Anna Grodzka: Stałam się dla ludzi nie kobietą, lecz „transką”

Ludzie zostali oszukani przez lewicę – w Polsce i na świecie. Ta tzw. trzecia droga Tony'ego Blaira, Gerharda Schrödera i Leszka Millera okazała się oszustwem. Wsparła neoliberalne stosunki ekonomiczne na świecie. To przez nich ludzie zwrócili się ku populizmowi.

Publikacja: 22.10.2021 16:00

Anna Grodzka na warszawskiej Manifie pod hasłem: „Wszystkie jesteśmy u siebie!”, 2015 rok

Anna Grodzka na warszawskiej Manifie pod hasłem: „Wszystkie jesteśmy u siebie!”, 2015 rok

Foto: FOTONOVA/east news, Maciej Biedrzycki

Pani wejście do Sejmu było sensacją, pierwsza w historii transpłciowa posłanka. Zniknęła pani ze sceny politycznej po czterech latach. Czy jeszcze pani wspomina, jak to w Sejmie bywało?

Czasami myślę o tych czterech latach w Sejmie, o Ruchu Janusza Palikota i jego ewolucji. Dość szybko okazało się, że Ruch zmierza w inną stronę, niż początkowo się wydawało. Jestem osobą o społecznie lewicowych przekonaniach. Gdy jesienią 2011 roku zostałam wybrana do Sejmu z listy Ruchu Janusza Palikota, wydawało mi się, że jestem we właściwym miejscu. W maju 2012 roku odbył się wielki kongres naszego ruchu w Sali Kongresowej poświęcony walce z biedą i problemom osób wyrzucanych z mieszkań. Główną postacią na tym kongresie obok Janusza Palikota był działacz społeczny Piotr Ikonowicz. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze wybrałam formację. Ale z upływem czasu neoliberalny kształt naszego klubu coraz bardziej dominował i budził moje wątpliwości. Dlatego w pewnym momencie odeszłam z niego. Przeszłam do partii Zielonych i zostałam jedyną przedstawicielką tej formacji w parlamencie. Nie przewidziałam, że u Zielonych też dojdzie do zmian. Część lewicowych działaczy odeszła i przystąpiła do Partii Razem. Wtedy już nie bardzo z kim w Zielonych miałam robić politykę, dlatego wycofałam się z aktywizmu.

Anna Grodzka w wyborach do europarlamentu w 2019 bezskutecznie ubiegała się o mandat posłanki, start

Anna Grodzka w wyborach do europarlamentu w 2019 bezskutecznie ubiegała się o mandat posłanki, startując z listy „Lewica Razem”

Fotorzepa/ Jakub Mikulski

Przez lata współpracowała pani z SLD. Dlaczego w 2011 roku postanowiła pani startować do Sejmu z list konkurencyjnej partii?

Wówczas nie uważałam, że SLD i Ruch Janusza Palikota będą dla siebie konkurencją. Przeciwnie, byłam zdania, że na scenie politycznej jest miejsce dla obu formacji. W SLD tak nie uważano, bo wykluczono mnie z partii, gdy okazało się, że zdobyłam mandat z Ruchu Palikota (śmiech).

To mnie akurat nie dziwi.

Dzisiaj mnie też nie (śmiech). Ale jesienią 2011 roku uważałam, że te dwie partie będą koegzystowały na scenie politycznej, a nawet się uzupełniały. SLD był zawsze bardzo konserwatywny, a z mojego punktu widzenia na dodatek homo- i transfobiczny, a Ruch Palikota wprost przeciwnie. To miało dla mnie ogromne znaczenie. Zgodziłam się kandydować do Sejmu, ponieważ Janusz osobiście obiecał mi, że będą mogła pracować nad ustawą o uzgodnieniu płci oraz nad ustawą o związkach partnerskich. W SLD nigdy mi niczego takiego nie proponowano.

Anna Grodzka

W przeszłości była w SdRP i SLD. W 2011 roku, już po korekcie płci, uzyskała mandat posłanki Ruchu Palikota z okręgu krakowskiego. Potem próbowała sił w Partii Zieloni, bezskutecznie startowała w wyborach prezydenckich (2015) i w wyborach do Parlamentu Europejskiego z Lewicy Razem (2019). Wstąpiła do PPS. Funkcjonuje publicznie jako osoba transseksualna, działa w ruchu LGBT. W stanie wojennym jako Krzysztof Bęgowski była w egzekutywie podstawowej organizacji partyjnej na UW.

Mówi pani, że SLD był partią homo- i transfobiczną. Odczuła to pani osobiście?

Nie, bo w czasach, gdy działałam aktywnie w Sojuszu, jeszcze nie zdecydowałam się na tranzycję, jeszcze funkcjonowałam jako facet. Ale znałam SLD od lat i wiedziałam, że w tym środowisku nie było poparcia dla tego rodzaju postulatów.

A o Palikocie musiała pani wiedzieć, że był wydawcą tygodnika „Ozon" o ostro prawicowym obliczu, który kiedyś ukazał się z okładką „Zakaz pedałowania". Trudno chyba o bardziej czytelne świadectwo homofobii?

Widzi pani, przed decyzją o starcie z list Palikota rozmawialiśmy na temat tej okładki, bo bez tego nie mogłabym kandydować. Mało osób mnie w życiu za coś przepraszało, dlatego nigdy nie zapomnę Janusza Palikota, który przepraszał mnie, Roberta Biedronia i kilka innych osób za błąd, jakim była ta okładka w piśmie „Ozon". Udało mu się nas przeprosić.

No, ale potem, już w trakcie kadencji, wyrywały mu się wypowiedzi świadczące o tym, że nie szanował osób homoseksualnych. Pamięta pani jego wypowiedź pod adresem Jarosława Gowina, że zachowuje się jak „katolicka ciota"? To było ewidentnie obraźliwe.

Nie uważałam tego za właściwy język. To był jeden z elementów, które sprawiały, że coraz bardziej brałam rozbrat z Ruchem Palikota. Bo oprócz odejścia od programu prospołecznego drugim trudnym dla mnie do akceptacji elementem był agresywny język, m.in. pod adresem katolików. Jestem ateistką, czyli – jak mówił Jeremi Przybora – jestem głęboko niewierząca, ale daleko mi do obrażania innych ludzi z tego powodu, że są katolikami, co, niestety, w naszej partii zdarzało się coraz częściej.

2011 rok, inauguracyjne posiedzenie Sejmu VII kadencji

2011 rok, inauguracyjne posiedzenie Sejmu VII kadencji

Fotorzepa/ Jerzy Dudek

W waszym klubie była grupa agresywnych antyklerykałów, a sam Palikot mrugał okiem do wyborców, obiecując np., że zdejmie krzyż wiszący w sali plenarnej.

No właśnie, nasilenie tego typu akcji coraz bardziej mnie degustowało. Tym bardziej że samemu Palikotowi zdarzały się wypowiedzi, które budziły we mnie niesmak. Osobiście nigdy nikogo nie obrażałam, traktuję ludzi z szacunkiem, zatem takie zachowanie nie było zgodne z moją osobowością.

Januszowi Palikotowi zdarzały się obraźliwe wypowiedzi i w przeszłości. Jeszcze zanim został liderem swojego ruchu, obrażał prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O Jarosławie Kaczyńskim powiedział: „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie".

Nie ma takich polityków, których wszystkie wypowiedzi by mi odpowiadały. Każdy kiedyś coś palnie. Zrobili to i Janusz Palikot, i Leszek Miller, i Jarosław Kaczyński, choć jego wypowiedzi mało mnie wzruszają. W każdym razie na pojedynczych wypowiedziach nie opieram swojego sądu o politykach i swoich decyzji.

2013 rok, marsz równości w Krakowie

2013 rok, marsz równości w Krakowie

Fotorzepa/ Piotr Guzik

Co panią zaskoczyło w działalności parlamentarnej?

Zaskoczyło to złe słowo. Niemile odczułam fakt – bo wcześniej nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak to jest niemiłe – że wszystkie partie w Sejmie były bardzo liderskie. Wcześniej uważałam, że każdy poseł powinien mieć duży zakres swobody. Janusz Palikot dawał mi dość dużo swobody, ale gdy dochodziło do głosowań, to chciał, żeby każdy członek klubu głosował tak samo. A to oznaczało, że każdy musiał mieć takie poglądy jak partia. Taki sposób działania obecny w systemie i we wszystkich partiach zupełnie przeczy demokracji i parlamentaryzmowi.

Janusz Palikot był wyrazistym liderem?

W moim przekonaniu był jedną z najinteligentniejszych postaci w ówczesnym parlamencie – błyskotliwy, urokliwy i bardzo charyzmatyczny.

A jednak odeszła pani od takiego uroczego lidera.

Palikot dawał mi dość dużo swobody, ale gdy dochodziło do głosowań, to chciał, żeby każdy członek klubu głosował tak samo

Bo powoli coraz bardziej okazywało się, że on bardziej działa na rzecz przedsiębiorców niż całego społeczeństwa. Pamięta pani projekt rządowy podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i mężczyzn? Wtedy cztery osoby z naszego klubu, m.in. Robert Biedroń, Wanda Nowicka i ja, głosowały nie tak jak klub, czyli byliśmy przeciwni poparciu rządowej koncepcji. To był jeden z powodów rozejścia się naszych dróg, bo naprawdę nie poszło o drobiazgi, tylko o rzeczy zasadnicze. Najbardziej raził mnie fakt, że decyzje Palikota w miarę upływu kadencji coraz bardziej przypominały ciche wsparcie obozu rządzącego, a coraz mniej miały wspólnego z aktywnością opozycyjnej partii lewicowo-liberalnej.

Dlaczego podwyższenie wieku emerytalnego nie szło w parze z pani poglądami? Nawet Kongres Kobiet poparł ten pomysł, a pani tam działała.

Kongres Kobiet miewał dziwne pomysły. Pamiętam, jak zupełnie bez sensu przyznał jakąś nagrodę Donaldowi Tuskowi. Zupełnie nie wiadomo za co, bo on przecież nie działał ani na rzecz kobiet, ani na rzecz środowisk LGBT. Wręcz przeciwnie, blokował wszystkie zmiany, na których zależało organizacjom działającym w tych obszarach. Podczas tego wydarzenia byłam w gronie osób, które rozwinęły transparent wspierający związki partnerskie, i osobiście wybuczałam Donalda Tuska (śmiech). Media się o tym nie zająknęły. A jeżeli chodzi o podwyższenie wieku emerytalnego, to miałam świadomość, że kilkaset tysięcy ludzi pobierających głodowe pensje czeka emerytury jak zbawienia, a obóz rządzący, czyli koalicja PO–PSL, zafundował im dłuższą pracę nawet bez socjalnego wsparcia. Nie uważaliśmy, że takie rozwiązanie przyniesie sukces formacji lewicowej i opozycyjnej, za którą ciągle chcieliśmy wtedy uważać Ruch Palikota. Jak się okazało, mieliśmy rację.

2013 rok, Anna Grodzka przed Sejmem, razem z Ryszardem Kaliszem

2013 rok, Anna Grodzka przed Sejmem, razem z Ryszardem Kaliszem

Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Walczyliście w klubie o zmianę tej decyzji?

Oczywiście. Dyskutowaliśmy o jej wszystkich aspektach – zarówno gospodarczych, jak i społecznych. Palikot używał argumentów politycznych, żeby przekonać klub do swoich racji, a myśmy używali argumentów społecznych, kulturalnych, gospodarczych, żeby tego nie robić. Niestety, większość poszła za Palikotem. Ale wtedy też zaczęłam nabierać podejrzeń, że Palikot, po pierwsze, popiera rząd, który prowadził politykę antypracowniczą i proprzedsiębiorczą, a po drugie, działa przeciwko lewicy.

To chyba było oczywiste od momentu, gdy zaczął ostro atakować SLD i mówić o Leszku Millerze, że ma krew na rękach?

Przede wszystkim Leszek Miller to nie było całe SLD. Sama uważałam, że decyzja o wysłaniu wojsk do Iraku, bo o to chodziło Palikotowi, była niewłaściwa. Z SLD wyrzucono mnie, gdy zostałam posłanką Ruchu Palikota, ale wygasiłam swoją aktywność w tej partii właśnie wtedy, gdy rząd polski kierowany przez Leszka Millera wysłał wojska do Iraku. Poza tym Miller źle zarządzał państwem, niedostatecznie dbał o wykluczonych, co spowodowało utratę zaufania zwolenników Sojuszu do tej partii i odpływ części wyborców do PiS – chodzi o elektorat socjalny, godnościowy, który uznał, że SLD niedostatecznie reprezentuje interesy ludzi wykluczonych. Zatem można powiedzieć, że Miller przyczynił się do sukcesu PiS na scenie politycznej. A jeżeli mowa o Palikocie, to w momencie gdy nawiązał kontakt z Aleksandrem Kwaśniewskim i uczynił go twarzą Twojego Ruchu, stało się jasne, że chce zniszczyć SLD.

Kongres założycielski partii „Twój Ruch” w 2013 roku

Kongres założycielski partii „Twój Ruch” w 2013 roku

Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Do pewnego momentu uczestniczyła pani w gierkach Palikota. Pamiętam historię z pani kandydowaniem na wicemarszałka. Palikot chciał rozgrywać panią przeciwko Wandzie Nowickiej, którą zamierzał odwołać z tej funkcji.

Nie zgadzam się z tą oceną. Od początku byłam po stronie Wandy. Palikot chciał ją odwołać ze stanowiska pod pretekstem przyjęcia przez nią premii, którą dostali wszyscy wicemarszałkowie. Uważałam, że to jest problem dęty, zarzut, który w ogóle nie powinien być Wandzie postawiony.

A jednak zgodziła się pani kandydować na wicemarszałka.

Tak. Zgodziłam się wziąć udział w tej akcji bez wiary, że zostanę wybrana na wicemarszałkinię Sejmu. Znany był mi stosunek całego Sejmu do mnie, a także fakt, że Platforma chciała mieć w Prezydium Sejmu kogoś, kto jej sprzyja. Ewidentnie nie mogłam wygrać tych wyborów. Ale, po pierwsze, Palikot poprosił mnie o kandydowanie, po drugie, uważałam, że umożliwi mi to przedstawienie moich poglądów, a po trzecie, że to będzie akcja, która pokaże prawdziwe oblicze centroprawicy, czyli opcji rządzącej, która nie dopuści mnie na to stanowisko wyłącznie ze względu na fakt, iż jestem trans. Ale ponieważ Wanda Nowicka nie zgodziła się ustąpić ze stanowiska, a Sejm jej nie odwołał, to nie było sprawy – poparłam ją w tej decyzji we wspólnym naszym wystąpieniu w mediach.

Nie miała pani podejrzenia, że Palikot chciał się pozbyć Nowickiej z pani pomocą?

Miałam więcej niż pewność, że chce się jej pozbyć. Ona była dość samodzielną osobą. Tak jak ja głosowała przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. Przede wszystkim była zbyt wyrazista i niezależna. Ale gdyby się ugięła i zrezygnowała, to dlaczego nie miałabym kandydować na to stanowisko?

Czy pamięta pani moment, w którym czara goryczy się przelała i stwierdziła pani, że ma dość współpracy z Palikotem?

Z mojego dorosłego punktu widzenia chodziło o to, żeby wspierać Tuska. Po to została założona partia Ruch Palikota

Nie było jednego takiego momentu. Ta decyzja we mnie dojrzewała, a poza tym coraz bardziej podobała mi się wtedy gruntownie lewicowa (mam na myśli poglądy społeczne) partia Zielonych. Pomyślałam, że może gdybym była posłanką Zielonych, to lepiej przysłużyłabym się Polsce niż w Ruchu Palikota.

I tak było?

Oczywiście. Robiłam to, co uważałam za słuszne, byłam wśród ludzi, których szanowałam i z którymi miałam wspólny cel. To była partia zdecydowanie najbardziej lewicowa na naszej scenie politycznej w owym czasie.

A co z ustawą o uzgodnieniu płci, nad którą pracowała pani w Ruchu Palikota? To nie była wartość?

Była. Mimo że pod koniec kadencji nie byłam w Ruchu Palikota, to posłowie tego klubu głosowali za moim projektem. Ustawa o uzgodnieniu płaci została uchwalona – przeszła przez Sejm i Senat. Odrzucił ją dopiero prezydent Andrzej Duda. Było to pierwsze weto, które złożył.

A ustawa o związkach partnerskich, czyli pani drugi cel?

Powstał jeden projekt, potem drugi. Następnie powstał projekt konkurencyjny, rozbijacki, w PO, a na koniec wszystko odrzuciła koalicja rządząca.

Ławy sejmowe w 2014 roku. Od lewej: Leszek Miller, Anna Grodzka, Janusz Palikot

Ławy sejmowe w 2014 roku. Od lewej: Leszek Miller, Anna Grodzka, Janusz Palikot

Fotorzepa/ Jakub Mikulski

To pewnie nie wierzy pani Tuskowi, gdy znowu opowiada o związkach partnerskich?

Teraz jest znacznie większy nacisk na te rozwiązania. Pozycja liberalnie myślących osób w Platformie Obywatelskiej jest znacznie silniejsza, niż była w kadencji 2011–2015. Ale podejrzewam, że on osobiście nie ma zamiaru niczego w tej sprawie robić, jeżeli się go nie zmusi.

Czy Palikot miał pretensje, że odeszła pani z klubu?

Pewnie miał, ale o czym mógł ze mną rozmawiać, skoro zrobiłam się dostatecznie politycznie dorosła, żeby rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

To o co w tym chodziło?

Janusz Palikot swoją drogą dzisiaj lepiej by pasował do Platformy Obywatelskiej niż wtedy

Z mojego dorosłego punktu widzenia chodziło o to, żeby wspierać Tuska. Po to została założona partia Ruch Palikota. Chodziło o odebranie wyborców lewicy i przetransferowanie ich do pozycji bliskich PO albo do partii z nią sympatyzującej. A także po to, żeby w krytycznych momentach wspierać rząd. Palikot długo ukrywał swoje prawdziwe intencje. Jak już mówiłam, dawał mi dużo swobody, np. pozwalał mi chodzić na blokady eksmisji razem z Piotrem Ikonowiczem, na popieranie określonych strajków. To nie było dla niego istotne. Najważniejsze było, żeby w określonych momentach wspierać rząd i różnić się od Millera. Dzisiaj, patrząc na tamte wydarzenia z perspektywy czasu, jestem tego pewna.

Przecież Palikot wydał książkę „Kulisy Platformy", w której przytoczył wiele niezbyt sympatycznych plotek o PO.

Jak widać, Platforma się z tego powodu nie przewróciła. Oczywiście, między Palikotem a Tuskiem są znaczne różnice. Palikot przedsiębiorca miał instynkty lewicowe i raczej zmierzał w kierunku przesunięcia PO bardziej na lewo, ale tak czy inaczej działał po prostu na jej rzecz. Swoją drogą dzisiaj lepiej by pasował do PO niż wtedy. A fakt, że Polska bardziej uwrażliwiła się na niektóre kwestie społeczne (jak problem eksmisji lokatorskich) i światopoglądowe (jak patologia hierarchii kościelnej i opresja wobec osób LGBTQ), to jest zasługa Ruchu Palikota i jego samego.

A może to jest „zasługa" PiS, które tak mocno przestawiło wajchę na prawo, że nastroje społeczne skierowały się w przeciwnym kierunku?

Mówienie o zasługach PiS w tym kontekście zdecydowanie odrzucam.

To oni okazali się zdecydowanie najbardziej prospołeczni.

Nie. Oni tylko byli cwańsi, bo postawili na hasła, dzięki którymi wygrali wybory. PiS oszukało polskie społeczeństwo podniesieniem płacy minimalnej, programem 500+ i innymi świadczeniami socjalnymi. Jestem przerażona tym, co PiS robi z polskim społeczeństwem i polityką. Jak robi wszystko, by wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. Nie tak się robi politykę lewicową, bo ona powinna polegać na umacnianiu instytucji publicznych i sfery publicznej przeciwko prywatnej. Nic takiego nie ma miejsca. Dalej tkwimy coraz mocniej w systemie światowego drapieżnego kapitalizmu i mamy do czynienia z walką o władzę – bezwzględną i autorytarną.

Przecież to jest pierwszy rząd od lat, który postawił na podwyżkę pensji minimalnej i świadczeń socjalnych.

Nie jestem populistką, tylko lewicowcem. Lewicowość nie polega wyłącznie na rozdawaniu benefitów, tylko na prowadzeniu polityki społecznej w kierunku demokracji i działaniu na rzecz interesu ludzi pracy. Bez demokracji nie ma lewicowości, jest tylko taki radziecki socjalizm. Jestem za taką polityką, która działa na rzecz wszystkich ludzi pracy, sprawiedliwie, nie tworząc nadmiernych, nieuzasadnionych różnic majątkowych, z poszanowaniem praw pracowniczych i rozwojem instytucji publicznych.

Kiedy ostatnio był w Polsce taki rząd?

Nigdy nie było takiego rządu, dlatego nigdy nie popierałam w pełni żadnego.

Czyli jest to pani wizja idealnego rządu, która dotąd się nie ziściła?

Uważam, że bez wizji w polityce nie ma czego szukać. Tusk kiedyś powiedział, że gdy ma się wizję, to trzeba udać się do psychiatry. A moim zdaniem brak wizji przyszłości powinien eliminować z polityki – tylko wizja sprawiedliwości będzie w stanie zachęcić ludzi do wprowadzenia zmian. Tylko taka wizja jest ratunkiem i tylko lewica byłaby w stanie zrealizować tę wizję, niestety, ona jest dzisiaj bardzo słaba.

2019 rok, kampania „Lewicy Razem” do Parlamentu Europejskiego. Prezentacja warszawskiej listy koalic

2019 rok, kampania „Lewicy Razem” do Parlamentu Europejskiego. Prezentacja warszawskiej listy koalicji, której liderem był Adrian Zandberg (z lewej)

Fotorzepa/ Jakub Mikulski

Dlaczego?

Bo ludzie zostali oszukani przez lewicę – w Polsce i na świecie. Ta tzw. trzecia droga Tony'ego Blaira, Gerharda Schrödera i Leszka Millera okazała się oszustwem. Wsparła neoliberalne stosunki ekonomiczne na świecie. To przez nich ludzie zwrócili się ku populizmowi.

Przecież ich rządy skończyły się 15 lat temu.

Nastroje społeczne zmieniają się powoli. Dobrze, że lewica jest teraz w parlamencie i się zjednoczyła. Powinna jak najszybciej rozwiązać swoje problemy i zaproponować Polakom inną wizję przyszłości Polski. Inną niż ta Leszka Millera i ta, którą proponują dziś PiS i PO.

Nie żałuje pani, że weszła do polityki? Na pewno zdawała sobie pani sprawę, że stanie się pani osobą publiczną, budzącą najrozmaitsze emocje.

Tak, brałam pod uwagę wszystkie okoliczności. Ale moje życie w nie swojej tożsamości tak mnie umęczyło, że postawiłam sobie za cel zrobienie czegoś, by inne osoby w tej samej sytuacji nie musiały się tak męczyć. By mogły mówić najbliższym, co czują, żeby – jeżeli są zdecydowane – mogły mieć godziwą formę korekty płci i leczenia. To była moja misja, którą w znacznej mierze wypełniłam. Ale zapłaciłam za to określoną cenę. Podchodząc do tranzycji, miałam nadzieję, iż po tym procesie będę zwyczajną kobietą. Z powodu działalności politycznej i idącej za tym rozpoznawalności stałam się dla ludzi nie kobietą, lecz „transką", bo wszyscy mnie kojarzą z transseksualnością. To mnie nie cieszy, ale płacę tę cenę dzielnie, z uśmiechem na twarzy.

rozmawiała Eliza Olczyk

Pani wejście do Sejmu było sensacją, pierwsza w historii transpłciowa posłanka. Zniknęła pani ze sceny politycznej po czterech latach. Czy jeszcze pani wspomina, jak to w Sejmie bywało?

Czasami myślę o tych czterech latach w Sejmie, o Ruchu Janusza Palikota i jego ewolucji. Dość szybko okazało się, że Ruch zmierza w inną stronę, niż początkowo się wydawało. Jestem osobą o społecznie lewicowych przekonaniach. Gdy jesienią 2011 roku zostałam wybrana do Sejmu z listy Ruchu Janusza Palikota, wydawało mi się, że jestem we właściwym miejscu. W maju 2012 roku odbył się wielki kongres naszego ruchu w Sali Kongresowej poświęcony walce z biedą i problemom osób wyrzucanych z mieszkań. Główną postacią na tym kongresie obok Janusza Palikota był działacz społeczny Piotr Ikonowicz. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze wybrałam formację. Ale z upływem czasu neoliberalny kształt naszego klubu coraz bardziej dominował i budził moje wątpliwości. Dlatego w pewnym momencie odeszłam z niego. Przeszłam do partii Zielonych i zostałam jedyną przedstawicielką tej formacji w parlamencie. Nie przewidziałam, że u Zielonych też dojdzie do zmian. Część lewicowych działaczy odeszła i przystąpiła do Partii Razem. Wtedy już nie bardzo z kim w Zielonych miałam robić politykę, dlatego wycofałam się z aktywizmu.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi