Kimmi Raikkonen. Kolorowy ptak Formuły 1 odleciał

Kimi Raikkonen kończy karierę. Formułę 1 po 20 latach opuszcza były mistrz świata i ostatni błazen na dworze królowej sportów motorowych.

Publikacja: 24.09.2021 16:00

Kimi Raikkonen

Kimi Raikkonen

Foto: HochZwei/East News

Cztery lata temu podczas Grand Prix Australii garaż Ferrari odwiedziła aktorka Nicole Kidman. Nic nadzwyczajnego, laureatka Oscara chciała poznać kierowców i choć Niemiec Sebastian Vettel zabawiał ją rozmową, to Raikkonen jedynie przywitał się, po czym bez słowa odszedł w swoją stronę. – Nie znam jej, więc dlaczego mielibyśmy rozmawiać? – wyjaśniał później w swojej biografii spisanej przez Kariego Hotakainena.

Innym razem, kiedy podczas wywiadu w telewizji były brytyjski kierowca Martin Brundle zapytał go, dlaczego nie wziął udziału w prezentacji z udziałem Pelego, odparł z szerokim uśmiechem: – Musiałem się wysr**.

Zawsze żył w swoim świecie i nie dbał o to, co mówią inni. Podczas prestiżowej gali dla bohaterów roku w sportach motorowych w Sankt Petersburgu, kiedy był trzecim kierowcą mistrzostw świata, wyszedł na scenę rozanielony oraz... kompletnie pijany. Chwiał się, ściskał Vettela i łagodził kiepskie wrażenie szerokim uśmiechem.

Raikkonen, na co dzień skryty i wycofany – podobno w fińskich lasach można spotkać drzewa bardziej rozmowne od niego – po alkoholu zmienia się w kolorowego ptaka.

Drzemka w stosie opon

Decyzję o zakończeniu kariery podjął zimą, ale ogłosił ją niedawno, przy okazji Grand Prix Holandii. „Czas na nowe rzeczy. Mimo że sezon wciąż trwa, chciałbym podziękować rodzinie, wszystkim zespołom, każdej osobie, którą spotkałem na swojej drodze podczas kariery, oraz kibicom, którzy wspierali mnie cały czas. Przygoda z Formułą 1 zmierza do końca, ale w życiu wciąż czeka na mnie dużo nowych doświadczeń" – napisał na Instagramie.

Później wyjaśniał, że teraz najważniejsza będzie dla niego rodzina, a konkretnych planów na przyszłość nie ma, bo przez 20 lat żył zgodnie ze ścisłym harmonogramem weekendów wyścigowych i teraz czas na luz.

Prawdopodobnie nigdy nie trafiłby do Formuły 1, gdyby nie pasja rodziców. Raikkonen nie jest jednak synem milionerów, jak wiele dzisiejszych gwiazdek F1. Wręcz przeciwnie – jego rodzice każdą zimę spędzali na ciężkiej pracy od brzasku do zmierzchu, a latem pakowali namiot, stos puszek, gokarta i synów do vana, żeby jeździć na zawody. To była kariera napędzana pasją i talentem, nie dolarami.

Czytaj więcej

Nieoczekiwany powrót Kubicy na tor Formuły 1

Błyszczał w kartingu już jako dziesięciolatek, a swój pierwszy wyścig poza Finlandią pojechał w Monako. Świetne występy w Formule Renault sprawiły, że do startów w F1 zaprosił go Peter Sauber, który kiedyś był jednym z ojców kariery Roberta Kubicy.

Przyznanie superlicencji na starty dla niedoświadczonego 21-latka z Finlandii budziło w środowisku opór, władze Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) były wręcz przerażone. Chodziło przecież o dzieciaka, który wcześniej w niższych seriach wyścigowych startował tylko 23 razy, a teraz chciał wejść do nowego świata, w którym dopiero niedawno zabliźniły się rany po tragicznej śmierci Brazylijczyka Ayrtona Senny, a procedury bezpieczeństwa wciąż szlifowano.

Raikkonen uciszył krytyków już w pierwszym występie, kończąc debiutancki wyścig w Australii na szóstym miejscu. Wygrał wówczas Niemiec Michael Schumacher, który wyprzedził Brytyjczyka Davida Coultharda i Brazylijczyka Rubensa Barrichello. Blichtr i prestiż królowej motorsportu nie robiły chyba na nim zbyt dużego wrażenia, skoro jeszcze pół godziny przed startem przerażeni mechanicy złapali go na drzemce. Podobnie było kilka lat wcześniej, gdy jego rodzice dyskutowali o przyszłości syna z inżynierem CRG Racing Team, a on zasnął w stosie opon.

Spędził rok w zespole Red Bull Sauber i trafił do McLarena. Zastąpił tam rodaka Mikę Hakkinena, który powiedział wówczas szefowi zespołu Ronowi Dennisowi: – If you wanna win, get the Finn (Jeśli chcesz zwyciężać, zatrudnij Fina).

Raikkonen na pierwsze zwycięstwo czekał rok. W ciągu pięciu sezonów dwa razy został z McLarenem wicemistrzem świata, a potem trafił do Ferrari. Dostał ofertę z gatunku tych nie do odrzucenia. Ferrari to trzecia z największych włoskich religii – obok katolicyzmu i piłki nożnej. Kiedy menedżer poinformował Fina o szczęśliwym finale negocjacji, ten wyrzucił telefon do wody. Był na prywatnym jachcie – w drodze na turniej pokerowy.

Właśnie w barwach zespołu z Maranello zdobył jedyny w karierze mistrzowski tytuł (2007). Wyprzedził Brytyjczyka Lewisa Hamiltona i Hiszpana Fernando Alonso. Później jeździł jeszcze dla Lotusa, ponownie trafił do Ferrari, a kończy karierę jako kierowca Alfy Romeo. Miał w startach dwuletnią przerwę – chciał spróbować swoich sił w rajdach – a wrócił prawie jak Michael Jordan i zajął trzecie miejsce w mistrzostwach świata.

W wyścigach Formuły 1 wywalczył 18 pole position, odniósł 21 zwycięstw, miał 46 najszybszych okrążeń wyścigu i stał na podium 103 razy.

Ucieczka autostradą

Raikkonen kolejny sezon obejrzy już z pozycji emeryta, jeśli w ogóle go to zainteresuje. Kiedy w 2006 roku jego bolid uległ awarii podczas GP Monaco, wysiadł, przeskoczył przez barierki, a realizator telewizyjny kilkanaście minut później wychwycił go bez koszulki w jacuzzi na zacumowanym nieopodal toru jachcie należącym do jego przyjaciół. Gdy gościł w popularnym programie motoryzacyjnym „Top Gear", prowadzący Jeremy Clarkson opowiedział, jak pewnego razu w barze stojący obok niego pijany gość upadł jak długi, twarzą na ziemię. – Tak, to byłem ja – potwierdził Raikkonen.

Nie było to wcale wyznanie wstrząsające, Fin od dawna miał już wówczas opinię hulaki. Zawsze umiał znaleźć towarzystwo do zabawy. Przyjaciel Sami Visa w książce „The Unknown. Kimi Raikkonen" wspomina, jak kiedyś gościł u niego w Helsinkach i w środku nocy obudził go gospodarz, który wpadł do domu z muzykami Guns N'Roses.

Finlandia to kraj rozkochany w hokeju na lodzie, więc kiedy tamtejsza reprezentacja awansowała w Turynie (2006) do finału turnieju olimpijskiego, Raikkonen wynajął samolot, a kiedy alkohol uderzył już pasażerom do głów, wysmarowali się znalezionym na pokładzie pudrem dla niemowląt. Kiedy wylądowali i celnik zapytał, skąd przylecieli, Raikkonen odparował: – Jasne, że z Kolumbii.

 Kiedy w 2006 roku jego bolid uległ awarii podczas GP Monaco, wysiadł, przeskoczył przez barierki, a realizator telewizyjny kilkanaście minut później wychwycił go bez koszulki w jacuzzi na zacumowanym nieopodal toru jachcie należącym do jego przyjaciół

Pracownicy lotnisk nie mieli z nim łatwego życia. Przy okazji innej podróży kierowca podczas prześwietlania bagażu wskoczył na taśmę, wyjaśniając, że chciałby wreszcie dostać „pełny obraz swego ciała".

Marc Priestley w książce „Mechanik. Kulisy padoku Formuły 1"opowiedział, jak podczas prywatnych testów na torze Paul Ricard zadzwonił do niego Raikkonen i poprosił o otwarcie jednego z pustych garaży w alei serwisowej. Okazało się, że przekroczył prędkość na francuskiej autostradzie, urwał się ścigającym go policjantom i chce ukryć swojego sportowego mercedesa na wypadek, gdyby ktoś go szukał.

Mechanik McLarena w tej samej książce wspomina też spotkanie z Raikkonenem w hotelu Crowne Towers po Grand Prix Australii w Melbourne, które skończyło się zdemolowaniem pokoju i bitwą na jajka i tosty, bo panowie po imprezie zamówili do pokoju dziesięć angielskich śniadań.

Szefujący zespołowi Ron Dennis zawsze, kiedy dochodziły do niego plotki o imprezowych wyskokach Raikkonena, dzwonił do jego trenera personalnego Marka Arnalla, który musiał kluczyć i tak relacjonować postępki przyjaciela, żeby ukoić wściekłość przełożonego. Dementował więc zarówno opowieści o pijanym, obnażającym się w nocnym klubie kierowcy, jak i o ręce, którą miał złamać podczas wolnego weekendu w trakcie zawodów na skuterach śnieżnych. Obie historie były prawdziwe.

Mechanicy nie tylko słuchali o alkoholowych wyczynach Raikkonena, ale także w nich uczestniczyli. Fin po zakończeniu sezonu w 2005 roku zabrał cały zespół prywatnym odrzutowcem do Laponii, gdzie wynajął dziesięciopokojową rezydencję, a po wielodniowej imprezie przedstawił współpracowników rodzicom. Kiedy znany dziennikarz Will Buxton zapytał go, czy jest jakaś rzecz, którą chciałby zrobić, ale ze względów bezpieczeństwa zabrania mu jej umowa z Ferrari, odpowiedział, że nie czyta kontraktów, a ludzie powinni w życiu robić to, co sprawia im radość.

Metanol zamiast krwi

Podobno najdłuższa impreza, jaką przeżył, trwała 16 dni. Odwiedził w tym czasie cztery kraje oraz kilkanaście knajp. Zdążył podobno wpaść do basenu w posiadłości księcia Bahrajnu, pił wino ze świecznika i skręcił staw skokowy, dryblując jak Diego Maradona. Pięć dni po zakończeniu zabawy zajął trzecie miejsce w Grand Prix Hiszpanii. Kiedy podczas konferencji prasowej poproszono go o ocenę wyścigu, wypalił po fińsku: – Chciałbym złożyć wszystkim mamom najlepsze życzenia z okazji Dnia Matki.

Tak, jak kochali go paparazzi, którym zdarzyło się dorwać pijanego Fina śpiącego na gumowym delfinie, tak jego wypowiedzi – będące w telewizji złotem – dla dziennikarzy piszących stawały się koszmarem. No bo co zrobić, kiedy kierowca na pytanie: „Dlaczego podpisałeś kontrakt z Sauberem?", odpowiada: „Dlaczego nie?", a gdy dziennikarz docieka, jak spisywały się w kwalifikacjach opony jego bolidu, Kimi odparowuje: „Kręciły się, zgodnie z planem".

Podobno Raikkonen dziennikarzy po prostu nie lubi, „Formuła 1 bez mediów byłaby rajem" – to jego słowa. Kiedyś po zawodach na torze Silverstrone tak zirytował go fotoreporter, że go popchnął i przewrócił.

Kochali go paparazzi, którym zdarzyło się dorwać pijanego Fina śpiącego na gumowym delfinie

Zwięzłość Fina marketingowcy Lotusa wykorzystali w nagraniu promocyjnym, Raikkonen na wszystkie pytania Matta LeBlanca (grał Joeya w serialu „Przyjaciele") odpowiada: – Nie wiem. Kiedy dziennikarze zapytali Vettela, czego będzie mu brakowało najbardziej, kiedy Raikkonen odejdzie z Ferrari, odpowiedział: „Ciszy", bo Raikkonen mówi zazwyczaj cicho, jakby niechętnie. Trudno go zrozumieć. Także dlatego, że miał w dzieciństwie wypadek rowerowy: uderzył szyją w kierownicę, uszkodził struny głosowe. Mówić zaczął późno, jako trzylatek. Jego rodzice byli zaniepokojeni i zabrali nawet Kimiego do terapeuty, który powiedział: – Państwa syn jest nieprzeciętnie inteligentny, więc może właśnie dlatego wybrał milczenie.

Tylko tyle

Mimo inteligencji miał problemy w szkole. Niechętnie mówił i miał dysleksję, powtórzył nawet klasę. Prawdopodobnie od zawsze układ toru czytał lepiej niż książki. Niektórzy mówią o takich ludziach, że mają w żyłach metanol zamiast krwi. Inni, że urodzili się z kluczem francuskim w dłoni.

Priestley na łamach swojej książki przyznaje, że wielokrotnie ludzie dociekali, czy Raikkonen przyjechał kiedyś na wyścig pijany. „To pytanie tak głupie, że w zasadzie nawet nie zasługuje na odpowiedź. Traktuje swoją pracę bardzo poważnie. Rzadko zdarzało się, żeby w tygodniu poprzedzającym wyścig opuszczał wieczorem hotel. Zazwyczaj oglądał telewizję i zamawiał jedzenie do pokoju. Wszystko zmieniało się dopiero w niedzielę wieczorem, po wyścigu" – pisze dziennikarz.

Był na torze precyzyjny i metodyczny, ale bywał też szalony. Kiedy w 2002 roku podczas kwalifikacji do Grand Prix Belgii pojawiła się gęsta mgła, wcisnął pedał i poszedł w nią jak w dym. – Tam mógł być wypadek, tam mógł być ogień, tam mogło być cokolwiek, a on jechał dalej – mówił zszokowany brytyjski komentator James Allen, a sponsorzy zacierali ręce.

Raikkonen był zawodowcem, który pędził przez życie z gazem w podłodze. Idealnie pasował do dawnej Formuły 1, napędzanej wielkimi pieniędzmi koncernów tytoniowych, gdzie filmy reklamowe nagrywało się w samolocie czarterowym zapewniającym na kilka sekund stan nieważkości, zespoły do osuszania mokrego toru wynajmowały helikoptery, a McLaren opracował krzywą kosztów, zgodnie z którą mógł wydać 100 tys. funtów na poprawę czasu o jedną dziesiątą sekundy.

Dziś jeźdźca bez głowy zastąpił podobno odpowiedzialny ojciec. Raikkonen twierdzi, że właśnie ze względu na rodzinę zakończył karierę. Kocha snowboard, hokej na lodzie i skutery śnieżne, więc na pewno nie zabraknie mu adrenaliny. A królowa motorsportu? Kiedy podczas jednej z konferencji dziennikarz zapytał go, co dają mu starty w Formule 1, odpowiedział zwięźle: – Ściganie. Tylko tyle.

Cztery lata temu podczas Grand Prix Australii garaż Ferrari odwiedziła aktorka Nicole Kidman. Nic nadzwyczajnego, laureatka Oscara chciała poznać kierowców i choć Niemiec Sebastian Vettel zabawiał ją rozmową, to Raikkonen jedynie przywitał się, po czym bez słowa odszedł w swoją stronę. – Nie znam jej, więc dlaczego mielibyśmy rozmawiać? – wyjaśniał później w swojej biografii spisanej przez Kariego Hotakainena.

Innym razem, kiedy podczas wywiadu w telewizji były brytyjski kierowca Martin Brundle zapytał go, dlaczego nie wziął udziału w prezentacji z udziałem Pelego, odparł z szerokim uśmiechem: – Musiałem się wysr**.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi