I matki z dziećmi na rękach też szły te 5009 kilometrów? Wszyscy tak szli przez wiele państw, nie niepokojeni przez nikogo, póki nie trafili na naszą Straż Graniczną? Tak to wyglądało, prawda? To wszystko wyczytałem u kolegów dziennikarzy, którzy na pewno potwierdzili swoje informacje, nie robiliby mnie przecież wody z mózgu.
Staram się, choć pewnie marnie mnie wychodzi, nie recenzować innych mediów, ale to, co pokazują przy okazji kryzysu z uchodźcami, to druzgocząca klęska mojego zawodu. Obserwuję to z odległości kilku tysięcy kilometrów, dwóch stref czasowych i skazany jestem na doniesienia medialne, a raczej ich brak. Królują wrzutki, czasem groteskowe w swej piramidalnej głupocie, jak ta historyjka o kocie, który przyszedł za uchodźcami, czasem wstrząsające, jak opowieści o ciężko chorych ludziach wegetujących na granicy, czasem niesamowite, jak relacje wojska, że przybysze na granicy się zmieniają, bo Białorusini jednych odwożą, a innych przywożą. Łączy je jedno – nikt ich nie sprawdza, literalnie nikt. Są podawane dalej bez żadnej weryfikacji.
To po co mi media, skoro wystarczą plotki kolportowane przez internety?
Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, a raczej czego w niej nie mieć, by pisać takie rzeczy. Zdaniem Google'a – a sprawdzenie tego zajęło mi 15 sekund – z Kabulu do Usnarza Górnego jest pieszo 5009 kilometrów, i to najkrótszą drogą. I co, naprawdę przyszli? Ja już nie mówię, że w trzy dni, ale w ogóle. Teraz słyszę, że nie Afganistan, że oni są z ogarniętej wojną Somalii. Ktoś z państwa był może w Mogadiszu? Wiecie, jak wyglądają Somalijczycy? Otóż troszkę inaczej, uwierzcie mi na słowo albo zweryfikujcie u wujka Gugla. I jak oni się tu dostali, też spacerem, bo to już się robi najmarniej osiem i pół tysiąca kilometrów? Oczywiście nikt mnie na te pytania nie odpowie, ale przeraża, że nikt ich wcześniej dziennikarzom nie zadał, że oni nie zadali ich sobie.
Tyle tylko że bezkrytyczne i zaangażowane po uszy media to ćwierć problemu, a jest on realny i wykraczający poza doraźne wojenki. Mamy tu bowiem dwie logiki i dramatyczny, nierozwiązywalny konflikt między nimi. Bo musimy bronić swej granicy, także dlatego, że to granica Unii Europejskiej. Jeśli pozwolimy nielegalnym imigrantom na jej dzikie przekraczanie w dowolnym miejscu, to zaraz nie będzie ich tam 30, ale 30 tys. To chyba jasne dla każdego, prawda?