Mélenchon, Die Linke i inni. Czy lewica otrzeźwieje

Wysiłek, jaki wykonała prawica, aby przejść z pozycji liberalnych na społeczne, zapewnił jej zwycięstwo. Lewicę czeka cięższe zadanie – nauczenie się patriotyzmu.

Aktualizacja: 18.11.2018 08:24 Publikacja: 16.11.2018 00:01

Jean-Luc Mélenchon. Dlaczego ten francuski polityk nie chce stać się przywódcą lewicowego populizmu?

Jean-Luc Mélenchon. Dlaczego ten francuski polityk nie chce stać się przywódcą lewicowego populizmu?

Foto: Getty Images

W pierwszej turze francuskich wyborów prezydenckich Jean-Luc Mélenchon zdobył 11 proc. głosów. – Ruch musi dojrzeć, to jeszcze nie był nasz czas – mówił lewicowy polityk w maju zeszłego roku. Czy wystartuje w 2022 r.? – Bez wątpienia – odpowiada jedna z posłanek La France insoumise (Francja niepokorna), założonej dwa lata temu partii Mélenchona. – Kto zagrodzi drogę faszyzmowi, jeśli nie on?

To przeświadczenie, że wszystko jest dobrze i nic nie należy zmieniać, przyniesie lewicy zgubę. Z grubsza rzecz ujmując, prawica dała jej łupnia: najpierw brexit, potem zwycięstwo Trumpa w Stanach, później Salvini we Włoszech, a na koniec Bolsonaro w Brazylii. Najgorsza w polityce nie jest klęska, lecz dezorientacja. Bicie na alarm przed pełzającym faszyzmem stanowi przejaw głębokiej dezorientacji.

Nie stanowi ona specyfiki ściśle francuskiej. W Stanach Zjednoczonych po porażce Hillary Clinton część demokratów usiłowała pokazać, że oparcie programu na mniejszościach – to, co politolog Mark Lilla nazwał „polityką tożsamości" – stanowiło błąd zamykający drogę do przeciętnego wyborcy. Walczący wcześniej o nominację Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich Bernie Sanders wyrażał oczekiwania tej lewicy, dla której kwestie ekonomiczne nadal są najważniejszą stawką; krytykował masową imigrację, która podkopuje pozycję amerykańskich robotników i przyczynia się do obniżki płac. Chciał zogniskować impet polityczny wokół poprawy losu klas pracujących, jednak już w czasie prawyborów u demokratów rosło napięcie między linią gospodarczą a linią walki o prawa mniejszości: działacze Black Lives Matter (ruchu obrony praw czarnych) zakłócali wiece Sandersa, zarzucając mu, że zbytnio koncentruje się na ekonomii, zapominając o zagadnieniu dyskryminacji. Od tamtej pory otoczenie Sandersa poszło wyraźnie w stronę „polityki tożsamości", czego najlepszym przykładem Alexandria Ocasio-Cortez, wybrana właśnie do Izby Reprezentantów.

Na krytyczny stosunek Sandersa do migracji powołuje się chętnie Sarah Wagenknecht. Ta działaczka niemieckiej Die Linke założyła ruch Aufstehen (Wstać), którego celem jest nie tylko walka z deregulacją rynku pracy, lecz również z polityką drzwi otwartych na oścież. Imigrancka siła robocza, dla Wagenknecht jest to jasne jak słońce, zagraża niemieckim pracownikom.

Główne dążenie Aufstehen to cofnąć zegarek na lewicy do okresu sprzed Maja '68, porzucić sprawy obyczajowe i powrócić do – jak ujęła to w żargonie marksistowskim liderka ruchu – obrony pracy przed kapitałem. Wolny, niczym nieograniczony strumień migracji służyć zaś ma interesowi wielkich przedsiębiorstw, a nie zwykłych Niemców. W podobnym tonie wypowiada się Jeremy Corbyn, przywódca brytyjskich laburzystów. Lewica nie mówiła takim językiem od lat.

***

Djordje Kuzmanović, rzecznik La France insoumise, odniósł się do słów Wagenknecht z aprobatą. Stwierdził w jednym z wywiadów, że gdy lewica zajmuje w sprawie imigracji takie samo stanowisko jak wielkie korporacje, to znak, że coś jest z nią nie w porządku. Dotychczasową politykę otwartych granic określił, za założycielką Aufstehen, mianem „nierealistycznej". Spłynęła na niego fala krytyki, a Mélenchon pośpieszył z oświadczeniem, że to wyłącznie prywatne poglądy rzecznika, a nie linia partii.

Kuzmanović to barwna postać. Dzieciństwo spędził w Serbii, skąd pochodzi jego ojciec. Wysłużył we francuskiej armii 12 lat. Kultywuje tradycyjnie serbską przyjaźń z Rosją, czemu niejednokrotnie dał wyraz, oznajmiając, że Francja powinna wyjść ze struktur NATO i zbliżyć się z państwem Putina. Za jego sprawą na kongresach LFI śpiewa się Marsyliankę, a nie Międzynarodówkę, nad głowami zgromadzonych powiewa zaś francuska flaga, a nie czerwony sztandar.

W oczach wielu Kuzmanović stanowi szansę na reorientację partii. Odcięto się jednak od jego wypowiedzi z taką gwałtownością, że trudno obecnie liczyć, aby LFI była w stanie rzeczywiście przeobrazić się w lewicę na miarę wyzwań naszej epoki. Kuzmanović bronił się, że potraktował kwestię migracji z klasycznego, marksistowskiego punktu widzenia i to nie jego wina, że dla lewicy taka perspektywa stała się niedopuszczalna. Najwięcej straci na tym sam Mélenchon. Parę tygodni temu spotkał się w Marsylii z prezydentem Emmanuelem Macronem, który powiedział, że przywódca LFI nie jest jego wrogiem, ale sojusznikiem w walce ze Zjednoczeniem Narodowym (to nowa nazwa Frontu Narodowego). Jeden i drugi zgodnie określają włoski i węgierski rząd mianem faszystowskiego, piętnują austriackie FPÖ i Szwedzkich Demokratów jako rasistów. Obaj ostrzegają przed brunatną hydrą, która podnosi głowę od Rzymu po Warszawę.

Tu leży zasadnicza trudność. Mélenchon miał uosabiać wiarygodną opozycję wobec Macrona, miał być alternatywą zarówno wobec Zjednoczenia Narodowego, jak i macronistów. Czemu więc wciąż stoi w rozkroku, czemu nie chce się stać przywódcą lewicowego populizmu?

***

Bliska LFI Chantal Mouffe, belgijska znawczyni Carla Schmitta (niemieckiego prawnika i teoretyka polityki), stworzyła teorię lewicowego populizmu. Jej zdaniem panowanie neoliberalizmu zatarło podział na lewicę i prawicę, wydobywając nowy rodzaj konfrontacji: po jednej stronie zubożały i wydziedziczony przez globalizację lud, po drugiej globalistyczna oligarchia. Kto zmobilizuje ten lud, pozostaje kwestią otwartą.

Mouffe wyjaśnia, że populizm nie stanowi żadnej zwartej ideologii. To sposób konstruowania politycznego podziału. Dla przykładu: marksiści budowali podział na proletariat i burżuazję. Populiści stawiają sprawę inaczej – po jednej stronie elity, po drugiej lud. Zdaniem filozof populizm byłby zerwaniem z postpolityką, bo narody domagają się wpływu na rzeczywistość, nie chcą się już zdawać na ekspertów i technokratów. Chcą zabrać głos.

Mouffe nazywana jest matką chrzestną Podemos (lewicowej hiszpańskiej partii utworzonej w 2014 r.). W Hiszpanii było o tyle łatwiej, że nie ma tam prawicowego populizmu, nie było więc konkurencji. LFI zaś musi stawić czoło Zjednoczeniu Narodowemu, które już teraz cieszy się dużym poparciem wśród robotników. Myślicielka zauważa, że wyborcy Zjednoczenia nie są wcale nieuleczalnymi rasistami i ksenofobami; wbrew dziennikarskim kliszom nie można mieszać patriotyzmu z faszyzmem, to dwie odrębne postawy. Poczucie narodowe jest silne i nic nie zapowiada, aby miało zaniknąć, lewica powinna więc wziąć sobie patriotyzm za punkt odniesienia. Państwa nie wyparują, świat bez granic to mrzonka. Narody stanowią rzeczywistość, która nie rozwieje się prędko.

Trzeba zdać sobie sprawę, że to wysiłek, jaki wykonała prawica, aby przejść z pozycji liberalnych na społeczne, zapewnił jej zwycięstwo. Lewicę czeka cięższe zadanie – nauczenie się patriotyzmu. Styl życia, o jaki walczyła w ubiegłych dziesięcioleciach, jest zagrożony, wystarczy rzucić okiem na ostatnie doniesienia z Niemiec albo Francji. W październiku, jak podaje dziennik „Marianne", w samym Paryżu doszło do kilku ataków na homoseksualistów. Jedna z ofiar rozpacza: „Możemy brać ślub, ale nie możemy na ulicy trzymać się za ręce".

„Berliner Zeitung" podaje, że w zeszłym roku zgłoszono w Berlinie aż 324 ataki na gejów, zaznaczając, że według policji ta liczba nie odzwierciedla rzeczywistej skali takich zajść, jest zdecydowanie zaniżona. Służby porządkowe szacują, że 90 proc. napastników to imigranci. Projekt wyzwolenia obyczajowego może niedługo zostać całkowicie przekreślony, jeśli lewica nie odważy się o tych problemach głośno mówić. Niekoniecznie w imię tożsamości, na co zwraca uwagę francuski dziennikarz Jean Birnbaum w swojej ostatniej książce „La religion des faibles" („Religia słabych"). Pisze, że lewica zbyt długo chowała głowę w piasek, zbyt długo udawała, że islam to religia pokoju. Islam, ostrzega, to system, który chce styranizować Europę i zniszczyć wolności, o które biło się kilka pokoleń. Nie o wartości europejskie czy katolickie tu jednak chodzi, lecz o wartości, które wywalczyła lewica – to one mogą się okazać bardziej kruche, niż wszyscy sądzili.

Takie odnowienie perspektywy jest kosztowne. Przekonał się o tym na własnej skórze Olivier Faure, pierwszy sekretarz Partii Socjalistycznej. Gdy w czasie wywiadu radiowego powiedział, że niektóre miejsca we Francji sprawiają wrażenie, jakby dokonywała się tam kolonizacja, zrugano go. Starał się ostrożnie, asekuracyjnie zmienić ton lewicy i uderzono w niego, bo lewica nie jest jeszcze na taką zmianę gotowa.

***

Mélenchon ma zbyt obciążoną hipotekę, aby takiego przeobrażenia dokonać. Jego wielką polityczną ambicją jest zjednoczenie całej lewicy; chciałby to zrobić poprzez demontaż systemu V Republiki i przejście do VI, która skończyłaby z „prezydencką monarchią", jak nazywa się ustrój wprowadzony przez de Gaulle'a, i poszerzyła uprawnienia parlamentu, obecnie bardzo słabego względem władzy wykonawczej. Tym pomysłom nie można odmówić rozmachu, tak jak nie można przypisać rozsądku propozycjom włączenia Francji w ALBA, sojusz boliwariański, zrzeszający między innymi Kubę i Wenezuelę. Mélenchon zresztą słynął ze swojej przyjaźni z Nicolásem Maduro i Hugo Chavezem, których nieraz odwiedzał, chwaląc rozwiązania wprowadzane przez socjalistycznych zamordystów. Aspiracje LFI nie kończą się na tym: partia chciałaby stworzyć nowe struktury ekonomiczne w skali globu, zastępujące Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Być może charakter Mélenchona stanowi większą przeszkodę niż jego dziwne pomysły polityczne. Podczas niedawnych przeszukań w siedzibie LFI (w związku z podejrzeniami nadużyć finansowych i korupcji) szarpał się z funkcjonariuszami, wrzeszcząc: „Republika to ja!". Francuzom nie spodobało się zachowanie polityka: aż 76 proc. oceniło, że zareagował nieodpowiednio. Jego wiarygodności nie sprzyja też ujawnienie, że jego prawa ręka Alexis Corbiere brał od państwa zapomogę dla najskromniej mieszkających obywateli, aby wyremontować swoje mieszkanie. Samemu Mélenchonowi wytykano, że podróżuje klasą biznesową, co kłóci się z jego wizerunkiem trybuna ludu, na co odparł, że jest zbyt stary, aby nadwerężać sobie plecy w klasie ekonomicznej.

Od lat 70. lewica we Francji nie była tak podzielona i rozdrobniona jak dziś. Czy Mélenchon może nadać jej rozpęd, gdy Francuzi rozczarują się Macronem? „Brak mu siły uwodzenia" – mówi jego były kolega z Partii Socjalistycznej, nie potrafi zjednywać sobie ludzi, ponosi go temperament. Mélenchon nie traci jednak nadziei. Wziął sobie za wzór François Mitterranda, który dopiero za trzecim podejściem został prezydentem. W 2022 r. przywódca LFI będzie miał jednak 71 lat (Mitterrand miał 65, gdy trafił do Pałacu Elizejskiego), a liderów w jego otoczeniu brak. Jest jedyną rozpoznawalną postacią ugrupowania, reszcie brak charyzmy i przebicia albo pewności co do tego, czy LFI ma przed sobą przyszłość.

***

Po wygranej Trumpa pewien publicysta z „New Yorkera" stwierdził, że próba zrozumienia powodów, dla których zwyciężają populiści, stanowi uznanie ich poglądów za normalne. Dezorientacja lewicy będzie trwać tak długo, jak długo nie przyzna sobie ona prawa do namysłu nad triumfem populistycznej prawicy. Jej główny problem polega jednak na tym, że nie chce sobie uzmysłowić, iż świat nie narodził się w latach 60. Wyłamanie się z ideologii wielokulturowości będzie dla lewicy trudniejsze, niż dla prawicy było zdobycie władzy w świecie zdominowanym przez lewicę. Bez zmiany politycznych założeń czeka ją wyjałowienie.

Największe oczekiwania przed następnym rokiem wiążą się właśnie z lewicą. Wszyscy zadają sobie jedno pytanie: czy otrzeźwieje?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W pierwszej turze francuskich wyborów prezydenckich Jean-Luc Mélenchon zdobył 11 proc. głosów. – Ruch musi dojrzeć, to jeszcze nie był nasz czas – mówił lewicowy polityk w maju zeszłego roku. Czy wystartuje w 2022 r.? – Bez wątpienia – odpowiada jedna z posłanek La France insoumise (Francja niepokorna), założonej dwa lata temu partii Mélenchona. – Kto zagrodzi drogę faszyzmowi, jeśli nie on?

To przeświadczenie, że wszystko jest dobrze i nic nie należy zmieniać, przyniesie lewicy zgubę. Z grubsza rzecz ujmując, prawica dała jej łupnia: najpierw brexit, potem zwycięstwo Trumpa w Stanach, później Salvini we Włoszech, a na koniec Bolsonaro w Brazylii. Najgorsza w polityce nie jest klęska, lecz dezorientacja. Bicie na alarm przed pełzającym faszyzmem stanowi przejaw głębokiej dezorientacji.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena