadomo jednak, czy z niej skorzysta, bo jest sztandarową postacią ruchu przeciwników obowiązkowych szczepień, a gospodarze turnieju w Melbourne już zapowiedzieli, że przyjmą tylko zaszczepionych.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi