Anders Aslund: Gaz nigdy nie popłynie przez Nord Stream 2

Prezydent Rosji od dziesięciu lat nie przeprowadził żadnej znaczącej reformy. Kiedy generałowie KGB uznają, że nie gwarantuje już stabilności reżimu, odsuną go od władzy. A jeśli uznają to za konieczne, nie cofną się przed radykalnymi środkami - mówi ekonomista Anders Aslund w rozmowie z Jędrzejem Bieleckim.

Aktualizacja: 22.10.2021 15:46 Publikacja: 22.10.2021 10:00

Anders Aslund: Gaz nigdy nie popłynie przez Nord Stream 2

Foto: Forum, Maksymilian Rigamonti

Kiedy rurociągiem Nord Stream 2 popłynie gaz?

Nigdy.

Jak to? Przecież gazociąg jest gotowy.

I co z tego? Izba Reprezentantów nie tylko głosami republikanów, ale i demokratów uchwaliła sankcje, które uniemożliwią uruchomienie Nord Stream 2. Zrobiła to zresztą nie tyle z uwagi na Polskę czy kraje bałtyckie, ale Ukrainę, która jest w Waszyngtonie bardzo popularna jako front walki Zachodu z rosyjskim autorytaryzmem. Restrykcje zostały dopisane do dorocznego budżetu wojskowego. Taka formuła powoduje, że Joe Biden nie będzie mógł ich zawiesić, jak to zrobił z poprzednimi sankcjami. Mechanizm jest prosty – każdy, kto będzie robił biznes z Nord Stream AG, konsorcjum zarządzającym gazociągiem, zostanie odcięty nie tylko od interesów z USA, ale w ogóle z Zachodem, którego walutą transakcyjną pozostaje dolar. Co prawda te przepisy wejdą w życie dopiero pod koniec roku, ale proces certyfikacji gazociągu, choćby w Niemczech, nie zostanie do tego czasu zakończony. A i nowy rząd niemiecki, w którego skład wejdą Zieloni, przyjmie zupełnie inne podejście do tego projektu.

Anders Aslund

Jest szwedzkim profesorem ekonomii, senior fellow w Atlantic Council w Waszyngtonie, szefem rady doradczej instytutu CASE oraz International Advisory Council. Zajmuje się głównie transformacją gospodarczą w krajach Europy Wschodniej

Władimir Putin chyba eksploduje ze wściekłości?

To jest pokerzysta. Liczy się z ryzykiem przegranej. Zakładał, że Niemcy i Ameryka są słabe. I zresztą wiele na to wskazywało: Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która zasadniczo prowadzi dziś politykę zagraniczną administracji Bidena, uważa, że należy grać z Rosją miękko, aby odciągnąć ją od Chin, których powstrzymanie jest dziś absolutnym priorytetem Waszyngtonu. To jest całkowicie mylna polityka. Ale Putin nie przewidział determinacji Kongresu. Teraz jednak wyciągnie z tego wnioski i będzie szukał innego sposobu szachowania Zachodu. Zresztą oligarchowie z jego otoczenia, jak choćby bracia Rotenberg, już zarobili krocie na tym projekcie, więc aż tak bardzo Kremlowi na tym nie zależy.

Ceny gazu biją w Europie rekordy. Putin twierdzi, że bez uruchomienia Nord Stream 2 nie spadną.

Putin jest kleptokratą: nie tylko zbudował ogromny własny majątek, ale otacza się ludźmi, którzy zawdzięczają mu gigantyczne fortuny. Świat jest zaś tak zbudowany, że im ktoś dostał więcej pieniędzy, tym bardziej obawia się ich utraty, jest do bólu lojalny

To jest zwykły szantaż. Rosja nie potrzebuje tej dodatkowej mocy przesyłowej. Wystarczy policzyć. W 2019 r. Gazprom dostarczył rekordową ilość gazu Europie – 165 miliardów metrów sześciennych. W 2020 r. było to już tylko 130 mld, w tym roku będzie to najpewniej 135 mld. Tymczasem przez terytorium Ukrainy można przesłać przynajmniej 120 mld, Polski – 33 mld, przez Turk Stream – 16 mld, a Nord Stream 1 – 55. Już teraz Rosja ma więc prawie dwa razy większą moc przesyłową, niż potrzebuje. Ceny gazu biją w Europie rekordy, bo z jednej strony niemal cały amerykański gaz skroplony kupuje Azja Południowo-Wschodnia, a z drugiej Putin celowo wstrzymuje dostawy. W przeszłości trzymał się jednej zasady: odcinał gaz wszystkim, ale nie Finlandii i Niemcom. Dziś nawet Niemcy tego nie uniknęły. Pokładając wiarę w Rosję, okazały się więc naiwne. Zawsze zresztą takimi były w stosunku do Moskwy.

Naiwna chyba jest jednak także Ameryka. Biden dał w sprawie Nord Stream 2 za wygraną chyba nie tylko dlatego, że jak Putin nie docenił determinacji Kongresu, ale też sądził, że Niemcy stały się zbyt silne, aby można było je kontrolować?

To jest wynik czystej ignorancji w Białym Domu. Prezydent mianował doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego 45-letniego Jake'a Sullivana, człowieka mało doświadczonego, przynajmniej gdy idzie o Europę Wschodnią. Dla niego Unia to Niemcy. Skoro więc prezydent chce poprawić relacje z Europą, to zdaniem Sullivana trzeba grać na Berlin. Prezydent jest na niego zdany, bo reszta aparatu rządowego nie funkcjonuje. Dość powiedzieć, że na 1200 kluczowych nominacji, jakie czekają na decyzję Senatu, zatwierdzono tylko nieco ponad 100. W samym Departamencie Stanu mówimy na razie o aprobacie dla ośmiu kluczowych stanowisk, w tym dwóch ambasadorów. A czeka na nie aż 200 osób! Jeszcze gorzej jest choćby w Departamencie Skarbu. Jeden senator z Teksasu Ted Cruz wstrzymuje zatwierdzenie 80 dyplomatów, w tym przyszłego ambasadora w Polsce Marka Brzezinskiego. Jednym słowem nie ma rządu i Ameryka robi błędy. Jak w sprawie Afganistanu czy właśnie Nord Stream 2.

I wymuszenia na Australii zerwania bez ostrzeżenia „kontraktu stulecia" na zakup od Francji okrętów podwodnych...

Owszem, ale tu też wchodzi w grę inny czynnik: Ameryka zawsze działa na własną rękę, nie liczy się z sojusznikami. Były oczywiście wyjątki, jak przebieg wojny w Afganistanie, ale już nie w Iraku czy interwencji w Suezie w 1956 r., która pozostawiła na lodzie Wielką Brytanię i Francję, de facto dobiła ich kolonialne imperia.

Czytaj więcej

Zboże. Nowe narzędzie rosyjskiego szantażu

Skoro Francja czuje się przez Bidena zdradzona, to samo może chyba spotkać Polskę? Prezydent może bez ostrzeżenia wyprowadzić amerykańskie wojska z naszego kraju?

Oczywiście! Wystarczy cofnąć się do 17 września 2009 r., gdy Barack Obama odwołał budowę w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, nie tylko nie konsultując tego z polskim rządem, ale i nie zastanawiając się, że robi to w 70. rocznicę sowieckiej napaści na Rzeczpospolitą. Dziś powtórka takiego scenariusza jest tym bardziej prawdopodobna, że prowokując Amerykanów, chociażby w sprawie TVN, Jarosław Kaczyński prowadzi samobójczą dla Polski politykę. A na to nakładają się rosnące wątpliwości w sprawie rządów prawa i demokracji w Polsce. Dla Bidena to rzecz fundamentalna, skoro obawia się, że w samych Stanach Zjednoczonych demokracja jest zagrożona. Kraje bałtyckie wiedzą, że Ameryka potrafi działać brutalnie, dlatego starają się nie wchodzić w konfrontację z Waszyngtonem.

Polskie władze zdają się grać na przeczekanie Bidena, liczą na powrót Donalda Trumpa...

Jeżeli jest jakiś zasadniczy powód, dla którego Trump może wrócić do władzy, to nieporównanie większe niż w Europie napięcia rasowe, jakie rozdzierają Amerykę. Aby to zrozumieć, wystarczy sobie uświadomić, że Afroamerykanie musieli czekać do 1965 r. na uzyskanie równych praw obywatelskich, a już w 2013 r. Sąd Najwyższy zaczął im je odbierać. Dziś biali są już w mniejszości wśród młodszych roczników mieszkańców USA. A skoro 90 proc. czarnych czy dwie trzecie Latynosów głosuje na demokratów, to przed republikanami staje groźba trwałej utraty władzy. Coraz bardziej zaczynają więc oni odchodzić od demokracji, system zaczyna iść w kierunku apartheidu. Bo jak inaczej rozumieć cały mit przegranych przez Trumpa wyborów w 2020 r., czy takiej próby przerysowania okręgów wyborczych, aby nawet przegrywając masowo wybory pod względem liczby uzyskanych głosów, republikanie zdobyli władzę? Trump ma przede wszystkim zaplecze wśród białych mężczyzn, którzy obawiają się otwartej konkurencji ze strony kolorowych. Jeśli podobną postawę przyjmą i białe kobiety, może wygrać.

Szef MSZ Zbigniew Rau powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej", że dla Ameryki Polska ma strategiczne znaczenie, bo bez niej nie da się obronić Ukrainy i państw bałtyckich. Inaczej mówiąc, jego zdaniem Amerykanie naszego kraju nie opuszczą.

Czytaj więcej

Zbigniew Rau: Amerykanie nie znaleźli dla nas czasu

Nie sądzę, aby w Stanach tak rozumowano. Ukraina ma dziś sprawniejszą armię od Polski, porównując z europejskimi krajami NATO, to gdy idzie o lądowe siły konwencjonalne, tylko Turcja ją przewyższa. Polskie wsparcie dla Ukrainy nie ma tu zasadniczego znaczenia.

A może Ameryka nie jest aż tak potrzebna Polsce, bo Rosja jest na tyle słaba, że nie warto się jej bać?

Owszem, Rosja to schodząca potęga. Przynajmniej od dziesięciu lat Władimir Putin nie przeprowadził tu znaczącej reformy. Ale to właśnie potęgi schodzące są najgroźniejsze. Pierwszą wojnę światową wywołała właśnie jedna z nich, Austro-Węgry, atakiem na Serbię. Nie Wielka Brytania czy Niemcy, imperia w rozkwicie. Zgodnie z tą samą logiką Putin będzie podburzał kraje ościenne nie po to, aby rozwijać rosyjską potęgę, tylko po to, aby utrzymać swój reżim. Stracił wszelką legitymizację, pozostaje mu represja, a tę musi jakoś usprawiedliwić: najlepiej przez zagrożenie z zewnątrz. Aby to zrozumieć, warto pochylić się nad dogłębną analizą komputerową wrześniowych wyborów do Dumy Sergieja Szpilkina. Okazuje się, że faktyczna frekwencja wynosiła nie 52, ale 38 proc., z czego Jedną Rosję poparło nie 50, a 32 proc. głosujących. A więc 12 proc. ogółu uprawnionych. Ale i w tym gronie dwie trzecie to osoby, które zostały przekupione, działały pod przymusem. Pozostaje 4 proc. uprawnionych: to jest tak naprawdę miara poparcia społecznego dla Putina. Wynik dla niego druzgocący!

Gdzie można spodziewać się z jego strony następnego uderzenia?

Jakieś spektakularne zabójstwo w zachodniej Europie? A może bomba w Bułgarii? Putin ma do dyspozycji zapewne najlepszy wywiad na świecie, także w Polsce. Ma też znakomite siły specjalne. Może więc wiele.

Czytaj więcej

W Moskwie znów grożą rozbiorami

W 2014 r. cofnął się przed frontalną ofensywą na południu Ukrainy, po części z powodu sankcji nałożonych przez Europę i Amerykę. Nie wróci do idei stworzenia Noworosji, odtworzenia zakresu wpływów ZSRR?

Putin uznał wówczas, że taka operacja byłaby zbyt kosztowna. Nie zmienił od tego czasu zdania, także z uwagi na wzmocnienie ukraińskich sił zbrojnych. Woli operować tanimi środkami jak atak w cyberprzestrzeni, przekupywanie zachodnich polityków, bo jest świadom ograniczeń finansowych, jakie ciążą na rosyjskim państwie.

Te środki byłyby jednak o wiele większe, gdyby zdobył się na reformy...

Musiałby wywrócić do góry nogami sposób, w jaki rządzi. A jest kleptokratą: nie tylko zbudował ogromny własny majątek, ale otacza się ludźmi, którzy zawdzięczają mu gigantyczne fortuny. Świat jest zaś tak zbudowany, że im ktoś dostał więcej pieniędzy, tym bardziej obawia się ich utraty, jest do bólu lojalny.

To nie skończy się bankructwem Rosji?

Putin ma jedną zasadę: po mnie choćby i potop. Chce rządzić do śmierci. Nie myśli o następcy.

Pan znalazł jednak sposób, w jaki Zachód mógłby obalić jego reżim: zamrażając jakiś bilion dolarów, zdeponowanych przez sojuszników Putina w zachodnich bankach.

Owszem, ale do tego nie dojdzie, bo zbyt wielu polityków na Zachodzie jest przekupywanych z tych pieniędzy. Powiem tylko, że na angaż w rosyjskich koncernach zdecydowało się już trzech byłych kanclerzy Austrii. A Gerhard Schroeder z samego zasiadania w radzie nadzorczej Rosnieftu dostaje oficjalnie 600 tys. dolarów rocznie, a w rzeczywistości z tego i innych źródeł dużo więcej. To ulubiony sposób działania Putina: tani a skuteczny.

Czytaj więcej

Były premier Francji w zarządzie rosyjskiego koncernu

W Polsce mu się jednak aż tak nie udaje?

Bo obok Szwecji Polska ma najbardziej wrogo nastawione do Rosji społeczeństwo. To systematycznie pokazują badania amerykańskiego instytutu Pew.

Na ile Putin zdaje sobie sprawę, że pozycja Rosji na świecie się osuwa?

Część problemu polega na tym, że – jak we wszystkich dyktaturach – do niego należy podejmowanie bardzo wielu decyzji. A tak naprawdę potrafi skoncentrować się jednocześnie tylko na jednej sprawie. Dlatego zasadniczo przekazał sprawy gospodarcze premierowi Michaiłowi Miszustinowi. Sam każdego dnia otrzymuje trzy raporty: od gwardii prezydenckiej, wywiadu wewnętrznego i zewnętrznego. Internetu właściwie nie używa, choć zna niemiecki i angielski i mógłby mieć dostęp do niezależnej informacji. Ale uważa, że wszystko, co ukaże się w mediach zagranicznych, jest manipulowane. Jak w Rosji.

To wysportowany człowiek, może jeszcze długo żyć...

Ale moim zdaniem nie utrzyma się u władzy do śmierci. Raczej skończy jak Michaił Gorbaczow, którego zmuszono w sierpniu 1991 r. do złożenia rezygnacji z funkcji sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Widzę przynajmniej trzy prawdopodobne scenariusze, które mogą doprowadzić do upadku tego reżimu. Po pierwsze, zagraniczna wojna, która kończy się porażką Rosji. Po wtóre, bunt społeczny z powodu pogarszających się warunków życia. Wreszcie decyzja samych władz, że Putin przestał być dla nich atutem i musi odejść.

Nie do niego należy w Moskwie ostatnie słowo?

Na razie tak. Ale to może się zmienić, jak było w ZSRR choćby z Nikitą Chruszczowem. Dziś rolę Biura Politycznego pełni Rada Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Składa się z 13 osób, ale kluczowych jest kilka, w szczególności Nikołaj Patruszew, Sergiej Iwanow, Aleksander Bortnikow, Władimir Kołokolcew. No i minister obrony Sergiej Szojgu. To jego stanowisko może przesądzić o losie Putina.

Czytaj więcej

Rosja: gospodarka najsłabsza od 20 lat, ale nie dla Kremla

Nawet życiu?

W tym gronie jest czterech generałów KGB. To nie są ludzie, którzy cofną się przed radykalnymi środkami, jeśli uznają je za konieczne.

Innym błędem Putina nie jest zbyt bliska współpraca z Chinami, popadnięcie w zależność od nich?

Rosja już jest młodszym bratem Chin. Jak może być inaczej, skoro ma dziesięć razy mniejszą ludność, dziesięć razy mniejszą gospodarkę? Putin znakomicie się dogaduje z Xi, mają podobny sposób działania. Ale już na poziomie ministerstw, a tym bardziej przedsiębiorstw, ich polecenia nawiązania bliższej współpracy nie są wprowadzane w życie. Obie strony nie mają do siebie zaufania.

To może Rosja byłaby zadowolona, gdyby Ameryka wyszła zwycięsko z wielkiej rywalizacji z Chinami?

Moim zdaniem to bardzo prawdopodobne z uwagi na politykę Xi. Przypomina mi przywódcę NRD Ericha Honeckera, który zlikwidował prywatny biznes rozwijający się za jego poprzednika Waltera Ulbrichta. Jak Putin z Michaiłem Chodorkowskim, tak Xi rozprawił się z Jackiem Ma, założycielem Alibaby. Podporządkowuje sobie finanse, koncerny farmaceutyczne, budowlane, uczelnie. Łączne zadłużenie kraju sięga 350 proc. PKB. Chiny osiągnęły poziom dochodu 11 tys. dolarów na mieszkańca i wpadły w typową pułapkę średniego wzrostu, bo nie potrafiły jak Tajwan czy Korea Południowa zrobić kolejnego kroku ku demokracji i rządom prawa. Do tego dochodzi kult jednostki rozwijany przez Xi. No i odejście Zachodu od globalizacji.

To czemu Biden ma aż taką obsesję na punkcie chińskiego zagrożenia?

Bo to typowy sposób uprawiania polityki zagranicznej przez USA: koncentrowanie się na jednym punkcie, a nie na wielu, jak to robi Rosja, Francja czy Wielka Brytania.

Czytaj więcej

Poparcie dla Joe Bidena topnieje

Jeśli Putin uważa, że frontalny atak przeciw Ukrainie byłby dla Rosji zbyt kosztowny, to chyba tym bardziej nie ruszy Polski?

Mój zmarły przyjaciel Borys Niemcow zawsze mówił, że Putin wierzy w art. 5 traktatu atlantyckiego. Uważa, że Ameryka, NATO nie blefują. Ale to było parę lat temu, przed upokarzającym wycofaniem się Amerykanów z Afganistanu i prowokacyjną polityką Kaczyńskiego, o której tu mówiliśmy. Przede wszystkim jednak Putin w ostatnich latach rozwinął wiele hybrydowych środków działania i nie myśli o ataku frontalnym. Ale sądzę też, że dokładnie analizował przyczyny rozpadu Związku Radzieckiego, co – jak wiadomo – uznał za „największą tragedię XX wieku". I nie mógł nie zauważyć, że jego źródłem był pakt Ribbentrop-Mołotow, który wcielił do ZSRR zachodnią Ukrainę i kraje bałtyckie z ich wrogą wobec Rosji ludnością. Dziś będzie chciał uniknąć powtórzenia tego błędu. To wiele tłumaczy z przeciąganiem pełnej integracji Białorusi z Federacją Rosyjską. Oczywiście odnosi się to w niepomiernie większym stopniu do Polski.

Polski, która od lat właściwie nie ma żadnej polityki wobec Rosji. Nikt z Moskwy do Warszawy nie przyjeżdża, podobnie jak z Warszawy do Moskwy. Jak to zmienić?

A po co zmieniać? Oczywiście, Zachód musi mieć jakieś kanały kontaktu z Rosją, ale tę rolę tradycyjnie pełni Finlandia. Jednak już pożegnalną wizytę Angeli Merkel na Kremlu uważam za błąd. Tylko Putin wyciągnął z tego korzyści.

Wołodymyr Zełenski zbliża się do połowy kadencji. Ta prezydentura jest sukcesem?

Jak się wybiera clowna, to ma się cyrk. A więc to nie jest sukces. Udało się wzmocnić armię, o czym wspomniałem. Ale niewiele więcej. W zeszłym roku bilans inwestycji zagranicznych był na Ukrainie negatywny – minus trzy miliardy dolarów, w tym roku wyjdzie zapewne na zero. Dlaczego? Przedsiębiorcy należący do Amerykańskiej Izby Handlowej w Kijowie w takiej kolejności wymieniają problemy dla biznesu: paraliż wymiaru sprawiedliwości, zabójcze podatki, korupcja i dopiero na czwartym miejscu wpływy oligarchów. Jak jednak można powołać prawdziwie niezależne i skuteczne sądy, jeżeli tę reformę Zełenski powierzył byłemu szefowi administracji Wiktora Janukowycza? Z kolei ataki na urząd antykorupcyjny ustały dopiero pod naciskiem Zachodu. Sam byłem w radzie nadzorczej ukraińskiej kolei i wiem, jak za obecnego prezydenta zniszczono zarządzanie państwowymi firmami.

To może system władzy na Ukrainie upadnie przed reżimem Putina?

Nie sądzę. To jednak otwarty kraj, demokracja, choć bez rządów prawa, gwarancji własności. To mimo wszystko o wiele lepiej niż w Rosji.

rozmawiał Jędrzej Bielecki


Kiedy rurociągiem Nord Stream 2 popłynie gaz?

Nigdy.

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi