Irena Lasota: Paradoksy dziękczynienia

Jak co roku w czwarty czwartek listopada obchodzone jest w Stanach Święto Dziękczynienia – Thanksgiving Day. Menu jest zwykle takie samo, przede wszystkim indyk, olbrzymich rozmiarów – pisałam już poprzednio, że waga średniego indyka podwoiła się w ciągu ostatnich 40 lat i swoim rozmiarem przewyższa średniej wielkości jagnię spotykane na Kaukazie.

Publikacja: 26.11.2021 16:00

Irena Lasota: Paradoksy dziękczynienia

Foto: Pixabay

W reklamach widać wszędzie gołe, obskubane oczywiście z piór indyki, które w dodatku zastrzykuje się jakimiś ziołami i tłuszczami, żeby podobno lepiej smakowały. Wydaje mi się, że gdy chce się namówić wszystkich na szczepienie się przeciwko wirusom, można by darować sobie te raczej nieprzyjemne skojarzenia ze strzykawką. Zwłaszcza że wedle znajomych jadających indyki nic nie pomaga – świąteczny indyk jest zazwyczaj suchy i bez smaku. Dlatego dziękczynieniowy entuzjazm numer dwa skupia się na stuffingu, czyli nadzieniu. Można sobie wyobrazić rozmiar jaskini, czyli wnętrza dziesięciokilogramowego indyka, i ile tam trzeba wepchnąć, żeby je wypełnić. Głównymi składnikami są chleb, jajka, masło, cebula i różne specjalnie na tę okazję zmieszane i przygotowane przyprawy, z których czasem można wyróżnić smak rozmarynu.

Do tego obiadu – najważniejszego święta rodzinnego w tradycji amerykańskiej, na które zjeżdżają się dzieci z college'u i babcie z domów starców – który trwa godzinami, podaje się też różne, dożynkowe jakby potrawy: zupę, potrawkę i placek z dyni, kukurydzę w różnych postaciach i – o dziwo – brukselkę, która pojawiła się na amerykańskiej ziemi dopiero około 100 lat temu. W związku z nową polityką historyczną nie bardzo już wypada przebierać się za pielgrzymów i Indian, więc dzieci przebierają się za indyki i dynie, zwłaszcza że te ostatnie, które też osiągają tu gargantuiczne rozmiary, są wprowadzane do sprzedaży już we wrześniu, w oczekiwaniu na Halloween, czyli amerykańskich Wszystkich Świętych.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Kto wreszcie uruchomi artykuł czwarty paktu NATO?

Bo rok w Stanach dzieli się na dwie nierówne części. W czasie pierwszej, ośmiomiesięcznej, są tylko dwa jako tako komercyjne święta: walentynki i 4 lipca, czyli Dzień Niepodległości. To pierwsze już się mało opłaca, bo kiedyś ludzie kupowali dziesiątki kartek z serduszkami, ale internet zamknął ten biznes, a i z lipcowym świętem nie jest najlepiej, bo ile można zarobić na flagach i zimnych ogniach? Natomiast druga, krótsza, część roku jest niekończącym się festiwalem zakupów i sprzedaży, który zaczyna się po Labor Day, niby takim tutejszym 1 Maja, pierwszym poniedziałku września, i trwa do początków stycznia. Kiedyś pomiędzy świętami były jakieś przerwy, w czasie których zmieniano wystawy i wystrój sklepów. W tym roku już we wrześniu pojawiły się dekoracje i wystroje halloweenowe, thanksgivingowe, chanukowe i bożonarodzeniowe. W zeszłą niedzielę byłam na niewielkiej ulicy w Arlingtonie, na której jest kilka restauracyjek i barów, i aż przelewało się w nich od szkieletów, dyni, szopek i drejdli. Wszystkiego jest w bród – poza klientami, którzy powoli wychodzą z pandemii, zastanawiając się, czy czwarta doza szczepionki będzie się nazywać booster czy jakoś inaczej, i którzy odczuwają pełzającą inflację.

Druga, krótsza, część roku jest niekończącym się festiwalem zakupów i sprzedaży, który zaczyna się po Labor Day, niby takim tutejszym 1 Maja, 

W tym wszystkim zadziwiają media, jakieś takie nieamerykańskie, bo jednogłośne, namawiające do robienia zakupów, bo może nie wystarczyć. Raz ma nie wystarczyć papieru toaletowego (zawsze jest, był i będzie, póki do władzy nie dojdą trockistki z Partii Demokratycznej), innym razem grozi nam niedostatek samochodów lub nawet benzyny. Benzyna rzeczywiście podrożała, około 25 proc. w ostatnich miesiącach, ale ciągle litr kosztuje mniej niż dolara, czyli dwa razy mniej niż np. w Szwecji i oczywiście mniej niż w Polsce. W nawoływaniu do konsumpcji, w którym prześcigają się rządy i media, tkwi paradoks: jesteśmy w stanie kryzysu, z którego nie wiadomo kiedy wyjdziemy. Biedniejemy, rośnie inflacja i bezrobocie, mogą wystąpić braki w zaopatrzeniu. Na zdrowy rozum należałoby nawoływać do wstrzemięźliwości, umiaru i pomocy bliźniemu. Tak było np. w czasie drugiej wojny światowej. Ale dziś – jeśli chcemy wyjść z kryzysu – musimy podobno więcej jeść, pić, kupować więcej niepotrzebnych rzeczy i prezentów, i tak wyciągniemy się wszyscy nawzajem z ruchomego piasku, w który się osuwamy. (À propos, ruchomy piasek, zwany piaskiem kinetycznym, „piasek niczym z nadmorskiej plaży w Twoim domu!", już od 69 zł, najlepszy prezent dla dzieci od lat trzech). Czy tylko ja tego nie rozumiem?

Czytaj więcej

Irena Lasota: Przemyślenia na wieczór wyborczy

W reklamach widać wszędzie gołe, obskubane oczywiście z piór indyki, które w dodatku zastrzykuje się jakimiś ziołami i tłuszczami, żeby podobno lepiej smakowały. Wydaje mi się, że gdy chce się namówić wszystkich na szczepienie się przeciwko wirusom, można by darować sobie te raczej nieprzyjemne skojarzenia ze strzykawką. Zwłaszcza że wedle znajomych jadających indyki nic nie pomaga – świąteczny indyk jest zazwyczaj suchy i bez smaku. Dlatego dziękczynieniowy entuzjazm numer dwa skupia się na stuffingu, czyli nadzieniu. Można sobie wyobrazić rozmiar jaskini, czyli wnętrza dziesięciokilogramowego indyka, i ile tam trzeba wepchnąć, żeby je wypełnić. Głównymi składnikami są chleb, jajka, masło, cebula i różne specjalnie na tę okazję zmieszane i przygotowane przyprawy, z których czasem można wyróżnić smak rozmarynu.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena