Rolę na Wyspach zaczęły się zmieniać: Polacy, którzy przez lata byli wyśmiewani, powoli zdobywają szacunek Brytyjczyków. A nawet sami wyśmiewają dawnych idoli.
– Rdzennych mieszkańców Królestwa łatwo znaleźć nie jest – przyznaje popularny wśród Polonii youtuber Zmywak w programie „From England With Love". – Google podpowiedział mi trzy tropy: zawsze są w pubach, gdzie raz do roku organizują sobie terapię antyalkoholową i nie piją. Są też na car boot. To takie ryneczki, gdzie starzy ludzie sprzedają starym ludziom stare przedmioty. Co za gów...! Wreszcie znajdziesz ich między domkami z czerwonej cegły po zapachu porannego zioła – przekonuje.
Komentarz jest złośliwy, ale ma w sobie ziarno prawdy. Wraz z brexitem Polacy coraz większym strumień zaczęli wracać do ojczyzny: jeśli wierzyć brytyjskiemu urzędowi statystycznemu (ONS), z 1,021 mln w 2017 r. ich liczba spadła do 900 tys. w 2019 r. i 738 tys. w 2020 r. Z kolei polski GUS ocenia, że tylko w 2020 roku wróciło z Wysp 176 tys. ludzi. Sekretarz ds. wewnętrznych Wielkiej Brytanii Priti Patel przekonywała co prawda, że przejmować się nie ma czym. – Wreszcie rodzimi Brytyjczycy przejmą stanowiska przyjezdnych. Rząd opracował w tym celu szeroki program szkoleniowy – mówiła minister.
Ale Anglicy, którzy przez wieki zawsze znajdowali obcych gotowych do wyręczania ich z uciążliwych zajęć – od Hindusów po Kenijczyków i Portugalczyków – nie garnęli się do pracy na budowach, przy opiece nad osobami starszymi czy w obsłudze hoteli. Kiedy więc zelżała brexitowa gorączka, okazało się, że nie ma komu dowozić towarów do sklepów, obsługiwać klientów restauracji, zbierać owoców czy leczyć chorych. W połowie listopada 2020 r. brytyjskie urzędy pracy notowały rekordową liczbę 1,2 mln wakatów. Kraj, jeśli nie stanął w miejscu, to zaczął działać na pół gwizdka. Wtedy zaczęto żałować wyjazdu imigrantów z Europy Środkowej.
– Zanim pojawili się Polacy, na hydraulika trzeba było czekać średnio 70 godzin. Dzięki nim przyzwyczailiśmy się, że usterka jest naprawiona najpóźniej w ciągu doby. Dziś znowu musimy czekać 70 godzin – przyznaje nie bez żalu „The Sun", niegdyś filar zwolenników brexitu.